*amy winehouse help yourself playing softly in the background*
: 14 lut 2024, 21:30
001.
Czy Hela należała do tej grupy, wyróżniając się jakimś charakterystycznym tikiem, który można było dostrzec, jeśli tylko się chciało? Oczywiście. Siedziała zawsze idealnie wyprostowana, zakładając nogę na nogę i układając dłonie na udach — jedna na drugiej, aby dyskretnie wbijać sobie paznokcie coraz mocniej i mocniej przez materiał spodni lub krótkiej spódnicy, jak to miało miejsce tego dnia. Nie robiła tego jednak dlatego, że się stresowała. Ale głównie dlatego, że słuchając tych wszystkich tragicznych historii, nie miała w sobie nic poza pustką, a chciała czasami coś poczuć. Poza wkurwieniem, gdy ktoś znowu obrzucał jej dom jajkami. Albo kamieniem z miłą karteczką, że Lorne pamięta, kim jest jej mąż.
Nie sądziła, że ktokolwiek zwróci na to uwagę. Byłą właściwie pewna, że większość tych ludzi nie zauważyłoby, nawet gdyby ktoś tutaj gwizdał natrętnie, bo najczęściej przychodzili tutaj po to, żeby się wygadać. Wylać swoje żale i bóle, opowiedzieć o tym, dlaczego im źle i znaleźć zrozumienie wśród ludzi, którzy wiedzieli, jak to jest. Jak to jest stracić wszystko, zostać wyrzutkiem i skazać się na samotność przez kilka złych decyzji, które napędzały kolejne, aż w końcu człowieka zasypywała lawina, która powodowała obrażenia niemożliwe do odwrócenia. Bo przecież, nieważne jak się starali, zawsze już będą alkoholikami.
Była w tej grupie dopiero trzeci raz. I trzeci raz siedziała wyprostowana na krześle praktycznie bez ruchu, z torebką postawioną obok krzesła na podłodze, przyglądając się niespiesznie wszystkim innym, którzy siedzieli w tym samym kole, kręcąc delikatnie głową, gdy wywołano ją do głosu. Nie miała zamiaru opowiadać o sobie. Mogła po prostu słuchać, chociaż się nie angażowała przesadnie, bo po co? Nie szukała tutaj przyjaciół. Gdy rozmowa, mając podobno być czymś w rodzaju terapii, się kończyła, odstawiała swoje krzesło na bok i wychodziła, ignorując darmowe pączki i kawę. Wolała zatrzymać się przed budynkiem, w tym samym miejscu co zawsze, aby zapalić papierosa.
— Nie jesteś fanem przepalonej kawy, czy small talków? — nie do końca planowała wypowiedzieć te słowa na głos, ale gdy mężczyzna, który jeszcze chwilę temu siedział trzy osoby od niej na lewo, przechodził obok niej, najwyraźniej nie mając również ochoty brać udziału w części nieobowiązkowej, zmieniła zdanie. Wpatrując się przy tym w niego dość intensywnie, można by nawet uznać, że z ciekawością.
leander burkhart