W głowie Romy doskonale do takiej roli pasowała. Chociaż biorąc pod uwagę fakt, że poza komiksami specjalizowała się w malowaniu aktów, to istnieje możliwość, że jeśli przestanie karcić się w myślach za to, że uciekają w takich kierunkach, to uzna, że chętniej namalowałaby Pri w takiej wersji. Na razie jednak była rozsądna. No dobra, umiarkowanie rozsądna. Gdyby była bardziej, to posłałaby jej uśmiech na powitanie i ewentualnie pomachała krótko na przywitanie, zamiast podchodzić do kobiety od razu, gdy tylko wyłowiła ją wzrokiem w tłumie, udając dziecinnie, że chciała coś zjeść. A w tym momencie stała dokładnie naprzeciwko, przyglądając się jej i nie do końca przejmując, czy stoi w stosownej odległości. Dystans między nimi co prawda nadal był komfortowy, ale jednak na tyle niewielki, aby Romy zupełnie zapomniała o tym, że kłótnia z chłopakiem nie oznacza, że można na imprezach flirtować z kimś innym. No ale ona nie flirtowała, prawda? Fantazjowała — a i owszem, ale przecież nie mogła zbyt wiele poradzić na swoje myśli. I na to, że miała bujną wyobraźnię. Bardzo, bardzo wybujałą wyobraźnię.
Pokiwała jedynie głową na jej słowa, przyglądając się jej odrobinę za długo, gdy przygryzła wargę. Czuła się w tym momencie nieco jak gówniara, która na szkolnej dyskotece nie wie, jak zagadać do swojej
sympatii czy innego crusha. A przecież już dawno wyrosła ze szkolnych potańcówek. I z nieśmiałości w relacjach (no bo szanujmy się, to nie Chester ją wyrwał na pewno, tylko ona jego, a typ pewnie sobie pomyślał, że to tak na dłużej i głupio wyszło). Ale z Priyanką było inaczej. Chyba śmiało mogła założyć, że tak już po prostu z nią było. Przynajmniej dla niej, biorąc pod uwagę jej doświadczenia z Nadir-Mortensen. Trudno stwierdzić z czego to wynikało. Być może z tego, że bardzo ją to wszystko zaskoczyło i się tego nie spodziewała? A może dlatego, że nadal pamiętała, o tym, że kiedyś działo się między nimi dużo, a ona to zepsuła jak skończona gówniara? A może ekscytowało ją trochę to, że wszystko mocno się zmieniło, ale jednak niektóre rzeczy zostały bardzo podobne i chciała dowiedzieć się,
co jeszcze mogło się zmienić lub nie? Może. Mogło też chodzić trochę o to, że widziała, jak Pri patrzyła na nią. Mogło jej się to wydawać, było to absolutnie możliwe, ale nie mogła odrzucić tak po prostu myśli, że to nie jest to, co jej się wydaje. A od tego, co jej się wydawało, robiło jej się zdecydowanie cieplej.
—
Tak, też mam taką nadzieję. Myślę, że powinnyśmy po prostu pójść na coś pysznego malinowego. Mogę Cię zabrać na mój ulubiony deser, a Ty na swój — zaproponowała, pod wpływem chwili, zupełnie się nie zastanawiając nad niczym do czasu, aż nie powiedziała tego na głos. —
Z malinami oczywiście. W celu odczarowywania tego fantastycznego owocu — dodała więc, jakby co najmniej miało to cokolwiek zmienić. Brakowało tylko, żeby się zarumieniła niczym taka malinka (owoc, żadna inna, nie wiem o czym myślisz, śwituszku).
—
Tak myślałam, że się skusisz — uśmiechnęła się do niej ładnie i promiennie. A może raczej miała nadzieję i ta odpowiedź ucieszyłą ją bardziej, niż powinna, ale czy było to ważne? Zupełnie nie. —
Zapraszam serdecznie — dodała bardzo kurtuazyjnie i uszyła w odpowiednim kierunku, powstrzymując się w ostatniej chwili przed złapaniem kobiety za rękę — co oczywiście byłoby usprawiedliwione, nie chciała jej zgubić, skoro szły na wspólną wyprawę. Ale byłoby też w jej głowie mocno nie na miejscu.
—
Hmmm… Mam swoich informatorów — rzuciła konspiracyjnie, gdy weszły przez odpowiednie drzwi i ruszyły wąskim korytarzem. Odwróciła się nawet przez ramię, aby puścić jej oczko, jakby co najmniej był to jakiś niegrzeczny sekret. —
I jestem bardzo dobrym człowiekiem, więc byłam tu rano, żeby przypilnować wszystkiego, gdy Burt był z Callie — dodała już zgodnie z prawdą. —
Ostrzegłam go, że być może będzie to kosztować kilka butelek, które nie dotrą nigdy do baru — także wszystko odbywało się całkiem legalnie, po prostu w sekrecie przed innymi gośćmi. Którzy nie mieli pojęcia, że one dwie dotarł właśnie do pomieszczenia służącego za magazyn, gdzie stały kartony z alkoholem i kilka lodówek nastawionych na odpowiednią temperaturę z butelkami processco.
priyanka nadir-mortensen