: 10 lut 2024, 21:33
Elise tak na to nie patrzyła. Nie straciła poczucia bezpieczeństwa, albo raczej… nie straciła uczucia, że Logan stanie na głowie, żeby czuła się z nim bezpieczna. Ich dom… to był wypadek, nikt nie mógł nic na to poradzić, nikt nie mógł nic z tym zrobić i żadne z nich nie mogło teraz tego przyspieszyć. Ale to niczego nie zmieniało i chciała, żeby to wiedział. I chciała, żeby czuł się dobrze. Miała nadzieję, że to rozumiał. I rozumiał jaki cel przyświecał tej wycieczce. Powinni zapomnieć o tym, co chwilowo działo się w Lorne Bay.
A odnośnie Banjo… dokładnie takiej odpowiedzi oczekiwała. Zaśmiała się w głos i nawet nie zamierzała tego ukrywać, ani przez moment. Zwłaszcza, że zawsze lepiej wiedzieć, że ten blat… ten blat był bardzo dziewiczy i jej pośladki miały być pierwszymi!
- Nie wie w takim razie, co traci… ale nie mów mu. Że zhańbiliśmy jego kuchnię. Sypialnię. Salon. Pewnie też łazienkę. I każde miejsce, w którym będziemy się kochać przez tych kilka następnych dni. – mruknęła prosto w męskie wargi, gdy jednocześnie wsunęła tyłek na ten blat i przysnęła męża do siebie odrobinę bliżej i chociaż jedną z rąk nadal trzymała na jego karku to drugą zsunęła w dół i wsunęła pod jego koszulkę – Wiem – oczywiście, że wiedziała, że niedługo były walentynki. I wiedziała też jakiej odpowiedzi oczekiwał jej mąż, że niiieeee, że nie będą tacy jak wszyscy, blablabla… ale przecież pamiętał, że w zeszłym roku było jej przykro. Naprawdę chciał powtórki? – Mogłabym powiedzieć, że nie… że nie chcę, że przecież nie jesteśmy tacy jak wszyscy. – mogłaby, naprawdę mogłaby! – Ale nie chcę. – tak mówić – Chcę świętować to całkowicie komercyjne, cukierkowe, lukrowane i sztuczne święto… wiesz dlaczego? Bo nawet jeśli sztuczne to jest to święto miłości, a kocham cię jak wariatka, więc każda okazja jest dobra. – żeby to świętować! Zwłaszcza, że no… czekoladki? Pycha! Kwiaty? Ładne! Walentynki nikomu nie robiły krzywdy, a były całkiem miłe – Myślę prezentem dla ciebie… może kupię sobie ładną bieliznę? Różową? Będzie dobry? – zaśmiała się pod nosem i pociągnęła do góry materiał koszulki męża, uwalniając go od niej, bo cóż… była zbędna – Dzisiaj, jutro… w walentynki. – zaśmiała się i znów odbiła wargi na męskim policzku.
Logan Trevisano
A odnośnie Banjo… dokładnie takiej odpowiedzi oczekiwała. Zaśmiała się w głos i nawet nie zamierzała tego ukrywać, ani przez moment. Zwłaszcza, że zawsze lepiej wiedzieć, że ten blat… ten blat był bardzo dziewiczy i jej pośladki miały być pierwszymi!
- Nie wie w takim razie, co traci… ale nie mów mu. Że zhańbiliśmy jego kuchnię. Sypialnię. Salon. Pewnie też łazienkę. I każde miejsce, w którym będziemy się kochać przez tych kilka następnych dni. – mruknęła prosto w męskie wargi, gdy jednocześnie wsunęła tyłek na ten blat i przysnęła męża do siebie odrobinę bliżej i chociaż jedną z rąk nadal trzymała na jego karku to drugą zsunęła w dół i wsunęła pod jego koszulkę – Wiem – oczywiście, że wiedziała, że niedługo były walentynki. I wiedziała też jakiej odpowiedzi oczekiwał jej mąż, że niiieeee, że nie będą tacy jak wszyscy, blablabla… ale przecież pamiętał, że w zeszłym roku było jej przykro. Naprawdę chciał powtórki? – Mogłabym powiedzieć, że nie… że nie chcę, że przecież nie jesteśmy tacy jak wszyscy. – mogłaby, naprawdę mogłaby! – Ale nie chcę. – tak mówić – Chcę świętować to całkowicie komercyjne, cukierkowe, lukrowane i sztuczne święto… wiesz dlaczego? Bo nawet jeśli sztuczne to jest to święto miłości, a kocham cię jak wariatka, więc każda okazja jest dobra. – żeby to świętować! Zwłaszcza, że no… czekoladki? Pycha! Kwiaty? Ładne! Walentynki nikomu nie robiły krzywdy, a były całkiem miłe – Myślę prezentem dla ciebie… może kupię sobie ładną bieliznę? Różową? Będzie dobry? – zaśmiała się pod nosem i pociągnęła do góry materiał koszulki męża, uwalniając go od niej, bo cóż… była zbędna – Dzisiaj, jutro… w walentynki. – zaśmiała się i znów odbiła wargi na męskim policzku.
Logan Trevisano