Aktorka — Własny Reality show
24 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
I keep stars in my pockets wear daisies in my hair but I tuck you tenderly
in the folds of my heart and take you everywhere.
Dni mijały, w zadziwiający jednak sposób dłużąc się również niemiłosiernie. Niby była tu od tygodnia, ale jednak nie posunęła się ani o krok naprzód w znalezieniu swojego byłego. Było to cholernie frustrujące, bo nie wiedziała, jak długo może się przed nią ukrywać. Nie mogła sobie przypomnieć ostatniego wspólnego wieczoru, nie wiedziała, jak doszło do wypadku… Chciał ją zabić? Czy mogła powiedzieć coś aż tak złego? A może chodziło o coś, czego nie zrobiła?
Dlaczego nie napisał? Nie zadzwonił?
Jej rodzice od początku twierdzili, że to nie jest mężczyzna dla niej. Że tylko zmarnuje się przy nim. Zapowiadali, że zdradzi ją przy pierwszej lepszej okazji, bo jedyne, na czym mu zależy, to fakt, że Daisy jest sławna, podobnie jak jej rodzice. Że ich związek będzie trwał tak długo, jak Daisy będzie przy pieniądzach.
Nie chciała w to wierzyć. Podobnie jak w to, że nie odwiedził jej nawet w szpitalu. Że po wypadku wypiął się na nią, jakby nic dla niego nie znaczyło. Wszystko wskazywało na to, że jej rodzice mówią prawdę, bo nie odpisał na ani jedną wiadomość. Nie odebrał połączenia.
Ale i tak — chciała to usłyszeć od niego. Wiedziała, że nie będzie mu łatwo olać ją na ulicy, jeśli się spotkają. Sama nie wiedziała, czy jest gorsza, smutna, czy po prostu zawiedziona. Z jednej więc strony bała się go zobaczyć, z drugiej zaś wyczekiwała spotkania. No i tak po ludzku za nim tęskniła.
Kolejny wieczór zastał ją w kawiarni, gdy bezmyślnie wpatrywała się w latte… Nienaruszone. Idealne trzy warstwy sprawiały, że miała ochotę wsunąć tam długą łyżkę, którą kelner podał jej z uśmiechem. Ale siedziała, raz po raz podnosząc głowę na przechodniów.
Delikatne światło z zawieszonych na lince lampek dawało przyjemną atmosferę, ale Daisy nie w głowie były teraz unoszenia się i zachwyty..
Kolejny raz spuściła głowę, gdy mijane osoby okazały się nie nim… A co jeśli go nie znajdzie?

Jeffrey Prescott
sumienny żółwik
Stokrotka polna/ Liv
lorne bay — lorne bay
25 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
#3

Nie wiedział, że wróciła. Ale, że tak do żywych. Nie chciał nigdy o niej myśleć w kategorii osób zmarłych, ale... najłatwiejszym sposobem na ucieczkę od złych myśli, bólu, tęsknoty i poczucia winy - dobra, tego ostatniego to niekoniecznie - była próba zapomnienia. Nie było to łatwe i nadal zdarzały mu się epizody, kiedy danego dnia często w oczach rozgrywała mu się ta sama scena a przynajmniej to co z niej pamiętał. Z tego feralnego, cholernego wypadku. Tak samo wielokrotnie miał przed sobą ostatnią rozmowę z jej rodzicami i jej ojcem, który odepchnął go przed szpitalem, dając mu do zrozumienia, że nie jest tam mile widziany. Że powinien odejść. Że nie chcą go znać, bo to on jest wszystkiemu winien.
I on naprawdę w to wierzył. Miał na koncie życie ludzkie, ale życie na którym mu zwyczajnie, po ludzku, zależało. Nie wierzył w to przez długi czas, a przynajmniej nie chciał. Uciekał od tej myśli kiedy bywali razem. Udawał, że wcale mu aż tak nie zależy, ale te wszystkie burzliwe powroty znaczyły tak wiele - nie potrafił o niej zapomnieć.
Nie ma się więc co dziwić, że nadal nie mógł tego zrobić. W końcu, jak o kimś zapomnieć? Przeniósł się do innego miasta, starał się udawać, że nigdy nie istniała, ale... to było udawanie, bo istniała i miała na niego wpływ do którego nadal nigdy otwarcie się nie przyznał.
Nie miał tego dnia żadnych konkretnych planów. Odbębnił co miał odbębnić w pracy, ale wieczór... był jednym z tych, na który nie miał pomysłu, ani żadnego planu.
Zaparkował swojego mustanga na parkingu przed jedną z kawiarni. Nawet jej tak bardzo nie lubił, ale jednak dzisiejsze losy kazały mu tutaj trafić, celem zamówienia kawy. Nie miał ochoty iść spać, a był to też jeden z tych wieczorów, kiedy nie chciał iść w tango, by następnego dnia mieć ogromnego kaca i wyrzuty sumienia. Zresztą, jego siostra by mu znowu wypominała kaca, ale pewnie chciałaby, że zrobił jej omleta. Niewdzięczna... Ech.
Z dłońmi w kieszeni, nawet nie rozglądając się po twarzach osób siedzących przy stolikach poszedł prosto do lady i zamówił zwykłą czarną kawę. Odsunął się na skraj lady i wbił spojrzenie w swoje złożone dłonie, kompletnie ignorując otoczenie, czekając tylko na wyraźny sygnał, że może wziąć swoją kawę. Gdy ten nadszedł, podziękował (żeby nie było, zapłacił pewnie wcześniej) i odwrócił się na pięcie z zamiarem opuszczenia tego miejsca.
— D... — To było jedyne, co był z siebie wyrzucić, widząc znajomą sylwetkę. Potrząsnął głową. To niemożliwe. Skąd by się tu wzięła. Nawet nie wiedziała, że stąd jest. Była w śpiączce. W szpitalu. W Sydney. Nie tutaj. Serce zabiło mu szybciej, brakło mu tchu i oparł się o oparcie krzesła na którym ktoś już siedział, a w następnej chwili patrzyła na niego z zaniepokojeniem. Machnął tylko ręką przepraszająco i cofnął rękę, nie odwracając wzroku od dziewczyny, której tutaj być zwyczajnie nie powinno. Bał się ruszyć, bo nie wierzył, że to była ona a z drugiej strony... wyglądała jak ona. Zamurowało go. Niech na niego spojrzy - po spojrzeniu w jej oczach będzie pewien, że to nie jest sen... albo koszmar.

Daisy Watson
sumienny żółwik
mkj
Aktorka — Własny Reality show
24 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
I keep stars in my pockets wear daisies in my hair but I tuck you tenderly
in the folds of my heart and take you everywhere.
Zapatrzona w to, jak nierówno układają się gwoździe na stoliku, mogła z łatwością przegapić jego obecność tuż obok. Gdyby siedziała kompletnie tyłem, być może nigdy by jej nie rozpoznał.
Jednak zrządzeniem losu stało się to, że on pierwszy ją zobaczył. Mógł uciec, mógł odejść bez słowa, jak to przecież miał w zwyczaju, a ona nawet nie widziałaby, jak blisko niego się znalazła.
Jednej jedynej litery, jaką wypowiedział, również nie usłyszała. Gwar rozmów, brzęk filiżanek i widelczyków do deserów skutecznie zagłuszały tak pojedynczo wyartykułowane dźwięki.
A jednak coś kazało jej się odwrócić, podnieść wzrok w kierunku ruchu, który zadział się gdzieś z tyłu. Jakaś kobieta odwróciła się na krześle, by spojrzeć na…
- Jeffrey… - Jej usta poruszyły się, ale chociaż wydawało jej się, że coś mówi, to w rzeczywistości był to raptem szept. Patrzył na nią, a ona patrzyła na niego. I w tym momencie wróciły wszystkie wspomnienia, które w ostatnich miesiącach kłębiły się w jej głowie, a które umykały jej czasem przez wszystkie urazy, jakich doznała. Jego twarz była jednak tak dobrze znajoma. Przyjazd do przylądka miał być odpowiedzią na wszystkie pytania, ale teraz mając je wyciągnięcie ręki, nie mogła po nie sięgnąć. A może bała się tego, co usłyszy.
A może chodziło o coś jeszcze innego?
Na krótki moment odwróciła wzrok od jego sylwetki. Dosłownie zerknięcie w bok, na laskę opartą o sąsiednie krzesło.
Nie korzystała z niej na co dzień, ale czasem znacznie ułatwiała jej chodzenie. Ale nie chciała, żeby ze wszystkich ludzi, to akurat on widział ją w takim stanie. Jeśli ma mu dać w twarz, to powinna to zrobić w miarę dumnie.
Oparła dłonie o stolik, podnosząc się. Celowo opuściła głowę, żeby nie widział, jak lekki grymas bólu przemyka po jej twarzy. Chodzenie wciąż stanowiło pewne wyzwanie, więc starała się, żeby jej poza sugerowała jednak nonszalancję, a nie problemy.
Dlatego kroki stawiała ostrożnie. Może pomyśli, że ma zdrętwiałe nogi, czy może nawet nie zauważy nic.
Stanęła więc przed nim, podniosła głowę, chcąc raz jeden przynajmniej mu się znów przyjrzeć. Kto wie, może to ostatnie spotkanie?
- Jeffrey… - Jej głos zabrzmiał chłodniej, nawet niż zamierzała. Ale była to jej jedyna obrona, jaka pozostała. Teraz, będąc, tak blisko niego poczuła, że znów mogłaby z nim wyjechać gdzieś daleko. Ale zostawił ją raz. Dokładnie tak, jak przewidzieli jej rodzice. Na co mu była kaleka? I nagle zrozumiała, że nie chciała już wyjaśnień. Przecież, gdyby było inaczej, niż mówili jej rodzice, sam by ją odszukał. - Chciałam ci to oddać. - Wsunęła dłoń w kieszeń spodenek i wyciągnęła łańcuszek, który jej kiedyś podarował. Dokładnie pamiętała i dzień i okazję. - Mam nadzieję, że przyda ci się w nowym związku. - Chciała odejść. Z klasą jak na filmach. Odwrócić się, zarzucając długimi włosami. Ale niestety. To nie był film, chociaż przecież tak często żyła w dokumencie. Gdy próbowała się odwrócić, uszkodzone kolano wygięło się boleśnie, niemal powalając ją na ziemię. Syknęła z bólu, resztkami sił, hamując krzyk, który cisnął jej się na usta. Nie przy nim…


Jeffrey Prescott
sumienny żółwik
Stokrotka polna/ Liv
lorne bay — lorne bay
25 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
To był kompletny przypadek. Przypadek, że poszedł akurat do tej kawiarni, przypadek, że akurat podniósł wzrok i trafił nim na tę konkretną sylwetkę, która wyglądała od pierwszej chwili tak znajomo a równocześnie wydawała się tak... nie, dobra, nie wydawała się inna, wydawała się dokładnie taka sama jak wtedy, gdy ostatni raz widział ją siedzącą przy jakimkolwiek stoliku w kawiarni, w której kiedyś razem byli.
Widząc ruch jej warg, nawet nie słysząc tego co powiedziała, bardzo dobrze wiedział co powiedziała. To było jego imię. A skoro wypowiedziała to imię, tymi wargami, które przecież tak dobrze znał, które widział wielokrotnie wymawiające jego imię, w różnych, najróżniejszych sytuacjach i od razu poznał ten ruch, bo wiedział co próbowała powiedzieć, to i jemu nogi zrobiły się jak z waty, ale... nie dał tego po sobie poznać. Taka kamienista ta wata musiała być.
Nie była jedyną osobą, która teraz miała ogrom flashbacków przed oczami, wspólne spotkania... randki... spędzone noce... Wietnam. Widział wiele momentów, które spędzili razem. Widział też te pojedyncze stopklatki z tego wieczoru, gdy zderzyli się z tym innym kierowcą. Widział też te momenty, kiedy widział ją leżącą podpiętą do całej tej aparatury, która miała na celu podtrzymanie jej funkcji życiowych. Widział też, znowu, ten moment kiedy usłyszał, że ma zniknąć jej z życia.
I zniknął.
To ona się teraz pojawiła.
Tutaj.
Zamurowało go, widział te flashbacki, ale nadal widział też ją. Każdy, nawet najmniejszy ruch chłonął, jakby jej nie widział bardzo długi okres. I... tak było, a na pewno wydawał mu się jeszcze dłuższy, niż w rzeczywistości to było. Zerkniecie w bok, ale nie patrzył gdzie zerknęła, odebrał to jako ucieczkę od jego spojrzenia. Widział ten grymas bólu, ale nie połączył kropek, bo wszystkich nie widział i myślał, że to jego obecność była tym, czym spowodowała ten grymas, który wydawał mu się bardziej spowodowany psychicznym, niźli fizycznym bólem. A przynajmniej taka była jego interpretacja tego co widział. Widział jednak, jak powoli podniosła się z tego siedzenia, nie chcąc by mógł widzieć jej piękną twarz.
Każdy krok był dla niego jak wieczność, podczas której on po prostu stał i ją obserwował. Nie był w stanie się ruszyć, nadal. Dobrze, że nie zapomniał oddychać, chociaż na moment też na pewno wstrzymał powietrze. Kiedy zbliżyła się, stając przed nim, spojrzał w jej oczy i... nie wiedział., Nie wiedział co w nich widział i to go strasznie zmartwiło. Widział tam zbyt wiele emocji, zbyt wiele uczuć, których nie potrafił połączyć w całość.
Kiedy się odezwała, chciał zniknąć, wyparować. Było to tak oschłe, chłodne... nigdy się tak do niego nie odezwała, nawet mimo wielu kłótni, które mieli.
I on chciał coś powiedzieć, ale jak nigdy w życiu, nie potrafił. Tylko obserwował ją, z niemrawym wyrazem twarzy. Gdy wyciągnęła łańcuszek, z ogromnym wahaniem wyciągnął rękę, by go przyjąć. Nowy związek? O czym ona gada.
— Daisy, ja... — Powiedział, gdy się zaczęła odwracać, ale równocześnie niemal w tej samej chwili dziewczyna nagle jakby straciła równowagę, zasłabła. W tej chwili nie pokazał nawet ułamka sekundy zawahania i od razu rzucił się, by ją złapać. Nawet, jeśli nie uważała tego za konieczne, nawet jeśli tego nie chciała.
— Nic Ci nie jest? — Zapytał, jak jakiś koń na białym rycerzu. #NocnyKochanek bo bohaterem, to on na pewno nie był.

Daisy Watson
sumienny żółwik
mkj
Aktorka — Własny Reality show
24 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
I keep stars in my pockets wear daisies in my hair but I tuck you tenderly
in the folds of my heart and take you everywhere.
Nie chciała, żeby widział ją w takim stanie. Nie taką miał ją zapamiętać. Miała odejść dumnie, miał patrzeć za nią, jak odchodzi dumnie — może brakowało zachodzącego słońca do tego pejzażu, ale na boga, na pewno nie było w nim tego upokarzającego upadku.
To nie było zasłabnięcie, a przynajmniej nie takie, za jakie mogłaby obwiniać niedotlenienie. To jej ciało niedomagało. W stresie potrzebowała więcej oparcia, które zwykle znajdowała w lasce, a która teraz stała przy zajmowanym wcześniej stoliku.
Co ona sobie myślała? Jak niby dałaby sobie radę bez niej?
Problem w tym, że przy nim chyba zupełnie nie była racjonalna. Traciła głowę za każdym razem, gdy pojawiał się w pobliżu. Tak było przecież zawsze. Jak naiwną mogła być, sądząc, że tym razem będzie inaczej?
Zła na siebie, próbowała odsunąć jego dłonie, które próbowały jej pomóc. Wciąż miała przed oczami to, że bierze od niej łańcuszek, nawet słowem nie wspominając o tym, że nie ma dziewczyny.
Czyli znalazł sobie kolejną naiwną…
- Zostaw… - Mruknęła, chociaż prawda była taka, że w im większym stresie była, tym większe problemy z utrzymaniem równowagi miała. Złapana pod łokciem pozwoliła się jednak doprowadzić do pionu, a dłonią namacała płaską powierzchnię stołu.
- Nie potrzebuje twojej pomocy… - Dodała przez zęby. Grymas ten miał kolejny raz ukryć ból. Pytanie jednak brzmiało — na ile dobrze ją znał? Czy umiał odczytać przez warstwy masek, że tak naprawdę jest przestraszona, w jakiś dziwny sposób również onieśmielona.
Nie spodziewała się bowiem, że nawet jeśli dojdzie do spotkania, to znajdzie się tak blisko niego.
Jego dotyk, był jeszcze bardziej wzbudzający wspomnienia, niż jego widok. Znała każdy centymetr jego ciała, wodziła przecież palcami, bo każdym jego tatuażu. Całowała zagłębienia w szyi… A teraz? Teraz była ofiarą losu, której musiał pomóc, bo nie umiała ustać na nogach. Na co by mu była taka dziewczyna?
- Zadowolony jesteś? Utwierdziło cię to w słuszności decyzji? - Oczywiście, że tak. Dobrze zrobił, że odszedł. Jej ciało też przecież zdobione było drobnymi bliznami, tymi, które teraz skrywały się pod ubraniami, ale które też sprawiały, że nie chciała poznawać kogoś bliżej. Nie była tak piękna, jak kiedyś. A przynajmniej nie w swoich oczach.
Wiedziała jednak, że każda kolejna próba kroku, skończy się kolejnym upadkiem. Zacisnęła na krótką chwilę wargi, a gdy je rozchyliła, głos jej drżał z przejęcia.
- Przy tamtym stoliku została moja laska… Czy wychodząc, mógłbyś poprosić kogoś z obsługi, żeby mi ją podał? - Bo on się przecież pewnie spieszył. Pewnie już jakaś inna grzeje jego pościel.

Jeffrey Prescott
sumienny żółwik
Stokrotka polna/ Liv
lorne bay — lorne bay
25 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie oceniał jej nigdy przez wygląd, a na pewno nie przede wszystkim. Uważał, że jest piękna i na tym się poniekąd ta jego ocena jej wyglądu kończyła. Nie oceniał jakoś innych przez wygląd, a na pewno nie zawsze. Wiadomo, był facetem i oglądał się za fajnymi laskami, zarówno wtedy gdy mieszkał w Sydney, czy teraz kiedy był w znowu w Lorne. Nigdy nie był typem, który bronił się przed zerkaniem (i nie tylko) w bok.
Szczerze mówiąc nie interesował go powód, dla którego poczuła się gorzej. Interesowało go to, że gorzej się poczuła. Sam nie wiedział dlaczego tak mocno reagował na każdy jej ruch, dlaczego każde jej drgniecie wywoływało u niej taką lawinę emocji, której nie potrafił uspokoić, opanować.
Nawet teraz, kiedy finalnie zrobił ten ruch, o którym decyzję podjął w chwili, gdy tylko zauważył, że straciła tę równowagę. Nie interesowało go to, czy uważała, że potrzebuje pomocy. On tutaj był i nie potrafił po prostu nie zareagować. Był porywczym typem i to nie tylko podczas rozmów, nawet w takiej sytuacji pierwsze co zrobił to od razu rzucił się do pomocy i w ten sposób również był porywczy.
Kiedy usłyszał by go zostawiła, kompletnie to zignorował dopóki nie widział pewności w jej postawie. A przynajmniej takiej powiązanej z oparciem się o blat tego stołu. Kiedy też wreszcie złapała ten blat, usłyszał, że jego pomoc nie jest tym, czego potrzebuje. W tej chwili powoli się wycofał, cały czas upewniając się, że jednak pewnie stoi na nogach. A przynajmniej na tyle, by nie musiał trzymać jej w każdej chwili. Wycofywał się powoli, z pewnego rodzaju czułością, taką, którą można pokazać tylko komuś, na kim naprawdę tej osobie zależy.
— Ale ja chcę Ci pomóc. — Odparł cicho, ale nie wydawało mu się, by bardzo się tym przejęła, bo następne słowa wprowadziły go w jeszcze większe zakłopotanie.
— Niby z czego mam być zadowolony? Z jakiej decyzji? Jakiej słusznej decyzji, o czym ty mówisz? — Zapytał, lustrując ją bardzo zdziwionym i bardzo niepewnym spojrzeniem. Kiedy wskazała mu stół, przy którym była jej laska, to od razu po nią poszedł i oparł o jedno z krzeseł, przy któym teraz była.
— Jak? Lekarze mówili, że się już nie wybudzisz, że nie ma na to prawie żadnej szansy. Co się stało? — Zapytał. Nie siadał, stał naprzeciwko niej, cały czas uważnie ją obserwując, nie miał zamiaru pozwolić jej teraz tak po prostu zniknąć.

Daisy Watson
sumienny żółwik
mkj
Aktorka — Własny Reality show
24 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
I keep stars in my pockets wear daisies in my hair but I tuck you tenderly
in the folds of my heart and take you everywhere.
Tu nie chodziło jedynie o niego, a o cały szereg rzeczy, które się wydarzyły w międzyczasie. Jej rodzice, chociażby, którzy twierdzili, że jest bardzo zdolna, ale jednocześnie podejmowali za nią każdą ważniejszą decyzję, pozbawiając ją pewnej dozy samodzielności. Telewizja też nie była łaskawa dla gwiazdeczek, które w dodatku miały sławnych rodziców. Wyjście na miasto bez makijażu, czy w legginsach i bluzie momentalnie kończyło na jakimś plotkarskim profilu. Wystarczyło jedno zdjęcie, żeby pod nim pojawiały się setki nieprzychylnych komentarzy. Co więc mogła powiedzieć, gdy jej ciało teraz zdobiły blizny? Lata zaburzeń samooceny sprawiły, że zwykłe patrzenie w lustro sprawiało jej trudność.
Dlaczego zdecydowała się go szukać? Przecież nie miało to sensu… Nie chciałby być z kimś takim jak ona....
Na dodatek miał ją jeszcze za głupią. Udawał, że ona nie wie, o czym mówi. To jakaś jego nowa strategia? A może będzie próbował wyciągnąć jeszcze trochę kasy.
- Od kiedy ty mi niby chcesz pomagać? Może mam ci podziękować, że zadzwoniłeś po służby po wypadku? Zapłacić? - Wykonała ruch, jakby chciała sięgnąć po portfel. Była zła, smutna, zawiedziona. Tyle emocji w jednym momencie, że ledwo mogła to ogarnąć. Chciała krzyczeć na niego, przytulić się, uderzyć, pocałować.
Wybrała jej zdaniem najbezpieczniejszą opcję.
Chłód.
Tylko to mogło ją ochronić.
Jak mogła nie zauważyć, że był aż takim dupkiem? Czy jego oczy aż tak wszystko jej przysłoniły? Piękne słówka namąciły w głowie.
Obłuda niemal wylewała się z każdego jego gestu. Teraz się pytał jak?
- Srak… - Odparła, chociaż zwykle nie wypowiadała się brzydko. A dziś było jej zupełnie wszystko jedno. Nawet jeśli otoczyłoby ich stado dziennikarzy, skoro zaczęła, nie miała zamiaru skończyć tej tyrady. Miała wreszcie okazję wyrzucić z siebie wszystkie żale i problemy, z jakimi się przez niego mierzyła.
- Codzienne ćwiczenia, setki godzin, żeby wykonać krok… Chyba. - Teraz choćby i chciała, to nie mogla odejść. Nawet mając laskę w zasięgu dłoni, nie czuła się na tyle pewna, żeby iść. Musiała się uspokoić.
- Ci się stało, co się stało? A co miało się stać… Ty mi lepiej może powiedz, co?! Czemu nagle uznałeś, że to wszystko dla ciebie nic nie znaczyło i możesz tak po prostu zniknąć z mojego życia?! - Była wściekła. Łzy popłynęły z jej oczu, chociaż przecież nie chciała płakać. - Jesteś dupkiem, wiesz? Chciałam, żebyś wiedział, że jesteś dupkiem. - Powiedziała, wierzchem dłoni ocierając policzki.

Jeffrey Prescott
sumienny żółwik
Stokrotka polna/ Liv
lorne bay — lorne bay
25 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Każdy miał inne życie, u jednych najbliższe otoczenie wywierało ogromną presję, u innych mniejszą, albo nawet wcale. Wiedział, że w jej przypadku ta presja wywierana przez jej bliskich była o wiele większa w porównaniu z tym co on miał zarówno w dzieciństwie jak i później, dlatego tez nie do końca ją czasem rozumiał, bo jednak miała na tym polu kompletnie inne doświadczenie niż on. A to też wielokrotnie prowadziło ich do różnych kłótni.
Różnica w tym jak widzieli wiele sytuacji prowadziło do nieporozumień. Zarówno w przeszłości, kiedy odnosili się do różnych rzeczy po prostu inaczej, tak i nawet teraz, gdy znali trochę inne wersje wydarzeń tego co było powodem, że już się więcej nie zobaczyli od jego ostatniej wizyty w szpitalu, której oczywiście nie mogła pamiętać.
— Kurwa Daisy, przecież zrobiłem wtedy co tylko mogłem, tak? I to nie po to, żebyś mi teraz za to płaciła! Zrobiłem to co uznałem za słuszne i co musiałem zrobić. — Mogła uznać, że chodziło tutaj o czyste sumienie, bo pewnie to też było pośrednio prawdą, chociaż oczywiście to nie było to, czym kierował się, kiedy dzwonił po pomoc po tamtym wypadku. Nie po to wyciągnął ją z samochodu, nie po to ułożył ją w bezpiecznej pozycji i upewniał się, że ciągle oddycha i bije jej serce, trzymał za rękę, kiedy jechali karetką.
Zawsze był dupkiem. Taki miał charaktery. Bywał chamski, obcesowy, pokazywał czasem, że mu zależy, by w następnej chwili robić coś zupełnie odwrotnego.
Trochę zaskoczyła go jej odpowiedź, bo wiedział, że normalnie tak nie mówiła. Ona w przeciwieństwie do niego była kulturalna. Nic nie mówił, słuchał po prostu słów, które z siebie wyrzucała. Słuchał i próbował znaleźć odpowiednią odpowiedź. Miała rację, ale... nie do końca.
— Zawsze byłem dupkiem, jesteś zaskoczona? Zniknąłem z Twojego życia? No, nawet twoi starzy mówili zawsze, że nie jestem dla Ciebie dobry, nie? To zniknąłem z Twojego i ich życia też, tak jak chcieli. — Bo przecież opuścił Sydney ze względu na to, że łatwiej było uciec stamtąd i nie walczyć codziennie z pokusą udania się do szpitala w którym leżała, podobno nie mając się wybudzić z tej cholernej śpiączki.
Bolał go widok łez pojawiających się w kącikach jej oczu, a następnie spływających po jej policzkach, które zresztą po chwili starła, mimo, że cholernie bardzo on chciał to zrobić i ciężko przyszło mu powstrzymanie się od tego. Z jednej strony chciał się na nią rzucić i ją mocno przytulić, pocałować, ale z drugiej strony... wypierał to wszystko i trochę chciał, by zniknęła, już przecież się pogodził z tym, że jej nie było w jego życiu. Nie chciał tego zrobić, ale musiał, tak wtedy myślał. A teraz? Wszystko się zmieniło i kompletnie nie wiedział jak do tego podejść.

Daisy Watson
sumienny żółwik
mkj
Aktorka — Własny Reality show
24 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
I keep stars in my pockets wear daisies in my hair but I tuck you tenderly
in the folds of my heart and take you everywhere.
Ogólnie to patrząc na tę dwójkę, można było odnieść wrażenie, że pochodzą z kompletnie innych światów. Ona z dość niewinnym, acz niezbyt wyróżniającym się wyglądem, za to on od stóp do głów pokryty tatuażami. Spojrzenie na świat mieli inne, ale jednak coś sprawiło, że zupełnie straciła dla niego głowę.
Spotykani do tej pory mężczyźni albo traktowali ją jak głupią laskę, albo jako przepustkę do znajomości. A ona chciała kogoś, z kim wreszcie będzie mogła poczuć, że żyje. Wielka szkoda, że niestety, ale ta miłość prawie ją zabiła.
- To, co uważałeś za słuszne…? Aha. Fantastycznie. - Powiedziała, jeszcze bardziej utwierdzając się w przekonaniu, że on ani trochę nie żałuje faktu, że się rozstali. Uważa nawet, że tak należało. - To, po jaką cholerę mi zawracałeś głowę, co? Miałeś z tego jakąś chorą satysfakcję? - Była wściekła, że musiała tu tak przed nim sterczeć, jak debil i nie mogła sobie po prostu pójść.
Lata podkopywania pewności siebie sprawiły, że nie umiała w konfrontacje i teraz nie wiedziała co dalej. Na szczęście on postawił dalej dyskutować, a to było łatwiejsze niż cisza. O tym wszystkim, co dla niej zrobił, nie mogła mieć pojęcia. Nie pamiętała, że ją wyciągnął. Ostatnie co miała w głowie sprzed wypadku, to huk i ból, a potem długo, długo nic.
Nie było światła na końcu tunelu, nie było snów. Nie pamiętała nic, aż do momentu, kiedy faktycznie miała się wybudzić. Czy tak to właśnie wyglądało? Czy to był czyściec? A może zwyczajnie po śmierci nie było nic oprócz ciemności.
- Ach, to teraz wina moich rodziców jest niby? A co… mieli mnie zostawić tak jak ty? Żebym tam zdechła jak bezdomny pies. Co ja Ci takiego zrobiłam, że życzysz mi jak najgorzej, co? I może moi rodzice mieli rację do ciebie od samego początku, co? Nie liczyłam się dla ciebie… tylko kasa. - Uderzyła dłonią w stół, ale oczywiście przedmiot martwy pozostał niewzruszony. Tylko jej twarz wykrzywił grymas bólu. - Au… fuck… - Zaklęła, bo słaba dłoń nie była przyzwyczajona do takich gestów. - Już ci wszystko powiedziałam. - Słownictwo, agresja… Daisy zwyczajnie się tak nie zachowywała. Ale dzisiaj była taka wściekła, że miała ochotę mu przywalić. - Masz swoją kawę, to możesz spieprzać. - Niespodziewanie dla niej samej, jej dłoń znalazła się na jego koszulce i przyciągnęła go do siebie, żeby pocałować gniewnie, a zaraz potem odsunąć.
I wtedy jakby nagle się uspokoiła. Jej dłoń, jakby nieco w zwolnionym tempie opadła niżej, a ona patrzyła na niego… przestraszona.
- Ja… ja nie chciałam… - Bzdura. Kłamstwo.
Chciała.
Ale nie znaczyło to, że powinna.

Jeffrey Prescott
sumienny żółwik
Stokrotka polna/ Liv
lorne bay — lorne bay
25 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie trzeba było nawet na nich patrzeć. Poniekąd osoba, która byłaby za ścianą spokojnie słyszałaby ich wymianę zdań i dość łatwo byłoby dojść do wniosku, że mimo wszystko pochodzą z tych kompletnie różnych światów. I mając takie wrażenie, to w sumie odniosłoby się je słusznie. Bo tak było, on był z małego miejsca, z małego miasta. Ona była z Sydney. On był złośliwy, raczej silniejszy niż mądrzejszy. U niej te proporcje były raczej odwrotne. Zawsze było widać, że była inteligentniejsza, zresztą, została aktorką i może w jakimś stopniu to coś świadczy, kiedy jemu najlepsze co w życiu wychodziło, to... naprawianie samochodów i w sumie to była jedna z niewielu rzeczy, w których był naprawdę dobry. Oczywiście nie odejmujemy tutaj mechanikom inteligencji, bo Ci też głupi nie są i być nie powinni.
— Co, źle, że zadzwoniłem po karetkę i, że wyciągnąłem Cię z samochodu? Kurwa, mogłaś umrzeć. — Brnął w to nieporozumienie, które między nimi tutaj rosło. Względem rozstania, to w sumie nigdy między nimi do niego nie doszło. Poszli w inne strony, albo raczej on poszedł, gdy ona leżała przykuta do łóżka, w śpiączce.
— Jaką satysfakcję? Z czego? O czym Ty pierdolisz? Kurwa, Daisy, gadasz takie głupoty, że nawet nie wiem o co Ci teraz chodzi. — Uniósł się, aż dziwne, że nikt nie chciał im się wtrącić, ale było widać, że raczej nie byłoby ich łatwo uspokoić, zresztą... Jeffrey też na takiego nie wyglądał, by pozwolił się teraz komuś wtrącać.
Nigdy nie był osobą, która gryzłaby się w język, mówił co mu przynosiła na niego ślina i to często bez przemyślenia, bywał szczery do bólu, ale był też po prostu szczery.
— A co, moja, że Twój stary mi zakazał się do Ciebie zbliżać? Że ochroniarzami mnie praktycznie poszczuł? Czy ja Ci kiedykolwiek źle życzyłem? O czym ty gadasz Daisy? Że na jakie Twoje pieniądze leciałem? Nie jesteś milionerką i nigdy nie chciałem od Ciebie ani grosza, nienormalna jakaś jesteś. — Wywarczał, bo był teraz już wściekły na te wszystkie głupoty, które o nim mówiła. Nawet nie drgnął, gdy uderzyła tą ręką w stół i było widać, że ją to zabolało. Co miał zrobić, skoro i tak nie była zainteresowana tym co robił, ani tym co mówił?
— Nie mam zamiaru spieprzać z miejsca, gdzie mieszkam. — Odparł, a gdy jej reka znalazła się na jego koszulce, to nie miał pojęcia jak miał zareagować. Pozwolił się jej przyciągnąć i lekko odwzajemnił jej pocałunek, na tyle na ile oczywiście mógł, bo nie było to wcale łatwe.
I wyraz jego twarzy złagodniał, bo widział, że... ona faktycznie była strasznie zestresowana. Wyglądała na zmęczoną i... wystraszoną.
— Nie zmusiłem Cię do tego. Nigdy Cię do niczego nie zmuszałem, Daisy. — Pozwolił sobie powiedzieć, sięgając dłonią do jej policzka, by przejechać po nim palcem, o ile nie odtrąciła jego dłoni.

Daisy Watson
sumienny żółwik
mkj
Aktorka — Własny Reality show
24 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
I keep stars in my pockets wear daisies in my hair but I tuck you tenderly
in the folds of my heart and take you everywhere.
Punkty widzenia zależy od punktu siedzenia. Daisy nigdy nie miała go za głupiego. Widziała w nim zaradnego chłopaka, który zawsze potrafiłyby sobie poradzić, niezależnie od sytuacji. Jeśli nie znał sposoby, zaraz go znajdował. Dążył do sedna, dochodził do prawdy. A ona przy nim zaznawała życia, którego nie znała u boku rodziców. To przy nim nauczyła się nastawiać piekarnik, czy też dowiedziała się, do czego służą światełka na desce rozdzielczej, które do tej pory nazywała te świecące dzyngi. Ale to wszystko było i minęło, już nie był jej. Ona już nie była jego… Na dodatek pogłębiali przepaść między sobą, unosząc głosy i wzbudzając zainteresowanie wokół. Ale faktycznie — nikt nie zareagował. Daisy być może była już przewrażliwiona, ale wydawało jej się, że kilka osób próbuje nieco dyskretnie wystawiać w ich stronę telefony komórkowe i spróbować ich nagrać. Ale to wszystko nie było teraz ważne… Fakt, że nazwał ją wariatką i próbował zrzucić winę na jej rodziców, to było po prostu niedorzeczne.
- Złe to było to, że miałeś mnie w dupie potem… Potrzebowałam cię Jeffrey, ale ciebie nie było. Zostawiłeś mnie tam… I wiesz co? Czasem to wszystko jest tak do dupy, że mogłeś mnie tak do cholery zostawić. Wszystkim wam byłoby lepiej. - Wyrzucała z siebie, sama już nie wiedząc, czy naprawdę tak myśli, czy po prostu to tak działają na nią emocje.
- Gdyby nie mój stary, to teraz jeździłabym na wózku. Serio myślisz, że ci uwierzę, że w takim momencie by cię straszył ochroniarzami? Przecież część cię znała… - Fakt, jej rodzice nie przepadali za nim. To był też głównie powód, dla którego nie umawiali się zbyt często u niej w domu. Ale rodzina Watson była cholernie bogata. Fakt, że on teraz udawał, że nie wiedział i tej całej kasie zakrawał jej zdaniem o hipokryzję. Jednak chyba najbardziej bolał fakt, że uważał ją za nienormalną. Nigdy jej tak nie nazwał. Ok, jej związek bywał burzliwy, ale jednak zawsze wiedziała, że przy kim, jak przy kim, ale przy nim może być sobą. A tu takie słowa…
Dlaczego więc go pocałowała? Czemu tak łapczywie sięgnęła po jego usta? Nie umiała odpowiedzieć na to pytanie, podobnie jak na to, dlaczego właściwie stąd nie poszła. Już zniosłaby ten ból. Nosiła go w sobie przecież od momentu wybudzenia.
Nie znaczyło to jednak, że miała zamiaru czekać, aż on upokorzy ją bardziej.
Problem w tym, że mając go tak blisko, wcale nie było łatwo odejść. Usta smakowały dokładnie tak, jak pamiętała. I teraz, gdy mogła sobie przypomnieć to wszystko, mogła jedynie zagryźć wargę, by zatrzymać go na dłużej.
- W takim razie ja muszę stąd wynieść. Nie chcesz kaleki i wariatki… A ja nie chce kłamcy i uciekiniera… - Dlaczego więc wciąż trzymała go za koszulkę. Dlaczego wtulała policzek w jego dłoń? Dlaczego serce waliło jej jak oszalałe?
- Dlaczego mnie zostawiłeś Jeffrey? - Spytała wreszcie cicho.

Jeffrey Prescott
sumienny żółwik
Stokrotka polna/ Liv
lorne bay — lorne bay
25 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Za głupiego też się oczywiście nie uważał. Był całkiem zaradny, coś tam w głowie miał i sobie w życiu jakoś dawał radę. Nie potrzebował teoretycznie nikogo do pomocy, by w życiu sobie poradzić. Nie był mądry, ale bardziej inteligentny, bo nie wiedział co było stolicą powiedzmy Chorwacji, czy nie znał jakichś wzorów matematycznych, ale jak trzeba było policzyć pieniądze, czy policzyć, czy coś mu się opłaca, to dawał sobie radę. Tak samo potrafiłby coś zamontować, naprawić samochód, puścić pranie, ugotować całkiem niezły omlet, czy właśnie znaleźć się w innym miejscu.
Cóż, nie byli już razem nawet mimo tego oczywistego zerwania. Oczywiście, że się od siebie oddalili, bo jednak trochę czasu od ich ostatniego „spotkania” minęło, a od ich ostatniej rozmowy jeszcze więcej. A przynajmniej od takiej, w której obydwoje się odezwali. Dzisiaj sytuacja była zdecydowanie inna i nie miał zamiaru pozwolić jej po prostu na niego wjeżdżać, kiedy uważał, że ma rację. Był upartym człowiekiem i często nie pozwalał innym nawet wytłumaczyć jego błędnego rozumowania, bo i tak po prostu się upierał przy swoich racjach. Miał trochę wad i to z pewnością była jedna z nich.
—Jak mieć w dupie?Jak Cię niby zostawiłem? Byłem obok do ostatniego momentu. Od wypadku, przez podróż karetką do samego szpitala. Tylko jak Cię operowali nie mogłem wejść, potem też wiesz ile czasu spędziłem przy Twoim łóżku? Dużo. Naprawdę dużo. Siedziałem obok i tylko liczyłem, że się obudzisz. — Mówił szczerze, bo wszystko to co mówił to była prawda. Spędził wiele dni przy jej łóżku, wielokrotnie nawet musieli go „wypraszać” i namawiać, by poszedł odpocząć, żeby poszedł do domu, bo ona i tak nigdzie nie pójdzie, chociaż czasem miał taki irracjonalny strach, że jednak nie będzie mógł do niej wrócić.
—No i brawo dla niego, że zrobił coś dla swojego dziecka, a ja to co stałem obok i nic nie zrobiłem? Tak myślisz, że to wyglądało? — Prychnął z wściekłością, bo wydawała mu się kompletnie niedorzeczna.
— I co z tego, że mnie znali? Kim ja byłem? Facetem, partnerem i jeżeli ojciec pacjentki powiedział, że mają mnie nie dopuszczać bo mogę być zagrożeniem, to co? Nawet jak nie chcieli, to musieli go słuchać, bo by ich przecież pozwał. — Uświadomił ją. Wiedział o tym, że miała pieniądze, ale nigdy też się tym tak bardzo nie interesował, bo nie to było najważniejsze. Miał gdzieś, czy jej rodzina na koncie miała dziesięć tysięcy, milion czy dwadzieścia. Było to dla niego najmniej istotne i powinna sobie zdawać z tego sprawę.
Nie uważał jej za nienormalną, ale powinna dobrze wiedzieć, że w gniewie i w nerwach mówił często rzeczy, których nie miał na myśli. A przynajmniej nie takie, które brał poważnie, bo ile razy mówił jej przykre rzeczy, za które później przepraszał? To były takie kłamstwa, których czasem nieświadomie używał, by odepchnąć ją od siebie. Jeżeli ktoś tutaj był nienormalny, to on.
Brakowało mu jej dotyku, smaku ust, ich kształtu, dotyku, ciepła jej ciała i policzka, gdy dotknął go dłonią.
— Jesteś człowiekiem. A ja nie jestem kłamcą. Uciekłem, ale nie dlatego, że chciałem. Myślisz, że było mi łatwo? — Powiedział, ścierając kciukiem łzy z jej policzka.
— Musiałem, nie rozumiesz? — Zapytał. Naprawdę uważał, że nie miał wyjścia i... chciał zrobić ten krok do przodu. Nie taki jaki by wolał, ale... wydawało się wtedy, że był jedynym krokiem, który mógł zrobić.

Daisy Watson
sumienny żółwik
mkj
ODPOWIEDZ