I'll follow you way down to your deepest low
Ray cieszył się na spotkanie z Saulem - nie widzieli się od jakiegoś czasu, bo Saul miał swoje życie, miał dziecko, a Ray sporo czasu poświęcał pracy, no i jeszcze fakt, że ostatni czas spędził w Sydney razem z Darylem... Cholera, nie spodziewał się - jadąc na ten jubileuszowy koncert - że to potoczy się w ten sposób, ale nie żałował ani jednego słowa, ani jednego pocałunku i ani jednej spędzonej z nim chwili. To, że Daryl zdecydował się z nim przyjechać do Lorne było dla nich obu chyba dość oczywistym wyjściem: Raya trzymała w Lorne Bay praca, której był oddany i którą naprawdę lubił, a Daryl niekoniecznie musiał mieć swoje miejsce gdziekolwiek indziej. Rozmawiali o tym przez chwilę, ale obaj uznali, że to będzie najlepsza opcja, więc około środy popołudniu przybyli do Lorne, rozpakowywanie rzeczy Daygorry zostawiając na kiedy indziej i zajmując się głównie sobą i spacerami po najbliższej okolicy, przynajmniej na tyle, na ile pozwoliło im zmęczenie.
Od razu zapowiedział partnerowi, że w czwartek wieczorem widzi się z Saulem - nie chciał zmieniać planów, ale zapewnił mężczyznę (w którego oczach dostrzegł iskierki zazdrości), że za parę godzin wróci i będą mogli dalej cieszyć się sobą. Na spotkaniu z jubilerem jednak mu zależało, bo tęsknił za nim cholernie i perspektywa rozmowy, wypicia paru piw i po prostu przebywania we własnym towarzystwie strasznie go cieszyła. Nadal też czuł coś do tego gnojka, który złamał mu serce, ale przypuszczał, że to się nigdy nie zmieni... mimo to jednak nie potrafiłby zerwać z nim kontaktu, bo kochał go, zależało mu na nim i musiał zadowolić się przyjaźnią, której nie zniszczyło nawet bolesne rozstanie.
O umówionej godzinie wszedł do baru Moonlight (który był na tyle oczywistym wyborem, że nie musieli tego konsultować, zważywszy na niewielką ilość podobnych miejsc w okolicy) i rozejrzał się, wypatrując pomiędzy zgromadzonymi w lokalu ludźmi znajomej czupryny (powiedzmy, że był na tyle wysoki, że było to dość łatwe). W końcu zlokalizował Monroe'a i z wesołym uśmiechem ruszył w kierunku baru, przy którym ten akurat stał.
- Dzień dobry, niebieskooki - rzucił na powitanie, bez zastanowienia biorąc go w objęcia i przytulając do siebie. Pozwolił sobie nawet na moment przytulić czoło do jego ramienia; tęsknił za nim i za jego bliskością, cokolwiek by nie robił, no. W końcu jednak, uznając, że ten może sobie tego nie życzyć, puścił go i popatrzył na twarz mężczyzny z uśmiechem, opierając łokieć o blat baru. - Zamówiłeś już coś? - przechylił głowę na ramię i zmierzwił włosy dłonią. - Cholera, tęskniłem za tobą. - trochę mu się wyrwało, ale szybko dodał kolejne słowa, żeby nieco to wyznanie "przepędzić". - To co, szukamy stolika? Opowiesz mi co się stało?
Saul Monroe