Look at me now I'm a man who won't let himself be
: 05 lut 2024, 18:39
Luke już dawno powinien przyzwyczaić się do tego, że kiedy w jego życiu się pierdoli, to wszystko na raz. Zbyt długo w jego życiu było względnie dobrze, dlatego nagłe pojawienie się w Lorne Bay jego biologicznej matki nie powinno go szczególnie dziwić. Dla faceta, który jako dzieciak został przez nią porzucony i zapomniany, był to szok na tyle duży, że przez dłuższą chwilę jego system złapał zawieszkę. A potem… a potem podpowiedział mu jedyne rozwiązanie, które przez lata było w stanie rozwiązać każdy jego problem, nawet jeśli doskonale wiedział jakie ryzyko się z tym rozwiązaniem wiązało. Ale przyjmował je, nie bacząc na to, że dragi robiły spustoszenie w jego organizmie, że sprawiały że tracił nad sobą kontrolą, że po nich tracił resztki zdrowego rozsądku. Ale tak samo jak kiedyś, obecnie również żył w przekonaniu, ze dopóki nie zawala pracy, nie wala się nieprzytomny po rowach, to wszystko jest w porządku. I to ostatnie niczym mantrę powtarzał dilerowi, u którego kupował swoje zapasy. A dilera nie musiał przecież szukać daleko – Shadow oferowało tego typu formy ucieczki od rzeczywistości każdemu, kto takich potrzebuje.
Siedząc na zapleczu na jednej z metalowych beczek z piwem powoli zaciągał się papierosem. Miał przerwę i zamierzał wykorzystać ją aż do cna, dlatego nie rozsypywał nerwowo kreski, a powoli wyjął woreczek strunowy z białym proszkiem z kieszeni i nonszalancko rzucił go obok siebie. Po chwili zgasił fajkę i rzucił gdzieś dogaszonego o beczkę peta, po czym zsunął się jednym pośladkiem z beczki, robiąc sobie miejsce obok na dzisiejszą degustację. Ostatnio w jego życiu był nawet moment, kiedy chciał realnie rzucić. Niemalże na złość swojej byłej-niedoszłej dziewczyny łamane na jedynej kobiecie, którą kiedykolwiek był w stanie obdarzyć uczuciem. Na złość, bo jako jedna z nielicznych osób z jego środowiska miała jaja powiedzieć mu wprost, że jest żałosnym ćpunem, co zmotywowało Luke’a do udowodnienia jej, że się myli. Ale jak widać – nie myliła się. Wszystko, co powiedziała na jego temat, było prawdą.
Nie wystraszył się zbytnio słysząc dźwięk otwieranych drzwi. Kiedy ujrzał Amalię, zmarszczył lekko brwi, zastanawiając się kiedy ostatni raz ją tutaj widział. – Siema. Nie wiedziałem, że jeszcze tu pracujesz – rzucił na przywitanie. Sam miał co prawda około dwumiesięczną przerwę w pracy tutaj, ale wrócił tu jakieś półtora miesiąca temu i przez ten czas nie widział tutaj Monroe. Ale ostatnio sam bywał tutaj pod wpływem różnych środków, więc w sumie nie zdziwiłby się, gdyby Amalia była tu cały czas, a on po prostu to przeoczył. – Chcesz? – wskazał głową na zawartość woreczka, którą po chwili rozsypał w niewielkiej części na beczkę.
Amalia e. Monroe
Siedząc na zapleczu na jednej z metalowych beczek z piwem powoli zaciągał się papierosem. Miał przerwę i zamierzał wykorzystać ją aż do cna, dlatego nie rozsypywał nerwowo kreski, a powoli wyjął woreczek strunowy z białym proszkiem z kieszeni i nonszalancko rzucił go obok siebie. Po chwili zgasił fajkę i rzucił gdzieś dogaszonego o beczkę peta, po czym zsunął się jednym pośladkiem z beczki, robiąc sobie miejsce obok na dzisiejszą degustację. Ostatnio w jego życiu był nawet moment, kiedy chciał realnie rzucić. Niemalże na złość swojej byłej-niedoszłej dziewczyny łamane na jedynej kobiecie, którą kiedykolwiek był w stanie obdarzyć uczuciem. Na złość, bo jako jedna z nielicznych osób z jego środowiska miała jaja powiedzieć mu wprost, że jest żałosnym ćpunem, co zmotywowało Luke’a do udowodnienia jej, że się myli. Ale jak widać – nie myliła się. Wszystko, co powiedziała na jego temat, było prawdą.
Nie wystraszył się zbytnio słysząc dźwięk otwieranych drzwi. Kiedy ujrzał Amalię, zmarszczył lekko brwi, zastanawiając się kiedy ostatni raz ją tutaj widział. – Siema. Nie wiedziałem, że jeszcze tu pracujesz – rzucił na przywitanie. Sam miał co prawda około dwumiesięczną przerwę w pracy tutaj, ale wrócił tu jakieś półtora miesiąca temu i przez ten czas nie widział tutaj Monroe. Ale ostatnio sam bywał tutaj pod wpływem różnych środków, więc w sumie nie zdziwiłby się, gdyby Amalia była tu cały czas, a on po prostu to przeoczył. – Chcesz? – wskazał głową na zawartość woreczka, którą po chwili rozsypał w niewielkiej części na beczkę.
Amalia e. Monroe