you are a little tragedy, aren't you?
: 27 lut 2024, 20:24
003.
you are a little tragedy,
aren't you?
{outfit}
aren't you?
{outfit}
Tym, czego się nie spodziewała, był fakt, że ich znajomi będą dziś na nią czekać. Wychodząc z pracy nie przykuła szczególnej uwagi do tego, co działo się wokół, dlatego nie zdążyła zareagować, nim ktoś zakrył jej usta i dosłownie wciągnął ją do innego samochodu. Jak każda osoba w takiej sytuacji, wpadła w panikę, dlatego przez pierwszych kilkanaście minut nie była w stanie przywołać się do porządku. Uspokoiła się dopiero później i jedynie pozornie, bo chociaż wiedziała, że skoro oczekiwali od niej pieniędzy, nic jej nie zrobią, nie znaczy to wcale, że ani trochę się nie bała. W samochodzie spędziła przeszło godzinę, wysłuchując żądań i gróźb trójki podejrzanych ludzi, którzy koniec końców zdecydowali się porzucić ją z daleka od domu. Roztrzęsiona i nadal spanikowana, w pierwszej kolejności sięgnęła po telefon, już wtedy zaczynając maszerować w kierunku odległym od tego, z którego przyjechali. Wolała upewnić się, że gdyby zdecydowali się wrócić, po prostu jej tu nie znajdą. Przeglądając listę kontaktów, na dłużej zawiesiła się na imieniu Brando. Nie była pewna, czy powinna do niego zadzwonić, ale jednocześnie wiedziała, że nie może zatelefonować po swojego męża. Nie powinna go w to wciągać, ponieważ to mogłoby nie skończyć się dobrze, a skoro w całe to zamieszanie wpakowała się za sprawą Brando, ten mógł przynajmniej teraz ją odebrać. Miała jednak wątpliwości co do tego, czy w ogóle podniesie słuchawkę.
Kiedy to zrobił, bez zbędnych szczegółów nakreśliła mu sytuację. Wyjaśniła, gdzie powinien szukać zapasowych kluczyków do jej auta, a po skończonej rozmowie wysłała mu pinezkę ze swoją lokalizacją. Wiedziała, że prędko nie przyjedzie, co ani trochę nie umiliło jej oczekiwania. Było ciemno, chłodno, a ona znajdowała się pośrodku niczego. Okoliczności zdecydowanie nie sprzyjały chęci zapanowania nad wzbierającą w niej paniką.