Informację o śmierci Zaydena tak naprawdę usłyszała od matki, która dowiedziała się o tym od Adlera. Sama Velvet się z Benedictem nie widziała od czasu jego powrotu z tej wyprawy. I może to dobrze, bo nie wiadomo, jak mogłaby zareagować. Nadal kotłowało się w niej dużo emocji, ale nic dziwnego, bo minęło stosunkowo mało czasu, a na dziewczynę spadło nagle mnóstwo dodatkowych obowiązków i rzeczy to załatwienia. Christina Cavendish trochę się do tego nie nadawała, właściwie to popadła w jakieś dziwne odrętwienie i z jej strony córka nie miała praktycznie żadnej pomocy. Jedynie czasem była w stanie zająć się wnukiem, ale i tak na krótko. Na całe szczęście Tobias chodził do przedszkola.
Trudno więc było ot tak pojechać do firmy i normalnie porozmawiać. Velvet jakoś tak wewnętrznie czuła się niekomfortowo, na co wpływ miały też wspomnienia z nastoletnich czasów i mrzonki, które wtedy tliły jej się w głowie. Głupoty, nieważne. Była równocześnie zła i rozgoryczona, najchętniej weszłaby tam, poszła bezpośrednio do biura, a wiedziała, gdzie się znajduje, wzięła laptopa, przejrzała szuflady, zabrała, co trzeba, i się ewakuowała. Nie mogła jednak ot tak wkroczyć do nie swojej firmy i bez słowa grzebać w nieswoich rzeczach. Czekała ją więc bezpośrednia konfrontacja z Benedictem.
Na szczęście dojechała na miejsce w całości, co nie było wcale takie oczywiste z tym autem. Zaparkowała pod centrum sportowym nieco krzywo, standard. Nie chciała okazywać niepewności, ale i tak nie wkroczyła do środka z wysoko uniesioną głową, tylko trochę jednak niepewnie, jakby mimo wszystko chciała uniknąć spotkania. Na pewno trwały tam jakieś zajęcia, kiedy rozejrzała się po wnętrzu, a dawno tam w sumie nie była. Velvet lubiła biegać i do tego w sumie ograniczała się jej aktywność fizyczna. Wspinanie raczej jej nie wychodziło, a przynajmniej była o tym przekonana, bo tak naprawdę nigdy nie spróbowała, mimo namawiania Zaydena. Ale odbiegła myślami. Ruszyła się trochę, żeby nie sterczeć przy drzwiach, i cały czas się rozglądała, szukając oczywiście właściciela, a kiedy go dojrzała (o co raczej nietrudno, gdy ktoś ma prawie dwa metry) to i tak nie od razu podeszła. Chyba raczej czekała na to, aż sam ją zauważy, bo pewnie podchodził do każdego, kto tylko zawitał w progi centrum wspinaczkowego. Chyba że mieli tam jakąś recepcjonistkę.
Benedict Adler
Nie spodziewała się jednak, że mimo ogólnego kiepskiego nastroju i pewnie jakiegoś tam przygnębienia albo niechęci do wszystkiego i wszystkich Benedict nadal będzie wyglądał tak samo dobrze, jak to zapamiętała.
Co za idiotyczne, żałosne myśli. I to w takim momencie. Powinna się wstydzić, wiedziała o tym.
Rzeczywiście trochę nie na miejscu byłoby witanie się w bardziej poufały sposób, nawet jeśli kiedyś bardzo by ją ucieszyło takie przytulenie. Ale to było kiedyś. Teraz Velvet też się nie kwapiła, nawet żeby choćby wyciągnąć rękę. Samo „cześć” było odpowiednie.
– Cześć – odpowiedziała w podobny sposób, zaskakująco neutralnym tonem, unosząc przy tym głowę.
Pewnie powinna po prostu powiedzieć, po co przyszła, bez owijania w bawełnę, bo to nie było nic zadziwiającego albo kontrowersyjnego. Ale kiedy zobaczyła Benedicta, do tego jeszcze właśnie weszła do centrum sportowego, w którego stworzenie Zayden tak bardzo się zaangażował… Jakoś tak żal i rozgoryczenie do niej wróciły, uderzyły w nią zaskakująco mocno.
– A wiesz, wpadłam, żeby wykupić lekcje wspinaczki, żeby za jakiś czas móc się wybrać w góry i pójść po Zaydena, skoro ty nie potrafiłeś go sprowadzić – wypaliła.
Przemawiały przez nią nie tylko ten żal i rozgoryczenie, ale też była zła na samą siebie o te wcześniejsze myśli, bo przypomniała sobie, jak bardzo kiedyś, kiedy miała jeszcze to naście lat, Benedict jej się podobał, a teraz dotarło do niej, że już wiedziała dlaczego, bo już wtedy miała dobry gust wizualny. Dopiero po kilku sekundach pojęła, jak bardzo chamskie to było, a już zwłaszcza że powiedziała to, stojąc w zasięgu wzroku i słuchu recepcjonistki.
– Przepraszam – zreflektowała się. – Możemy przejść do gabinetu? – zaproponowała, bo tam zdecydowanie będzie się lepiej rozmawiać.
Benedict Adler
Poszła we wskazanym kierunku, choć nie potrzebowała drogowskazu. Czekała jednak na zgodę, bo przecież nie była u siebie. Zdarzyło jej się parę razy zajrzeć do Zaydena, gdy pracował, i kiedy teraz weszła do gabinetu, to miała wrażenie, że brat po prostu sobie wyszedł na lunch i zaraz wróci. Jego rzeczy nie zniknęły z biurka. Valvet potrzebowała komputera, może też warto byłoby przejrzeć jakieś notatki, kalendarz… Podeszła więc do biurka i rozglądała, próbując coś wywnioskować, a odwróciła się dopiero, gdy Benedict się odezwał.
Przez kilka sekund cisnęło jej się na usta „to nie tak…”, jakby skapitulowała i jednak chciała się pokajać za tamten chamski tekst. Tylko że w sumie miał rację, poniekąd chciała się wyżyć, więc trafnie to wywnioskował. W innych okolicznościach może by się nawet uśmiechnęła, że została „przejrzana” (choć wcale się z tym nie ukrywała), teraz jednak nie było jej ani trochę do śmiechu.
– I to, i to – oznajmiła. –Potrzebuję komputera i może jakichś notatek, kalendarza, cokolwiek, bo… – urwała, żeby nie powiedzieć „bo mam problemy z papierologią, Tobiasem i ogólnie jestem w czarnej dupie”, bo co go to obchodziło? Nie jego problem. Chociaż w sumie… Może jednak trochę jego. – [/b] …bo przez wasze głupie pomysły zostałam ze wszystkim sama, więc tak, chcę się wyżyć, bo na Zaydenie już nie mogę! – Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że odrobinę uniosła głos, choć daleko jej jeszcze było do krzyków. Po prostu ton się zmienił, stał się bardziej stanowczy i, cóż, emocjonalny. – Zniszczyliście życie i sobie, Zayden to nawet dosłownie, i kilku innym osobom. A najbardziej zniszczyliście je Tobiasowi! Przez to, że wam się zachciało wspinać. I możesz sobie cierpieć teraz, bo pewnie też to wszystko przeżywasz, ale czy zdajesz sobie sprawę z tego, że mnóstwo problemów, które wynikły z tej wyprawy, tak naprawdę cię ominęło? – Nie chciała marudzić, jak to teraz ma ciężko, bo wiedziała, że mimo wszystko sobie poradzi. Chciała tylko uświadomić jedynej osobie, której jeszcze mogła coś uświadomić, że przez niebezpiecznie hobby zranili ludzi i stworzyli naprawdę masę problemów.
Benedict Adler