Ogni tanto, lo so, sogni anche tu, e sogni di noi
Od niemal roku Flavio zmieniał powoli swoje życie. Doszedł bowiem do wniosku, że nikt nie nauczył nas się starzeć. Nie wiemy jak to jest. W młodości wydaje nam się, że ta choroba dotyka zawsze innych. My zaś, z jakich nie do końca jasnych powodów, pozostaniemy na zawsze młodzi. Siempre viva, jak krzyczała Isabella Rossellini w kinowym hicie lat dziewięćdziesiątych. Być może dlatego coraz więcej czasu spędzał w domu. Z dala od zgiełku Los Angeles i Doliny Krzemowej. W zbudowanej i zaprojektowanej przez siebie ostoi, brutalistyczne fortecy wypełnionej egzemplarzami dobrego dizajnu i dziełami sztuki.
Dom oddzielony był od świata zewnętrznego podwójnymi drzwiami z ciemnego, wypolerowanego drzewa. Szutrowy podjazd niemal migotał w promieniach słońca, a centralną jego część stanowiła wieloletnia sosna o cienkich, długich igłach. Jej gałęzie tworzyły jakąś abstrakcyjną instalację, powyginane, wywijane przez czas. Dookoła leżało mnóstwo szyszek - jedyny element dziwnie zakłócający brutalnie uporządkowany minimalizm. Dom był banalnie prosty, z minimalistyczną formą. Duży, ale nieprzygniatający swoim rozmiarem. Ogrodzony niewysokim murem porośniętym szczelnie jakimś miejscowym pnączem. Przypominał bluszcz, ale liście zdawały się znacznie bardziej mięsiste.
– Dzień dobry, zapraszam. Flavio zaraz przyjdzie. – powiedziała niska, nieco przysadzista kobieta z siwiejącymi włosami, elegancko i gładko spiętymi w koński ogon. Jej skóra, choć lekko pomarszczona, była świetlista, o oliwkowym odcieniu. Brązowe, ciemne oczy z serdecznymi, skaczącymi w nich iskierkami. Musiała mieć około sześćdziesięciu lat. Zajmowała się oczywiście domem. Wskazała Adamowi drogę do salonu, gdzie były szeroko otwarte podwójne drzwi prowadzące na taras. Grzecznie zapytała czy czegoś się napije, a potem, że pogoni Flavio by nie kazał gościowi czekać.
Dom miał otwarty plan, łączył drzewo, beton i metal. Drewniana, lakierowana podłoga odbijała promienie słońca wpadające przez olbrzymie okna. Oczywiście, że Flavio był efekciarzem. Znaczną część salonu znajdowała rzeźba Daniela Arsham, Korodowany, biały samochód z filmu Powrót do przyszłości. W oryginalnej skali, z uniesionymi w górę drzwiami. Spektakularne dzieło sztuki współczesnej.
– Cześć. Przepraszam, musiałem dokończyć spotkanie. Różnice czasu są nieco dobijające. – przeprosił, zjawiając się w bocznych drzwiach oddzielających salon od jadalni. Uśmiechnął się, a jego błękitne tęczówki lekko zamigotały. Był bezczelnym obserwatorem. Nigdy nie ukrywał faktu, że przyglądał się ludziom. Niemal badał ich spojrzeniem, każdy centymetr, każdy milimetr ich twarzy. Uśmiechnął się lekko, przechylając głowę i potrząsając nią nieco. Jakby wydawało mu się, że to tylko przewidzenie. Jakaś fatamorgana. Ściągnął nawet brwi, a jego czoło ozdobiła pozioma zmarszczka.
– Zupełnie inaczej sobie Ciebie wyobrażałem. – mruknął. Skontaktował ich ze sobą znajomy. Osoba, według której Adam mial zdolności i możliwości, by spełnić kolejną zachciankę Flavio. Nielegalną, nieprzyzwoitą, acz piękną: koralowce.
adam monroe