forced to be drunk
to spend time with his fools.
Przez jakiś czas pił w domu. Tłumaczył sobie, i innym, że mają teraz tyle wina, że nie może się zmarnować, a skoro wesele się nie odbędzie, to ktoś musiał to wypić. Najpierw były to żarty, ale z biegiem czasu naprawdę pił coraz więcej, a puste butelki coraz częściej dzwoniły, obijając się o siebie w workach na śmieci. Kiedy zaczął zauważać nieprzychylne spojrzenia Anny, gosposi która przychodziła kilka razy w tygodniu, zdał sobie sprawę, że odrobinę się zapędził. Dlatego od jakiegoś czasu zamiast pić w domu, wpadał do randomowych barów i klubów, swoją nieobecność tłumacząc pracą. Nie było to idealne rozwiązanie, ale dopóki się sprawdzało, to nie miał zamiaru z niego rezygnować. Chociaż czy w tym stanie zauważy co inni tak naprawdę myślą o nim i jego pijaństwie? Wmawiał sobie, że to taki okres przejściowy, że wcześniej czy później to się wysyci i wróci do normalnego funkcjonowania. Nie mógł jednak uciekać dalej od tego, że ostatnio albo był pijany albo na kacu, a za kilka dni do domu wróci Isaac i ruszą kolejne sprawy, które trzeba będzie załatwić.
Odkąd Arthur od niego odszedł, Samuel stracił całą motywację. Naprzemiennie obwiniał siebie i innych, bo nie zawsze był w stanie udźwignąć prawdę. W lepszych momentach tłumaczył sobie, że tak będzie lepiej, bo nikt nie zasługiwał na taką karę w postaci rodziny Monroe. W złych chwilach zarzucał sobie wszystko, co najgorsze. Sobie lub innym, komukolwiek kto według niego mógł mieć cokolwiek wspólnego ze zniechęceniem się jedynej osoby, przy której czuł się całkowicie sobą. Kiedy został sam musiał w końcu przyznać, że nie miał siły. Nie miał już na to wszystko energii.
Nawet wino mu obrzydło, chociaż niegdyś zawsze miał do niego słabość, szczególnie czerwonego. Siedział przy niewielkim stoliku w rogu sali, wbijając suche cztery litery w twarde drewno stołka i wpatrywał się w opróżnioną do połowy butelkę zagranicznej wódki - chyba polskiej lub ruskiej, w każdym razie barman szczerze ją zachwalał.
Odkręcił zakrętkę od butelki, która wyślizgnęła mu się spomiędzy palców i potoczyła się po drewnianym blacie, a potem upadła na ziemię i zatrzymała dopiero pod drugim, pustym krześle. Samuel uniósł tylko jedną z brwi, po czym ze sceptycznym wyrazem twarzy nalał ostrożnie wódki do kieliszka, a szkło po chwili objął dwoma szczupłymi palcami i uniósł je do ust. Alkohol palił gardło i żołądek, rozgrzewając go od środka, ale po kilku kieliszkach znieczulił się nawet na to. Chaotyczne myśli i emocje uciszyły się, a w głowie rozlegał się teraz tylko cichy, całkiem przyjemny szum.
Poczuł nawet chęć rozmowy i odchylił głowę, by wzrokiem prześlizgnąć się po obecnych wokół ludziach. Może znalazłby sobie kogoś do pogawędki, skoro już złapał ten nastrój na bycie towarzyskim, co nie zdarzało się ostatnio zbyt często. W pewnym momencie zauważył ruch przy swoim stoliku i przyjrzał się sylwetce chłopaka, który wydał mu się dziwnie znajomy. W końcu go rozpoznał i właśnie w tej chwili magiczne znieczulenie przestało działać, a alkohol we krwi obrał zgoła inną drogę. Mniej przyjemną dla wszystkich.
一 Tylko tego tu brakowało 一 warknął pod nosem, odchylając się na krześle, by ostatecznie uderzyć ciężko plecami w oparcie. Okazało się, że wszedł w fazę mówienia dokładnie tego, co myślał i nie czuł się z tym nawet źle. Barman miał rację - wyborna ta wódka. Wbił nieprzychylne spojrzenie w twarz Klausa. Gardził nim, całkowicie otwarcie. On był jednym z winnych, może nawet z tych, którzy najbardziej przyczynili się do jego nieszczęścia. Czy to nie od niego się wszystko zaczęło? Czy to nie jego pojawienie się na świętach przelało czarę goryczy? Samuel, siedząc nad polską wódką, poszedł po najmniejszej linii oporu. To mu jednak wystarczyło. Mógł w ten sposób odreagować, to było proste, było mu na rękę. Mógł być wściekły i tą wściekłość okazywać, bo wystarczająco ją sobie usprawiedliwił.
一 Przeleciałeś barmana, żeby pozwolił ci tu wejść czy przyszedłeś z rodzicami? 一 zapytał, ani myśląc stracić takiej okazji do sączenia trucizny. Poczuje zawód, jeżeli Klaus nie zareaguje i ucieknie z podkulonym ogonem, co zrobił już raz, kiedy opuszczał jego dom wraz z Saulem, Złośliwa prowokacja była jak najbardziej na miejscu. Przynajmniej według jego pijanego umysłu. Czy naprawdę uważał, że Werner nie skończył jeszcze szesnastu lat? Oczywiście, że nie. Wyglądał jednak na tyle młodo, aby swobodnie mógł mu to wytknąć.