: 17 mar 2024, 17:11
(przeskakuję hajda, następnym razem, jusia)
Po tym, jak już opuścili tę kanapę, Carson włożyła sporo wysiłku w to, by trochę się ogarnąć. Zaakceptowała to, że nie była teraz w najlepszym stanie na spacery po mieście i próby znalezienia najszybszej drogi do swojego mieszkania (nie pamiętała tylko, czy Joey sam zaproponował jej, żeby została u niego na noc, czy może trochę mu się wprosiła), spróbowała zmyć makijaż i nie utopić się pod prysznicem. Wypiła tyle wody, ile zdołała - już ze szklanki, normalnie, a nie prosto z tego prysznica - i dzielnie się powstrzymywała, by nie opowiadać zbyt wielu głupot. Nawet jeśli opowiedziała mu kilka, ale hej, czuła się jednak trochę zobowiązana do tego, by trochę Joeya zabawiać, skoro spała w jego łóżku.
I może nawet jakaś część Carson cieszyła się z tego, że zasypiając, wciąż była trochę nastukana. Dzięki temu umykały jej wszystkie te rzeczy, które na trzeźwo byłyby dla niej trudne: nie zwróciła większej uwagi na to, jak umeblował sobie nowy salon i nie zastanawiała się nad tym, jakie to dziwne i niewygodne, że śpi w jego łóżku, w domu, który sobie kupił, bo widocznie nie chciał mieć już nic wspólnego z Carson i ich życiem w Londynie. Jedyne, co udało jej się zapamiętać, to że miał kanapę, która całkiem nieźle sprawdzała się do pospiesznego, szaleńczego, pijanego seksu.
Okazało się zresztą, że jego łóżko też dawało radę, bo kiedy już leżała obok Joeya pod kołdrą, z mokrymi włosami, nie mając pojęcia, gdzie jest jej sukienka, uznała za świetny pomysł, by pocałować swojego wkrótce-byłego męża po raz kolejny. Może za bardzo wzięła sobie do serca jego słowa o tym, że wcale nie musieli dzisiaj myśleć? To chyba jedyne wyjaśnienie tego, że już chwilę później Carson ponownie ściągała z niego bieliznę, gotowa sprawdzić, czy materac również zda egzamin.
Wszystko to uderzyło w nią następnego ranka, gdy otworzyła oczy i nie zdążyła nawet wyplątać się jeszcze z nóg Joeya (no cóż, okazało się przynajmniej, że mimo przerwy wspólne spanie dalej było zupełnie komfortowe), gdy poczuła ból głowy. I wyrzuty sumienia, albo po prostu jakiś taki niesmak to samej siebie. Aha, no i zapach - wciąż czuła, że pachnie alkoholem, ale przede wszystkim Joeyem.
Przekręciła się na plecy i przyłożyła sobie dłonie do twarzy. Ciężko powiedzieć, czy zrobiła to, po raziło ją słońce, głupio jej było spojrzeć na męża czy po prostu bała się, że nie zmyła wczoraj dokładnie tuszu do rzęs i teraz głupio wygląda. - Mam takiego kaca, że czuję się jak szmata - poinformowała go zamiast “dzień dobry” i przekręciła głowę w kierunku Joeya - a przynajmniej tam, gdzie wydawało jej się, że powinien być Joey, bo przecież dalej zasłaniała sobie buzię. - A ty jak się czujesz? Pytam o kaca, a nie o to, że się ze mną przespałeś. Oczekuję, że z naszym seksem czujesz się fantastycznie - albo fantastycznie, albo jak szmata, widocznie w świecie Carson inne opcje nie wchodziły w grę.
joaquim w. monaghan
Po tym, jak już opuścili tę kanapę, Carson włożyła sporo wysiłku w to, by trochę się ogarnąć. Zaakceptowała to, że nie była teraz w najlepszym stanie na spacery po mieście i próby znalezienia najszybszej drogi do swojego mieszkania (nie pamiętała tylko, czy Joey sam zaproponował jej, żeby została u niego na noc, czy może trochę mu się wprosiła), spróbowała zmyć makijaż i nie utopić się pod prysznicem. Wypiła tyle wody, ile zdołała - już ze szklanki, normalnie, a nie prosto z tego prysznica - i dzielnie się powstrzymywała, by nie opowiadać zbyt wielu głupot. Nawet jeśli opowiedziała mu kilka, ale hej, czuła się jednak trochę zobowiązana do tego, by trochę Joeya zabawiać, skoro spała w jego łóżku.
I może nawet jakaś część Carson cieszyła się z tego, że zasypiając, wciąż była trochę nastukana. Dzięki temu umykały jej wszystkie te rzeczy, które na trzeźwo byłyby dla niej trudne: nie zwróciła większej uwagi na to, jak umeblował sobie nowy salon i nie zastanawiała się nad tym, jakie to dziwne i niewygodne, że śpi w jego łóżku, w domu, który sobie kupił, bo widocznie nie chciał mieć już nic wspólnego z Carson i ich życiem w Londynie. Jedyne, co udało jej się zapamiętać, to że miał kanapę, która całkiem nieźle sprawdzała się do pospiesznego, szaleńczego, pijanego seksu.
Okazało się zresztą, że jego łóżko też dawało radę, bo kiedy już leżała obok Joeya pod kołdrą, z mokrymi włosami, nie mając pojęcia, gdzie jest jej sukienka, uznała za świetny pomysł, by pocałować swojego wkrótce-byłego męża po raz kolejny. Może za bardzo wzięła sobie do serca jego słowa o tym, że wcale nie musieli dzisiaj myśleć? To chyba jedyne wyjaśnienie tego, że już chwilę później Carson ponownie ściągała z niego bieliznę, gotowa sprawdzić, czy materac również zda egzamin.
Wszystko to uderzyło w nią następnego ranka, gdy otworzyła oczy i nie zdążyła nawet wyplątać się jeszcze z nóg Joeya (no cóż, okazało się przynajmniej, że mimo przerwy wspólne spanie dalej było zupełnie komfortowe), gdy poczuła ból głowy. I wyrzuty sumienia, albo po prostu jakiś taki niesmak to samej siebie. Aha, no i zapach - wciąż czuła, że pachnie alkoholem, ale przede wszystkim Joeyem.
Przekręciła się na plecy i przyłożyła sobie dłonie do twarzy. Ciężko powiedzieć, czy zrobiła to, po raziło ją słońce, głupio jej było spojrzeć na męża czy po prostu bała się, że nie zmyła wczoraj dokładnie tuszu do rzęs i teraz głupio wygląda. - Mam takiego kaca, że czuję się jak szmata - poinformowała go zamiast “dzień dobry” i przekręciła głowę w kierunku Joeya - a przynajmniej tam, gdzie wydawało jej się, że powinien być Joey, bo przecież dalej zasłaniała sobie buzię. - A ty jak się czujesz? Pytam o kaca, a nie o to, że się ze mną przespałeś. Oczekuję, że z naszym seksem czujesz się fantastycznie - albo fantastycznie, albo jak szmata, widocznie w świecie Carson inne opcje nie wchodziły w grę.
joaquim w. monaghan