-
Wow. – Była szczerze pod wrażaniem, bo ona potrzebowała palców, żeby cokolwiek policzyć. Chyba, że wydawała hajs rodziców to wtedy nawet palców nie używała, bo to nie jej pieniądze. –
Mi rodzice po prostu kupili kalkulator, bo wiedzieli, że nic z tego nie będzie. – Zażartowała, bo wiadomo, że ostatecznie tak nie było. Rodzice bardzo inwestowali w ich edukacje i upewniali się, że ich dzieci dostają najlepsze stopnie nie dlatego, że są bogaci i mają przechodzić z klasy do klasy tylko dlatego, że rzeczywiście na te wysokie stopnie zasługują. Teraz Gaia preferowała udawanie pustej idiotki, bo tak po prostu było łatwiej. Poza tym ludzi nie interesował jej mózg, bo była ładna.
-
Ale mnie teraz bujasz. – Zaśmiała się i puknęła ją palcem w nos. –
Naprawdę chcesz mi powiedzieć, że od czasu Sydney myślałaś o mnie każdego dnia i nie próbowałaś mnie znaleźć tylko czystym przypadkiem spotkałyśmy się na nowo w Lorne? – Ona tam rzeczywiście sobie co jakiś czas o Zoey myślała, ale nie jakoś intensywnie. No bo skąd mogła wiedzieć, że pozna w Sydney laskę, z którą ostatecznie jej ścieżki znowu się skrzyżują, ale tym czasem w Lorne Bay? Chociaż w sumie to łatwo uwierzyć, że jakimś cudem Lorne jest centrum wszechświata. –
To mogę już zakładać, że złościsz się na mnie tylko dla zasady, ale tak naprawdę to nigdy nie jesteś zła? – Oj jak ona by chciała, żeby tak było. Wtedy tak obrzydliwie by to wykorzystywała, że w końcu Zoey miałaby jej naprawdę dosyć i skończyłyby się żart i taryfy ulgowe. Nawet ładna twarz i minka naburmuszonej, małej Gai by nie zadziałała.
-
Czyli wyjazd na imprezowanie nie wchodzi w grę? – Zapytała, bo przecież już tak kiedyś komuś zrobiła. –
To okropne, ale w ten sposób zakończyłam kiedyś mój pierwszy związek z dziewczyną. Właściwie pierwszy jakikolwiek związek. – Pochwaliła się chociaż nie było czym. Aczkolwiek żeby nie było. Nie chwaliła się. Po prostu tak wyszło samo z siebie, że może to powiedzieć. –
Powiedziałam jej, że wyjeżdżam na studia do Sydney, ale w ostatniej chwili zmieniłam zdanie i wyjechałam na rok do Grecji. Nic jej nie powiedziałam, a przez różnicę czasu nie bardzo miałam się z nią jak zgadać. – Mówiła to jakby nigdy nic, a rękoma błądziła sobie po ciele Zoey.
-
Nie. – Nawet nie potrzebowała się nad tym zastanawiać. –
Pojechałabym z tobą. – Obie dobrze wiem, że tak czy siak najpierw by się obraziła i udawała, że nie jest załamana, ale później w akcie desperacji może by się rozpłakała i błagała Zoey, żeby ta pozwoliła jej jechać ze sobą. Rzuciłaby wszystko. Może poza fundacją. No, ale to wszystko zależy od tego na jakim stopniu zaangażowania byłaby ich relacja.
Tak, jestem pewna, że mama Zimmerman bardzo chciałaby być obecna w takiej sytuacji. Chciałaby widzieć jak jej jedyna córka wpada do jakiejś typiary do biura i na dzień dobry pada na kolana z tekstem „pa na to”, gdzie „to” to były cycki jej córki. Z pewnością byłaby dumna. Pewnie tylko byłaby zadowolona, że nie klęczałaby przed żadnym mężczyzną, który z pewnością chciałby w obrzydliwy sposób wykorzystać jej piękną córeczkę. I piszę to jako ktoś kto miał okazję być już mamą Zimmerman.
Gaia to jednak potrafiła podrywać. Nie potrzebowała jakiś słabych rad z sb, żeby wyrywać dobre dupy. Wystarczyło znać kilka wierszy i czytać lesbijskie legendy i biseksualne ikony, które nienawidziły mężczyzn. Odpowiednie słowa wyszeptane w odpowiednim momencie dawały więcej magii niż nie wiem co. –
Wiem. – Odpowiedziała zadowolona z siebie i cały czas się uśmiechając odwzajemniła pocałunek. Takie pocałunki też są seksowne, jak człowiek się podczas nich uśmiecha. –
Ja ciebie też. W razie gdybyś nie zauważyła. – Dodała w trakcie pocałunku, bo nie było sensu przerywać takich przyjemności.
Śmiała się słysząc każdy z argumentów Zoey. Nawet jej przy tym nie całowała tylko wpatrywała się jak urocza Zoey próbuje ją namówić do złych rzeczy. Trzymając dłonie na biodrach Zoey, albo unosiła brwi w zdziwieniu, albo kręciła głową z niedowierzaniem. –
Wow. Nie wiedziałam, że jesteś taka nierozważna i że mogłabyś mnie namawiać do takich złych rzeczy. – To brzmiało bardziej jak coś co Gaia by robiła. Nie Zoey. Well, well, well, how the turntables. –
Co to za tekst? Chodzą o mnie jakieś ploty na mieście? – Teraz to wybuchła śmiechem i aż na chwilę zapomniała jak się oddycha kiedy Zoey położyła dłonie na jej pośladkach. –
Zdążyłabym, ale nie chcę się spieszyć. Zasługujesz na to, żebym wycałowała każdy milimetr twojego ciała. Dziesięć minut to za mało. – Westchnęła lekko. –
Chodź. Będziemy się całować na tamtej kanapie. – Bo ten fotel jest zjebany, więc dokładam sobie jakąś niedużą kanapę. Położyła się na tej kanapie na tyle ile mogła, bo jednak Gaia była nawet wysoka, zrobiła trochę miejsca dla Zoey, a jak Zoey dołączyła to Gaia od razu zaczęła ją całować. –
Jak mi powiesz, że mam nie lecieć, to w sumie nie polecę. Zostaniemy tutaj. Wyjdziemy wieczorem. Albo jutro rano. Albo nigdy. – Zaproponowała, bo w sumie może jebać Tunezję czy tam Tajlandię czy Indonezję. Już tam była. Niczego nowego na bank nie mają.