Powrót Xaviera i Perriego wyrwał go z zamyślenia nad ledwo ruszoną lampką wina. Zwilżył jedynie wargi i nawet nie zwrócił uwagi na kwaśny posmak, który wskazywał na złe przechowywanie trunku. Dopiero na słowa pierwszego przesunął dyskretnie językiem po dolnej wardze i ze zdegustowaniem godnym chłopca z dobrego domu skrzywił się, odstawiając szkło na stoliku i odczekał, aż rozlane zostały nowe butelki wina. Spojrzał na etykietę zainteresowany tym, co przynieśli ze sobą ze sklepu. Uniósł najpierw brew, zaskoczony marką. W przypływie lepszego humoru pewnie skomentowałby jakoś cenę trunku, określając wybór jako ekstrawagancki, ale ostatecznie zamikł, gdy jedno zerknięcie na twarz Xaviera upewniło go jedynie w tym, że z ich perspektywy nagła decyzja Estelle również i na nim odcisnęła swoje piętno.
— Zróbmy tak — zgodził się i zaczerpnął większy łyk, zapatrzony przed siebie, gdy poruszony został temat tego, dlaczego Estelle nieoczekiwanie wróciła do siebie. Chociaż wzrok jasnych homerowych oczu wyglądał na nieobecny, słuchał uważnie tego, dopiero na koniec decydując się na skrzyżowanie spojrzeń z Periclesem i znowu wrócił do Xaviera, jego zapłakanej twarzy nie wyrażającej dłużej ekscytacji spotkaniem. Akurat dzisiaj, gdy znaleźli dzień na spotkanie całą grupą.
Kontakt wzrokowy nawiązany z nim nie był tak ciążący, nie czuł potrzeby jak najszybszego odwrócenia go. Wiedział, że bał się zniszczenia swojego własnego dzieła i chociaż sam stał się jedynie kolejnym elementem układanki, która miała dopełnić jego wizji, on także się bał. Wyartykułowanie tego strachu, chociaż nie bezpośrednio przez usta Stallarda, sprawiło, że zdał sobie z niego sprawę jak nigdy wcześniej. Palcami wolnej dłoni zaczął wybijać rytm piosenki niepozwalającej ciszy na całkowicie zawładnięcie ich otoczeniem, by wyzbyć się chociaż częściowo napięcia z ciała.
— Jasne, Candie. Pójdę z tobą — zerwał się zbyt gwałtownie z miejsca, nie zastanawiając długo nad tym. Przy nagłym ruchu wino zakołysało się zamaszyście w kolistej czaszy gotowe na wydostanie się spoza tej otwartej sfery, ale na szczęście jedynie kilka kropel spłynęło po zewnętrznej stronie brudząc jedynie dłoń. — Gdzie mamy iść? — spytał.