Papa i know you're going to be upset, cause I was always your little girl.
: 21 lut 2024, 19:27
Mia Ginsberg była zaradną dziewczyną. Gdy ktoś- ta podła ropucha, co hodowała brud pod swoimi szponami, które malowała na wściekły amarant- powiedział jej, że nie nadaje się do pracy w zawodzie kosmetyczki, nie łamała rąk. Wprawdzie ta wiadomość brzmiała jak eufemizm, bo padły tam bardziej obelżywe sformułowania, ale ona wcale nie zamierzała się na nich skupiać. Nie, gdy dostało się jej za samą chęć do życia, która skutkowała wiecznymi kłótniami z klientkami. Te przecież próbowały zrobić z siebie monstra i nie wiedziała czy to jakiś nowy trend czy może domena bab po czterdziestce, ale od brwi po same usta- wyglądały jak jedna z tych weneckich masek, z których odpadał jej tynk.
Pamiątka po matce w stanie rozkładu, w zasadzie tak jak i jej matka, więc wszystko się zgadzało.
Jej klientki jednak ponoć wciąż były żywe i Mia nie rozumiała, czemu tak ochoczo wchodzą w jakiś etap turpizmu i na dodatek płacą za to okrutną kasę. Upomniała grzecznie raz czy drugi, zaproponowała alternatywę, za trzecim razem rzuciła pędzlem w jedną z tych namolnych bab. Nie jej wina, że akurat wybrała ten gruby i rozpętała się awantura stulecia, która a i owszem, skończyła się wypowiedzeniem i wywaleniem Mii na bruk.
Była na nim zaledwie kilka dni, bo zbawieniem okazała się kosmetyka trumienna. Po dziś dzień nie uważała, że skłamała w CV twierdząc, że miała do czynienia z trupami, bo te kobiety tak właśnie wyglądały. Dostała pracę od strzału i spełniała się w swojej roli, bo wreszcie wszystko było tak jak ona chce i na dodatek mogła zwierzyć się swoim ulubionym zombie (nie chciała ich traktować jak ciała) ze wszystkich swoich bolączek, choć te ostatnio mogły brzmieć jak wynurzenia pewnej siedemnastolatki, gdzie w kółko przewijali się chłopcy (choć znalazłaby się dziewczyna, a może nawet dwie) i jakieś zadurzenia w starszych panach, szczęśliwie na jej orbicie.
Z tego też powodu (a może zwyczajnie dla chęci zysku) postanowiła jeszcze raz zostać zaradną kobietą i przyjąć propozycję Adama Polanskiego na szybki zarobek. Podejrzewała, że podczas chemii naoglądał się Pretty woman i dlatego wysłał do niej asystentkę, która zabrała ją na zakupy. Początkowo nawet się jej to podobało, ale gdy jej bluzy zamieniono na jakąś pokraczną marynarkę w czerni, poczuła, że robi się jej słabo. Nie sądziła, że fetyszem tego faceta są jakieś stare baby po trzydziestce, najlepiej pracujące w korpo, bo właśnie z tym Ginsberg kojarzył się ten styl na elegancką ciotkę- klotkę.
Najwyraźniej jednak miał rację przestrzegając przed samym sobą, bo była w stanie zrozumieć jego seksoholizm i jakąś dziwną potrzebę kładzenia się na stole sekcyjnym. Może rak wyżarł mu więcej niż przypuszczała i była skłonna to zrozumieć oraz mu współczuć, ale to?
Czuła, że to są jej granice i gdyby nie fakt, że zaproponował naprawdę godziwą stawkę, przemyślałaby to ze trzy razy. Najwyraźniej jednak potrzeba uniezależnienia się i życia poza kostnicą była na tyle silna, że z chęcią na to przystała i dała się zawieźć do małego budynku, gdzie spodziewała się zobaczyć coś gorszego niż te wszystkie pokoje uciech znane z filmów.
Zamiast tego dostrzegła kawiarnię i siedzącego przy stoliku samotnie mężczyznę, który ostatnio doprowadził ją do orgazmu. Już (chyba) nie płoniła się jak pensjonarka na jego widok, ale musiała zrobić balona z gumy, którą przeżuwała z nerwów, bo nieco zaparło jej dech. W innych okolicznościach uznałaby to za całkiem kłopotliwy objaw, ale postanowiła być wyjątkowo profesjonalistką i skupić się na zadaniu.
O ile jakieś było poza noszeniem tej marynarki.
- Widywałam takie w trumnach. Zazwyczaj u babć- zaczęła zamiast przywitania siadając naprzeciwko i zaplatając ręce na stole, by wreszcie podeprzeć nimi swój podbródek i spojrzeć na Adama spod przymkniętych powiek.
Gotowa na rozkazy, choć po tych zakupach i po tym miejscu, gdzie ludzie jedli łyżeczką ciastka, powinna uciekać z krzykiem.
- To jakiś twój fetysz? Kobiety po trzydziestce?- zagadnęła ponaglając go dłonią, bo była zaintrygowana tym, co tu robi, dlaczego tak ubrana i dlaczego z nim.
Może jednak ten nowotwór mózgu dawał kolejne objawy i doszły do tego jakieś nieznośne halucynacje?
Wtedy będzie musiała go odstrzelić w altruistycznym geście.
Pamiątka po matce w stanie rozkładu, w zasadzie tak jak i jej matka, więc wszystko się zgadzało.
Jej klientki jednak ponoć wciąż były żywe i Mia nie rozumiała, czemu tak ochoczo wchodzą w jakiś etap turpizmu i na dodatek płacą za to okrutną kasę. Upomniała grzecznie raz czy drugi, zaproponowała alternatywę, za trzecim razem rzuciła pędzlem w jedną z tych namolnych bab. Nie jej wina, że akurat wybrała ten gruby i rozpętała się awantura stulecia, która a i owszem, skończyła się wypowiedzeniem i wywaleniem Mii na bruk.
Była na nim zaledwie kilka dni, bo zbawieniem okazała się kosmetyka trumienna. Po dziś dzień nie uważała, że skłamała w CV twierdząc, że miała do czynienia z trupami, bo te kobiety tak właśnie wyglądały. Dostała pracę od strzału i spełniała się w swojej roli, bo wreszcie wszystko było tak jak ona chce i na dodatek mogła zwierzyć się swoim ulubionym zombie (nie chciała ich traktować jak ciała) ze wszystkich swoich bolączek, choć te ostatnio mogły brzmieć jak wynurzenia pewnej siedemnastolatki, gdzie w kółko przewijali się chłopcy (choć znalazłaby się dziewczyna, a może nawet dwie) i jakieś zadurzenia w starszych panach, szczęśliwie na jej orbicie.
Z tego też powodu (a może zwyczajnie dla chęci zysku) postanowiła jeszcze raz zostać zaradną kobietą i przyjąć propozycję Adama Polanskiego na szybki zarobek. Podejrzewała, że podczas chemii naoglądał się Pretty woman i dlatego wysłał do niej asystentkę, która zabrała ją na zakupy. Początkowo nawet się jej to podobało, ale gdy jej bluzy zamieniono na jakąś pokraczną marynarkę w czerni, poczuła, że robi się jej słabo. Nie sądziła, że fetyszem tego faceta są jakieś stare baby po trzydziestce, najlepiej pracujące w korpo, bo właśnie z tym Ginsberg kojarzył się ten styl na elegancką ciotkę- klotkę.
Najwyraźniej jednak miał rację przestrzegając przed samym sobą, bo była w stanie zrozumieć jego seksoholizm i jakąś dziwną potrzebę kładzenia się na stole sekcyjnym. Może rak wyżarł mu więcej niż przypuszczała i była skłonna to zrozumieć oraz mu współczuć, ale to?
Czuła, że to są jej granice i gdyby nie fakt, że zaproponował naprawdę godziwą stawkę, przemyślałaby to ze trzy razy. Najwyraźniej jednak potrzeba uniezależnienia się i życia poza kostnicą była na tyle silna, że z chęcią na to przystała i dała się zawieźć do małego budynku, gdzie spodziewała się zobaczyć coś gorszego niż te wszystkie pokoje uciech znane z filmów.
Zamiast tego dostrzegła kawiarnię i siedzącego przy stoliku samotnie mężczyznę, który ostatnio doprowadził ją do orgazmu. Już (chyba) nie płoniła się jak pensjonarka na jego widok, ale musiała zrobić balona z gumy, którą przeżuwała z nerwów, bo nieco zaparło jej dech. W innych okolicznościach uznałaby to za całkiem kłopotliwy objaw, ale postanowiła być wyjątkowo profesjonalistką i skupić się na zadaniu.
O ile jakieś było poza noszeniem tej marynarki.
- Widywałam takie w trumnach. Zazwyczaj u babć- zaczęła zamiast przywitania siadając naprzeciwko i zaplatając ręce na stole, by wreszcie podeprzeć nimi swój podbródek i spojrzeć na Adama spod przymkniętych powiek.
Gotowa na rozkazy, choć po tych zakupach i po tym miejscu, gdzie ludzie jedli łyżeczką ciastka, powinna uciekać z krzykiem.
- To jakiś twój fetysz? Kobiety po trzydziestce?- zagadnęła ponaglając go dłonią, bo była zaintrygowana tym, co tu robi, dlaczego tak ubrana i dlaczego z nim.
Może jednak ten nowotwór mózgu dawał kolejne objawy i doszły do tego jakieś nieznośne halucynacje?
Wtedy będzie musiała go odstrzelić w altruistycznym geście.