: 12 mar 2024, 23:17
- Przynajmniej go nie uprałaś – zauważył trochę rozbawiony własnym żartem, a trochę jednak okolicznościami. A może po prostu docenił w głębi serca, że ktoś wrzuca ubrania prosto do kosza na pranie zamiast na niego?
Cóż, faktycznie ich drugą penetrację od pierwszej różniło całkiem sporo elementów: zarówno drama zaraz po, jak i to, że widzieli się kolejny razem raptem kilka dni później i Julianowi zbierało się na jakieś dziwne opowieści o miłym spędzaniu czasu i martwieniu się o kogoś, kogo ledwo znał i nie powinien już nigdy więcej zobaczyć, a ten ktoś elegancko go zlewał. Wysłuchał argumentów Tove i trochę zdziwioną, a trochę wskazującą na głęboką analizę miną, a na końcu po prostu wzruszył ramionami. - Okej, jak wolisz, to twoja sprawa – stwierdził. Przecież nie będzie się z nią kłócił o to, czy powinny go obchodzić jej uczucia ani tym bardziej o to, czy powinien kręcić się po raz drugi po akademiku, prawda? - Dlatego zaparkowałem daleko – przyznał jeszcze, przeczesując palcami włosy, żeby sprawdzić, czy trochę wyschły, ewentualnie czy zdążyły mu się już od tej wilgoci pokręcić (czy może bardziej pofalować? Nie wiem, jaki koleś ma typ włosów, ale takie nieproste).
- Najwygodniej? – powtórzył po niej, spojrzał na drzwi i po chwili zastanowienia doszedł do wniosku, że owszem, była to najsensowniejsza opcja z możliwych. I wcale nie skakał z radości, bo nawet jeśli miał jakieś, ekhm, nadzieje, jadąc tu dzisiaj, wszystkie już dość dawno wyrzucił do kosza i miał pełną świadomość, że czeka ich już głównie niezręczne czekanie. Ile ta ulewa mogła jeszcze potrwać, dziesięć minut? Piętnaście? Zerknął na telefon – Laine nie była specjalnie zainteresowana jego spóźnieniem. Raz, że często się spóźniał, a dwa, oboje wciąż chyba najbardziej lubili te momenty, kiedy tego drugiego nie było w domu. - Wyjdę jak tylko przestanie – mruknął pod nosem, trochę do niej, a trochę do siebie, rozejrzał się po pokoju i usiadł wreszcie na krześle, uznając je na najbezpieczniejsze miejsce. Chwilę gapił się przez okno, ale nagle na jego czole pojawiła się zmarszczka. - Czemu właściwie zamieniłaś mieszkanie na akademik? – spytał nagle, może trochę zapominając, że dla Tove nie była to decyzja z serii: „w której dzielnicy kupić sobie nowy dom”. - Nie jest tu, no wiesz, za głośno czy coś? Nie obraź się, ale nie wyglądasz, jakbyś szczególnie lubiła duże imprezy na korytarzach – zauważył, mierząc ją szybkim spojrzeniem tylko na potrzeby tego stwierdzenia.
tove rosenthal
Cóż, faktycznie ich drugą penetrację od pierwszej różniło całkiem sporo elementów: zarówno drama zaraz po, jak i to, że widzieli się kolejny razem raptem kilka dni później i Julianowi zbierało się na jakieś dziwne opowieści o miłym spędzaniu czasu i martwieniu się o kogoś, kogo ledwo znał i nie powinien już nigdy więcej zobaczyć, a ten ktoś elegancko go zlewał. Wysłuchał argumentów Tove i trochę zdziwioną, a trochę wskazującą na głęboką analizę miną, a na końcu po prostu wzruszył ramionami. - Okej, jak wolisz, to twoja sprawa – stwierdził. Przecież nie będzie się z nią kłócił o to, czy powinny go obchodzić jej uczucia ani tym bardziej o to, czy powinien kręcić się po raz drugi po akademiku, prawda? - Dlatego zaparkowałem daleko – przyznał jeszcze, przeczesując palcami włosy, żeby sprawdzić, czy trochę wyschły, ewentualnie czy zdążyły mu się już od tej wilgoci pokręcić (czy może bardziej pofalować? Nie wiem, jaki koleś ma typ włosów, ale takie nieproste).
- Najwygodniej? – powtórzył po niej, spojrzał na drzwi i po chwili zastanowienia doszedł do wniosku, że owszem, była to najsensowniejsza opcja z możliwych. I wcale nie skakał z radości, bo nawet jeśli miał jakieś, ekhm, nadzieje, jadąc tu dzisiaj, wszystkie już dość dawno wyrzucił do kosza i miał pełną świadomość, że czeka ich już głównie niezręczne czekanie. Ile ta ulewa mogła jeszcze potrwać, dziesięć minut? Piętnaście? Zerknął na telefon – Laine nie była specjalnie zainteresowana jego spóźnieniem. Raz, że często się spóźniał, a dwa, oboje wciąż chyba najbardziej lubili te momenty, kiedy tego drugiego nie było w domu. - Wyjdę jak tylko przestanie – mruknął pod nosem, trochę do niej, a trochę do siebie, rozejrzał się po pokoju i usiadł wreszcie na krześle, uznając je na najbezpieczniejsze miejsce. Chwilę gapił się przez okno, ale nagle na jego czole pojawiła się zmarszczka. - Czemu właściwie zamieniłaś mieszkanie na akademik? – spytał nagle, może trochę zapominając, że dla Tove nie była to decyzja z serii: „w której dzielnicy kupić sobie nowy dom”. - Nie jest tu, no wiesz, za głośno czy coś? Nie obraź się, ale nie wyglądasz, jakbyś szczególnie lubiła duże imprezy na korytarzach – zauważył, mierząc ją szybkim spojrzeniem tylko na potrzeby tego stwierdzenia.
tove rosenthal