: 15 lut 2024, 23:32
Nie chciała stawia Gai w niekomfortowym położeniu, a wiedziała, że tym właśnie byłoby spotkanie z jej rodziną. Najgorszą z możliwych opcji. Prawdopodobnie przy tym Zimmerman oberwałoby się rykoszetem, za Bóg wie jakie grzechy, najpewniej zwyzywaliby ją od amaliowych dziwek tak jak to było w przypadku Saula, który do rodziny przyprowadził Klausa. W końcu wszystko u Monroe rozbijało się o bycie lub niebycie czyjąś dziwką. Nikogo by nawet nie obchodziło, że Gaia była jedynie przyjaciółką Evy, i, co na Evę nietypowe, nigdy ze sobą nie spały.
-Tak, to chyba dobry pomysł. Ja, Isaac i Samuel. -pokiwała głową, choć nadal zastanawiała się czy najstarszy z braci był w stanie psychicznym teraz sobie z tym radzić. Ale jeśli nie teraz to kiedy? Gdy Isaac nie będzie w stanie już nawet chodzić przez osłabienie i wyniszczenie organizmu? Czy może gdy spotka się z piachem i już nie będzie czego zbierać? Gaia miała rację, że powinni to ogarnąć jak najszybciej to możliwe. Eva sama chciała dowiedzieć się z czym ta choroba się wiązała i co mogła zrobić dla brata, a przede wszystkim jak wiele czasu im pozostało. Poza tym, że stanowczo za mało.
-Wiesz, pomijasz w tym wszystkim fakt, że to nie było tylko zrobienie czegoś dla siebie. To nie była po prostu podróż. To była ucieczka pod przykryciem nocy. Pocięłam kartę sim tak by nie mieli żadnej możliwości skontaktowania się ze mną. Ewentualny kontakt to miała być tylko i wyłącznie moja decyzja. I wiem, że cierpieli przez to. A przynajmniej część. No... na pewno Viper i Isaac.- w ciągu tego wywodu uświadomiła sobie, że nawet nie wiedziała co z resztą jej rodzeństwa i czy się jakkolwiek przejęli, czy tylko wypominali jej ten wyjazd tak rekreacyjnie. Jedynie ci najmłodsi otwarcie zakomunikowali, że za nią tęsknili, co prawda Viper na swój własny, pokrętny sposób, ale Isaac przeleciał ocean by ją znaleźć w Bogocie.
-Dziękuję, Gaia, możemy się umówić, że ja się po prostu nad tym zastanowię?-nie chciała dłużej dywagować nad długiem wdzięczności czy jego brakiem, bo doskonale wiedziała, że nie byłoby słów, które sprawiłyby, że nie czułaby się zobowiązana. Nawet jeśli Gaia na każdym kroku by podkreślała, że nic od Evy nie chce to ta próbowałaby spłacić ten cholerny dług, który ciążyłby jej na sumieniu. Jednocześnie zaoferowana opcja wydawała się idealna i tak ciężko było jej odmówić. Dlatego powzięła postanowienie, że realnie się nad tym zastanowi.
-Chciałabym coś z tym zrobić, ale chyba każde z nas jest zbyt zapatrzone w czubek własnego nosa by być otwartym na naprawę tego co w nas nie działa. Włącznie ze mną.- skierowała wzrok przed siebie nie chcąc spojrzeć na przyjaciółkę. Minęło tyle lat, a ona nadal miała problem z przyznawaniem, że coś jest z nią nie tak, że sobie nie radzi, że jest zepsuta, że tak wiele rzeczy zjebała. Starała się je na bieżąco naprawiać, ale nie o wszystkich miała pojęcie. Dopiero teraz, siedząc u boku Gai, tak wiele sobie uświadamiała. Przyjaciółka była dla niej swoistą wyrocznią, która mówiła jej prawdę o świecie, na którą Amalia przez wiele lat pozostawała całkowicie ślepa. Bardzo wiele jej uświadamiała, w tym bardzo wiele rzeczy, o których świadomości mieć nie chciała.
-Chciałabym dom bez kłótni. My, nawet w dorosłym życiu, kłócimy się jak zbuntowani nastolatkowie. Zawsze ktoś ma do kogoś problem, zawsze coś jest nie tak. Tak jak na tej zasranej Wigilii. Miało być miło i rodzinnie, a posypało się zanim usiedliśmy do stołu.- sama nie była święta. Siedziała pośrodku tego wszystkiego, na spółę z Viper, bawiąc się najlepiej w jej życiu, zamiast stanąć po stronie któregokolwiek z braci i zażegnać konflikt. Chociaż podejrzewała, że był on na tyle rozbudowany, że tak naprawdę miała bardzo niewiele do powiedzenia w tym temacie. Z resztą, jej zdanie mało kogo w tej rodzinie realnie obchodziło.
Woda obmywająca jej ciało w pewien sposób zmywała z niej ciężar rodzinnych dramatów. Pozwalała odetchnąć. Zupełnie tak jak prysznic z Gaią, który miał spłukać najmocniejszy ból żałoby. Nie była pewna czy to zasługa wody, czy obecności przyjaciółki u jej boku. A może obojga. Gdy padły słowa o niedzieleniu się informacją Amalia wręcz nadstawiła uszu. Chciała poznać tajemnice życia Gai. Przepłynęła w stronę lądu tuż za Zimmerman oczekując w napięciu na informacje. Z każdym kolejnym wymawianym przez nią słowem wpatrywała się w nią coraz to bardziej uparcie, coraz to większymi oczyma.
-Gaia... To jest... Piękne.-na chwilę odebrało jej mowę ze wzruszenia, próbowała pojąć jak można być aż tak dobrym człowiekiem w tak parszywym świecie. -Ty jesteś piękna. W sensie, mam na myśli duszę.- dodała gwoli wytłumaczenia, choć urodzie Gai nigdy nie mogła nic odjąć. -To cudowne, że w taki sposób wykorzystujecie swoje możliwości i chcecie podarować komuś lepsze życie. Wiele bym dała by za dzieciaka ktoś taki jak Wy się moją rodziną zainteresował, jestem pewna, że wiele dzieci będzie wam w ogrom wdzięcznych.- nadal otumaniona wpatrywała się w przyjaciółkę mając wręcz ochotę ją uściskać. -Będę was dopingować jak szalona. Jeżeli potrzebujecie jakiejś wolontariuszki do... choćby podawania wam kawy do pracy, to się oferuję.- chciała pomóc we wspaniałej inicjatywie, ale też poniekąd znaleźć sobie zajęcie inne niż przebywanie w pracy wypełnionej po brzegi alkoholem i dragami. Może to był najwyższy moment by się przebranżowić i uciec od pokus?
gaia zimmerman
-Tak, to chyba dobry pomysł. Ja, Isaac i Samuel. -pokiwała głową, choć nadal zastanawiała się czy najstarszy z braci był w stanie psychicznym teraz sobie z tym radzić. Ale jeśli nie teraz to kiedy? Gdy Isaac nie będzie w stanie już nawet chodzić przez osłabienie i wyniszczenie organizmu? Czy może gdy spotka się z piachem i już nie będzie czego zbierać? Gaia miała rację, że powinni to ogarnąć jak najszybciej to możliwe. Eva sama chciała dowiedzieć się z czym ta choroba się wiązała i co mogła zrobić dla brata, a przede wszystkim jak wiele czasu im pozostało. Poza tym, że stanowczo za mało.
-Wiesz, pomijasz w tym wszystkim fakt, że to nie było tylko zrobienie czegoś dla siebie. To nie była po prostu podróż. To była ucieczka pod przykryciem nocy. Pocięłam kartę sim tak by nie mieli żadnej możliwości skontaktowania się ze mną. Ewentualny kontakt to miała być tylko i wyłącznie moja decyzja. I wiem, że cierpieli przez to. A przynajmniej część. No... na pewno Viper i Isaac.- w ciągu tego wywodu uświadomiła sobie, że nawet nie wiedziała co z resztą jej rodzeństwa i czy się jakkolwiek przejęli, czy tylko wypominali jej ten wyjazd tak rekreacyjnie. Jedynie ci najmłodsi otwarcie zakomunikowali, że za nią tęsknili, co prawda Viper na swój własny, pokrętny sposób, ale Isaac przeleciał ocean by ją znaleźć w Bogocie.
-Dziękuję, Gaia, możemy się umówić, że ja się po prostu nad tym zastanowię?-nie chciała dłużej dywagować nad długiem wdzięczności czy jego brakiem, bo doskonale wiedziała, że nie byłoby słów, które sprawiłyby, że nie czułaby się zobowiązana. Nawet jeśli Gaia na każdym kroku by podkreślała, że nic od Evy nie chce to ta próbowałaby spłacić ten cholerny dług, który ciążyłby jej na sumieniu. Jednocześnie zaoferowana opcja wydawała się idealna i tak ciężko było jej odmówić. Dlatego powzięła postanowienie, że realnie się nad tym zastanowi.
-Chciałabym coś z tym zrobić, ale chyba każde z nas jest zbyt zapatrzone w czubek własnego nosa by być otwartym na naprawę tego co w nas nie działa. Włącznie ze mną.- skierowała wzrok przed siebie nie chcąc spojrzeć na przyjaciółkę. Minęło tyle lat, a ona nadal miała problem z przyznawaniem, że coś jest z nią nie tak, że sobie nie radzi, że jest zepsuta, że tak wiele rzeczy zjebała. Starała się je na bieżąco naprawiać, ale nie o wszystkich miała pojęcie. Dopiero teraz, siedząc u boku Gai, tak wiele sobie uświadamiała. Przyjaciółka była dla niej swoistą wyrocznią, która mówiła jej prawdę o świecie, na którą Amalia przez wiele lat pozostawała całkowicie ślepa. Bardzo wiele jej uświadamiała, w tym bardzo wiele rzeczy, o których świadomości mieć nie chciała.
-Chciałabym dom bez kłótni. My, nawet w dorosłym życiu, kłócimy się jak zbuntowani nastolatkowie. Zawsze ktoś ma do kogoś problem, zawsze coś jest nie tak. Tak jak na tej zasranej Wigilii. Miało być miło i rodzinnie, a posypało się zanim usiedliśmy do stołu.- sama nie była święta. Siedziała pośrodku tego wszystkiego, na spółę z Viper, bawiąc się najlepiej w jej życiu, zamiast stanąć po stronie któregokolwiek z braci i zażegnać konflikt. Chociaż podejrzewała, że był on na tyle rozbudowany, że tak naprawdę miała bardzo niewiele do powiedzenia w tym temacie. Z resztą, jej zdanie mało kogo w tej rodzinie realnie obchodziło.
Woda obmywająca jej ciało w pewien sposób zmywała z niej ciężar rodzinnych dramatów. Pozwalała odetchnąć. Zupełnie tak jak prysznic z Gaią, który miał spłukać najmocniejszy ból żałoby. Nie była pewna czy to zasługa wody, czy obecności przyjaciółki u jej boku. A może obojga. Gdy padły słowa o niedzieleniu się informacją Amalia wręcz nadstawiła uszu. Chciała poznać tajemnice życia Gai. Przepłynęła w stronę lądu tuż za Zimmerman oczekując w napięciu na informacje. Z każdym kolejnym wymawianym przez nią słowem wpatrywała się w nią coraz to bardziej uparcie, coraz to większymi oczyma.
-Gaia... To jest... Piękne.-na chwilę odebrało jej mowę ze wzruszenia, próbowała pojąć jak można być aż tak dobrym człowiekiem w tak parszywym świecie. -Ty jesteś piękna. W sensie, mam na myśli duszę.- dodała gwoli wytłumaczenia, choć urodzie Gai nigdy nie mogła nic odjąć. -To cudowne, że w taki sposób wykorzystujecie swoje możliwości i chcecie podarować komuś lepsze życie. Wiele bym dała by za dzieciaka ktoś taki jak Wy się moją rodziną zainteresował, jestem pewna, że wiele dzieci będzie wam w ogrom wdzięcznych.- nadal otumaniona wpatrywała się w przyjaciółkę mając wręcz ochotę ją uściskać. -Będę was dopingować jak szalona. Jeżeli potrzebujecie jakiejś wolontariuszki do... choćby podawania wam kawy do pracy, to się oferuję.- chciała pomóc we wspaniałej inicjatywie, ale też poniekąd znaleźć sobie zajęcie inne niż przebywanie w pracy wypełnionej po brzegi alkoholem i dragami. Może to był najwyższy moment by się przebranżowić i uciec od pokus?
gaia zimmerman