I think I see the problem, it's only gon' get worse
: 10 mar 2024, 15:42
outfit
To nie był dzień należący do Addison. Blondynka była nawet gotowa zaryzykować stwierdzeniem, że ostatnie półtorej tygodnia trudno określić jako w jakikolwiek sposób sukcesywne. Każdego dnia zdarzało się coś, co wyprowadzało kobietę z równowagi. Czy to informacja od Andersa o kolejnej mniejszej komplikacji podczas remontu, czy to roszczeniowy klient, czy przeoczenie faktu, że kończy się jej pasta do zębów. Czasem to były pierdoły, ale samo to, że mnożyły się wydarzenia niezbyt korzystne, wpływało na Callaghan źle, jeszcze gorzej na jej cierpliwość. Dziś jednak nastąpiła prawdziwa kumulacja... Opóźniony lot powrotny po maratonie w pracy, olbrzymi upał na zewnątrz, zepsuta klimatyzacja w pociągu, a do tego opóźnienie także tego pojazdu, i telefon otrzymany od ojca w czasie jazdy z informacją, że jednak nie udało się odebrać gotowego auta Addie, bo jest opóźnienie w dostawie potrzebnej do wymiany części... Wizja kolejnych podróży opóźnioną koleją napawała Callaghan przeogromną radością. Właściwie, gdyby nie inwestycja w lokal, rozważyłaby zakup nowego auta, a tak.. musiała znosić wszelkie plusy oraz minusy publicznego transportu.
Ze skwaszoną miną wysiadła na swojej stacji, nieco zaskoczona tym, jak wiele ludzi postanowiło w ten sobotni poranek znaleźć się w Opal Moonlane. Zmarszczyła czoło, przyglądając się im wszystkim wyraźnie... Te roześmiane buzie, pełne rodziny, piszczące dzieci... Przeniosła wzrok na sklepowe witryny, które powolnie mijała.. Wsłuchała się w śpiewane piosenki... Czy to już... Wyciągnęła szybko telefon, wzdychając ciężko, bo nawet w tym pędzie nie zauważyła, że świat zbliża się do kolejnych świąt. Cudownie. Tak samo jak ten palący ból w okolicach serca i pieczenie oczu, kiedy obserwowała młode rodziny skupione na poszukiwaniu pomalowanych jajek schowanych przez wielkiego zająca, który wciąż kicał w okolicy. -Świetnie - wymamrotała, otwierając drzwi do swojego budynku. Wgramoliła się do windy, którą dzieliła właśnie z taką rodzinką, wybierającą się na cudowny poranek... I kiedy znalazła się w bezpiecznych czterech ścianach, po prostu pękła. Odłożyła na bok telefon, w wejściu zostawiła walizkę, usiadła na kanapie i rozpłakała się. Nie wiedziała ani ile czasu to jej zajęło, ani ile później spała. Jedyne co uderzyło kobietę, to to, że chyba przespała cały dzień, bo za oknem panowała ciemność, a kiedy je uchyliła, nie słychać było żadnego gwaru. Zerknęła na zegarek, wzdychając ciężko, bo dochodziła dwudziesta trzydzieści. -Świetnie - padło ponuro po raz kolejny z ust Callaghan, kiedy zobaczyła swoje odbicie w lustrze. Zmyła rozmazany makijaż, ciesząc się w duchu, że nikt nie będzie oglądał jej takiej opuchniętej. Chociaż nie... Nie było jej tak długo, ze nie miała nic w lodówce. Jęknęła, zrzucając z siebie wszystkie ubrania, by pójść pod szybki prysznic, jeśli chciała zdążyć jeszcze do marketu, a nie przepłacać w całodobowym sklepie, którego asortyment - poza alkoholowym - pozostawiał wiele do życzenia i Addie miała względem niego wątpliwości. Namydliła ciało, ale napotkała problem. Woda nie chciała lecieć ponownie. -Co jest... - chwilę siłowała się z pokrętłami, ale to nic nie pomogło. Wściekła wytarła tę pianę ręcznikiem, wciągnęła na siebie pierwsze lepsze ubrania i podziękowała sobie w duchu, że nie myła włosów, ale i tak powinna to zrobić. Nie wiedziała, jednak co się dzieje, nie potrafiłą też tego sprawdzić faktycznie na miejscu sama... Mogła jedynie zerknąć na zawory, bo słuchała nie tak dawno temu o nich wykładu, i to zrobiła, ale one pozostawały w porządku. -Świetnie - rzuciła więc raz jeszcze, kiedy przeczytała na osiedlowej grupie komunikat o problemach z wodą w konkretnych godzinach. Problem polegał jednak na tym, że ona miała jeszcze zapas do tego czasu, a najpiew woda działała. Podeszła więc do sąsiadki z naprzeciwka, zadzwoniła do Thomasa z sąsiedniego budynku, ale u nich wszystko było ok... Co miała robić? Chciała pytać Nathana czy mógłby jej pomóc, ale dostała wiadomość, jak ostatnio dość często (może to przez to, że nie mogła sama doglądać postępów) od Tristana, która w skrócie mówiła co udało się zrobić i załączył nawet zdjęcie poglądowe. Cóż... Addie nie myślała, tylko po prostu wybrała jego numer i desperacko poprosiła, by zajechał do niej sprawdzić o co chodzi, bo to nie była lokalna awaria.
-Dziękuję, że przyjechałeś, przepraszam, że cię tak wykorzystuję, ale potrzebuję ratunku. To pewnie nic takiego, ale ja się na tym kompletnie nie znam. Wiem za to, że potrzebuję działającej wody, bo mam tylko jedną butelkę w zapasie i moje włosy... Cóż... Potrzebują odświeżenia. Przepraszam cię za mój stan, ale dopiero co wróciłam... - wdzięczność Addison, mieszała się z zawstydzeniem, od momentu otwarcia drzwi przed Tristanem. Co było widać, słychać, a może i czuć. Z dwojga złego Callaghan wolała by Tristan wyczuł jej desperację oraz zmęczenie, niż jakiś nieprzyjemnych zapach wynikający z tego prysznica, który był jakże wątpliwej jakości ze względu na te wodne komplikacje...
To nie był dzień należący do Addison. Blondynka była nawet gotowa zaryzykować stwierdzeniem, że ostatnie półtorej tygodnia trudno określić jako w jakikolwiek sposób sukcesywne. Każdego dnia zdarzało się coś, co wyprowadzało kobietę z równowagi. Czy to informacja od Andersa o kolejnej mniejszej komplikacji podczas remontu, czy to roszczeniowy klient, czy przeoczenie faktu, że kończy się jej pasta do zębów. Czasem to były pierdoły, ale samo to, że mnożyły się wydarzenia niezbyt korzystne, wpływało na Callaghan źle, jeszcze gorzej na jej cierpliwość. Dziś jednak nastąpiła prawdziwa kumulacja... Opóźniony lot powrotny po maratonie w pracy, olbrzymi upał na zewnątrz, zepsuta klimatyzacja w pociągu, a do tego opóźnienie także tego pojazdu, i telefon otrzymany od ojca w czasie jazdy z informacją, że jednak nie udało się odebrać gotowego auta Addie, bo jest opóźnienie w dostawie potrzebnej do wymiany części... Wizja kolejnych podróży opóźnioną koleją napawała Callaghan przeogromną radością. Właściwie, gdyby nie inwestycja w lokal, rozważyłaby zakup nowego auta, a tak.. musiała znosić wszelkie plusy oraz minusy publicznego transportu.
Ze skwaszoną miną wysiadła na swojej stacji, nieco zaskoczona tym, jak wiele ludzi postanowiło w ten sobotni poranek znaleźć się w Opal Moonlane. Zmarszczyła czoło, przyglądając się im wszystkim wyraźnie... Te roześmiane buzie, pełne rodziny, piszczące dzieci... Przeniosła wzrok na sklepowe witryny, które powolnie mijała.. Wsłuchała się w śpiewane piosenki... Czy to już... Wyciągnęła szybko telefon, wzdychając ciężko, bo nawet w tym pędzie nie zauważyła, że świat zbliża się do kolejnych świąt. Cudownie. Tak samo jak ten palący ból w okolicach serca i pieczenie oczu, kiedy obserwowała młode rodziny skupione na poszukiwaniu pomalowanych jajek schowanych przez wielkiego zająca, który wciąż kicał w okolicy. -Świetnie - wymamrotała, otwierając drzwi do swojego budynku. Wgramoliła się do windy, którą dzieliła właśnie z taką rodzinką, wybierającą się na cudowny poranek... I kiedy znalazła się w bezpiecznych czterech ścianach, po prostu pękła. Odłożyła na bok telefon, w wejściu zostawiła walizkę, usiadła na kanapie i rozpłakała się. Nie wiedziała ani ile czasu to jej zajęło, ani ile później spała. Jedyne co uderzyło kobietę, to to, że chyba przespała cały dzień, bo za oknem panowała ciemność, a kiedy je uchyliła, nie słychać było żadnego gwaru. Zerknęła na zegarek, wzdychając ciężko, bo dochodziła dwudziesta trzydzieści. -Świetnie - padło ponuro po raz kolejny z ust Callaghan, kiedy zobaczyła swoje odbicie w lustrze. Zmyła rozmazany makijaż, ciesząc się w duchu, że nikt nie będzie oglądał jej takiej opuchniętej. Chociaż nie... Nie było jej tak długo, ze nie miała nic w lodówce. Jęknęła, zrzucając z siebie wszystkie ubrania, by pójść pod szybki prysznic, jeśli chciała zdążyć jeszcze do marketu, a nie przepłacać w całodobowym sklepie, którego asortyment - poza alkoholowym - pozostawiał wiele do życzenia i Addie miała względem niego wątpliwości. Namydliła ciało, ale napotkała problem. Woda nie chciała lecieć ponownie. -Co jest... - chwilę siłowała się z pokrętłami, ale to nic nie pomogło. Wściekła wytarła tę pianę ręcznikiem, wciągnęła na siebie pierwsze lepsze ubrania i podziękowała sobie w duchu, że nie myła włosów, ale i tak powinna to zrobić. Nie wiedziała, jednak co się dzieje, nie potrafiłą też tego sprawdzić faktycznie na miejscu sama... Mogła jedynie zerknąć na zawory, bo słuchała nie tak dawno temu o nich wykładu, i to zrobiła, ale one pozostawały w porządku. -Świetnie - rzuciła więc raz jeszcze, kiedy przeczytała na osiedlowej grupie komunikat o problemach z wodą w konkretnych godzinach. Problem polegał jednak na tym, że ona miała jeszcze zapas do tego czasu, a najpiew woda działała. Podeszła więc do sąsiadki z naprzeciwka, zadzwoniła do Thomasa z sąsiedniego budynku, ale u nich wszystko było ok... Co miała robić? Chciała pytać Nathana czy mógłby jej pomóc, ale dostała wiadomość, jak ostatnio dość często (może to przez to, że nie mogła sama doglądać postępów) od Tristana, która w skrócie mówiła co udało się zrobić i załączył nawet zdjęcie poglądowe. Cóż... Addie nie myślała, tylko po prostu wybrała jego numer i desperacko poprosiła, by zajechał do niej sprawdzić o co chodzi, bo to nie była lokalna awaria.
-Dziękuję, że przyjechałeś, przepraszam, że cię tak wykorzystuję, ale potrzebuję ratunku. To pewnie nic takiego, ale ja się na tym kompletnie nie znam. Wiem za to, że potrzebuję działającej wody, bo mam tylko jedną butelkę w zapasie i moje włosy... Cóż... Potrzebują odświeżenia. Przepraszam cię za mój stan, ale dopiero co wróciłam... - wdzięczność Addison, mieszała się z zawstydzeniem, od momentu otwarcia drzwi przed Tristanem. Co było widać, słychać, a może i czuć. Z dwojga złego Callaghan wolała by Tristan wyczuł jej desperację oraz zmęczenie, niż jakiś nieprzyjemnych zapach wynikający z tego prysznica, który był jakże wątpliwej jakości ze względu na te wodne komplikacje...