Why should I have a heavy heart?
: 21 sty 2024, 00:45
007. (lol)
Zaczynała się nad tym zastanawiać zupełnie na poważnie: może są jakieś księgi rekordów, które można bić wyłącznie w parach? Albo chociaż statystyki - skąd ludzie biorą te wszystkie informacje, które potem powtarzają czasopisma dla kobiet (“20 procent badanych par deklaruje…”)? Jeśli już wszystkie drogi zawiodą, niech przynajmniej ktoś nakręci o nich tiktoka, żeby po kilku tygodniach dorośli ludzie mogli obejrzeć ten filmik na instagramie i pocieszyć samych siebie myślą, że nie jest jeszcze aż tak źle, zawsze mogliby być tak żałośni jak ta para z internetu.
Żebyśmy się dobrze zrozumieli: Carson nie miała parcia na szkło rozumianego jako szeroka rozpoznawalność i pięć minut sławy w internecie (za to na inny rodzaj popularności - ależ tak, jak najbardziej). Wydawało jej się jednak, że nie powinni tak zwyczajnie, błyskawicznie przechodzić nad tym do porządku dziennego. Może chociaż przyjedzie do niej telewizja? Robili już materiały na dużo bardziej błahe tematy, to dlaczego nie powinno zainteresować ich to, że w ciągu jednego roku ten sam facet dwa razy złamał jej serce? Nie oczekiwała głównego pasma wiadomości, ale jednak - ile można pokazywać tylko anarchię?
A skoro już mowa o odrzucaniu władzy i przymusu - wciąż była gotowa upierać się przy tym, że nie robiła niczego, żeby zrobić mężowi na złość.
Nawet jeśli powiedziała mu, że się z nim rozwiedzie, a zaraz potem wyjechała z kraju.
I nawet jeśli przyjechała do Lorne ponownie, kilka tygodni później, nie uprzedzając o tym nikogo oprócz swojego brata i Lemmie. Miała niejasne wspomnienie, że w smsie obiecała, że da mu znać, ale wyszło inaczej. Może była zwyczajnie zajęta. Z pewnością nie chodziło o to, że była małostkowa i zamiast spróbować załatwić rozwód jak dorośli ludzie, Carson cofnęła się w rozwoju do etapu zbuntowanej nastolatki i uznała, że nic nie jest mu winna.
Nie potrzebowała się w żaden sposób usprawiedliwiać, ale okolicznością łagodzącą mogło być to, że naprawdę zjawiła się w Lorne kilka godzin temu - Oscar odebrał ją z lotniska, zatrzymali się na zakupy (on potrzebował obiadu, a ona - dokupić kilka rzeczy, bo jeszcze w samolocie zorientowała się, że spakowała się jak ostatnia idiotka) i pojechali do niego do domu. Nie chciała dłużej siedzieć Celii na głowie, dlatego namówiła brata, żeby pozwolił jej się u siebie zatrzymać, a w ramach bycia bezproblemową chwilową współlokatorką, postanowiła nie narzekać, gdy okazało się, że wieczorem wpadają do Oscara jacyś kumple (albo kumpel). Nie ma sprawy, jeśli podzielicie się ze mną pizzą - powiedziała super siostra Carson i nie przyszło jej nawet do głowy dopytywać, kto dokładnie przyjdzie: wydawało jej się oczywiste, że Joey przez najbliższe dni nie będzie miał tu prawa wstępu. Oscar z kolei najwidoczniej uznał jej nie ma sprawy za wiążące. Albo on też walczył już z początkami demencji.
Zajęła sypialnię gościnną na parterze i gdy rozrzuciła trochę swoich ciuchów po pokoju, poszła pod prysznic. Może miała jet lag, a może była po prostu Carson - nie wpadła na to, żeby zabrać do łazienki jakiekolwiek ubranie, dlatego gdy otworzyła drzwi po kąpieli, zawołała najpierw: - Jesteś gdzieś tutaj? - krzyk z drugiej części domu odpowiedział jej głosem Oscara, że brat jest w kuchni. - To zostań tam! - poprosiła, spróbowała szczelniej owinąć się ręcznikiem (bez rezultatu) i wyszła z łazienki. - Zamówiłeś już pizzę? Bo ja może bym chciała jeszcze frytki - zaczęła, ruszyła w stronę, w którą, jak sądziła, był jej pokój, po czym obróciła się w drugą stronę, by stanąć oko w oko ze swoim mężem.
I choć z ich dwójki to Carson w tym momencie z włosów ciekła woda, ręcznik trochę jej się zsunął i widać jej było więcej cycek niż powinno, a przede wszystkim - ona sama miała być teraz na innym kontynencie, to żadna z tych rzeczy nie przeszkodziła jej w parsknięciu. Zupełnie jakby chciała powiedzieć, że to Joey ma tupet, że tu jest.
joaquim w. monaghan