Kurczę pieczone
Penelope nie była głupia i doskonale rozumiała czym były dwa dni. Był późny, sobotni wieczór, kiedy z pomocą Ivo wtaszczyła swoją walizkę Prady do małego mieszkania chłopaka w Lorne Bay, które swoją wielkością przypominało jej garderobę. Musiała jednak przyznać, że było przytulne.
Dwa dni, a więc niedziela, w czasie której przechodziła kolejne załamanie nerwowe, na przemian ciesząc się i wybuchając ekscytacją nad swoją przyszłością, wreszcie wolną, pozbawioną Richarda i Rosalie Wallace, z tymi jej zakichanymi, dobrymi manierami i wiecznie krytycznym spojrzeniem.
Wyprostuj się Penelopo.
Myślę, że nie powinnaś jeść więcej ziemniaków Penelopo, nie zmieścisz się w sukienkę.
Po nagłej ekscytacji nadchodziły jednak wątpliwości, bo Penny przypominała sobie, jak beznadziejna była jej sytuacja. Drugi dzień, poniedziałek, Ivo spędził w pracy, a ona po powrocie chłopaka wyciągnięta na kanapie udawała, że śpi, w głębi duszy żywiąc nadzieję, że chłopak zlituje się nad nią i nie będzie chciał się jej pozbyć po zmroku. Tak, dwa dni przeciągnęły się do trzech, a trzy do prawie dwóch tygodni, w czasie których Penny przywykła do obecności Ivo tak bardzo, że traktowała go niemal jak swojego przyjaciela. Choć w głębi duszy czuła, że naprawdę nim był, nawet jeśli czasem miała wrażenie, że owa sympatia była jednostronna.
Ivo, choć bywał burkliwy i niemiły, naprawdę zrobił dla niej wiele. Więcej niż powinna oczekiwać od całkiem obcej osoby, a Penny wreszcie zapragnęła odwdzięczyć mu się za wszystkie te dodatkowe dni, które spędziła w jego mieszkaniu. Tego dnia nastawiła więc budzik i z samego rana wyszła na zakupy, które po upływie tych dwóch tygodni nie wywoływały już wcale społecznego lęku. Pani ze spożywczaka była prawdziwym aniołem i kiedy w końcu przywykła do niecodziennego wyglądu i dobrych manier była nawet skłonna pomóc Penelope w tych sprawunkach. Do mieszkania wróciła więc załadowana torbami z mięsem i warzywami, natychmiast dzwoniąc do gosposi, bo była, nie licząc jej tymczasowego współlokatora, jedyną osobą w kręgu blondynki, która gotowała.
Przygotowała wszystko a kiedy już pożegnała się z Sophią, to zabrała się za uzupełnianie notatek z opuszczonych zajęć i wykładów, które wysłała jej koleżanka z roku. Do tej pory, nie znała nawet jej imienia. Penny nadal odczuwała niewytłumaczalny strach przed komunikacją miejską i autobusem na linii Cairns a Lorne Bay, choć wiedziała, że wreszcie będzie musiała wrócić na uczelnie. Nie udało jej się jednak przepisać nawet połowy zeszytu, kiedy wykończona tymi wszystkimi domowymi obowiązkami zasnęła z policzkiem przyklejonym do zapisanej kartki. Nie obudził jej swąd spalenizny, a dopiero głośny trzask drzwi, bo była na niego niemal uczulona, kiedy zwykle oznaczał Rosalie Wallace, w pretensjach wchodzącą bez pukania do jej pokoju. Zamrugała zaskoczona powiekami, z atramentem odciśniętym na policzku wpatrując się w sylwetkę Ivo, jakby zapomniała o dwóch ostatnich tygodniach swojego życia.
Widok blondyna sprawił jednak, jak niezmiennie robił to od jakiegoś czasu, że jej twarz rozświetliła się w szerokim uśmiechu, a Penny niemal zerwała się z krzesła, nieświadoma nadal tego, że z piekarnika wydobywał się dym.
-Ivo!! Zrobiłam nam jedzenie- krzyknęła podekscytowana, odwracając się w stronę kuchni -o nie- jęknęła zaraz, a jej nogi, całkiem odruchowo, rzuciły się w stronę piekarnika z kurczakiem.