: 23 sty 2024, 22:19
Czując na palcach silny uścisk małej rączki trzymała wyciągnięte ramię asystując Oliverowi w ucieczce przed mamą, co miało być świeża formą zabawy w ganianego.
- Chyba się z tobą bawi. – Margo nie była tego pewna, ale sądząc po uśmiechu dziecka i tym jak szybko próbował tupać nogami, najpewniej chciał robić to co widział u innych dzieci. Obserwowanie takiego zachowania zawsze bawiło i rozczulało a zadowolony za ze swych wyczynów mina młodego wskazywała na jego ogromne ambicje co do dalszego szlifowania nowej umiejętności.
Uniosła wzrok na Beverly wyczuwając na ręce zmianę planów Olivera, który zrezygnował z uciekania zainteresowany nagłą zmianą pozycji u swej mamy. Czy ta będzie go gonić czy on miał gonić ją?
- Pamiętasz pacjenta z prętem w ramieniu? Wszystko dobrze się goi a to oznacza, że niedługo będę mogła zrobić drugą operację. Cieszę się, bo to wyglądało naprawdę fatalnie. – Zrobiła jednak co mogła i miała nadzieję, że pomoże Bradowi odzyskać jak największą mobilność w barku. – Czeka go mnóstwo rehabilitacji, ale jestem dobrej myśli. – Zawsze była. Nawet jeśli sytuacja wyglądała źle i dawała tylko dwadzieścia procent szans to Margo wierzyła właśnie w nie. Nie żyła złudzeniami ani cudami z nieba, ale w tym co sama mogła dokonać a wierzyła, że potrafiła wiele. – Mieliśmy też pacjentkę z połamanym palcem w czterech miejscach. Wyglądał jak zigzag. – Palcem wolnej ręki w powietrzu narysowała ów kształt. – I nastolatka z.. – Przerwała czując nagły zryw Olivera, który postanowił puścić się jedynej podpory, którą teraz miał i szybkimi nieśmiałymi krokami ruszył w kierunku mamy, która w porę złapała go przy zamaszystym upadku do przodu. Oliver ani trochę się tym nie przejął. Zaśmiał się będąc już w rękach Beverly. Margo również się zaśmiała z radością patrząc na panią oficer zadowoloną z wyczynów syna.
- Taki mały człowiek a taką radość daje. – Zgarnęła zwiniętą wcześniej brudną pieluchę i wstała z podłogi z zamiarem wyrzucenia śmieci. – Co zamówiłaś na kolację? – Przed wyjazdem z Cairns napisała do Strand uznając, że dzisiaj odpuści sobie gotowanie. Jutro miała wolne, więc będzie miała dużo czasu aby zaszaleć w kuchni i zrobić coś bardziej wymagającego. Chciała tego; dopieścić podniebienie pani oficer i spędzić z nią ten dzień bez konieczności zrywania się bladym świtem.
Czuła się w kuchni coraz swobodniej, więc bez problemu odnalazła szklankę, do której nalała zimnej wody z lodówki i torebki z herbatą, na którą też nabrała ochoty. Wiedziała już co gdzie stało i gdzie powinna odłożyć niektóre rzeczy zarazem zastanawiając się, gdzie było jej miejsce. W szpitalu mówiła o paru dniach spędzonych ze Strand, ale w głównej mierze chodziło jej o odzyskanie przez kobietę pełnej sprawności. Stanu, w którym nie będzie przemęczać się z powodu spaceru ani nie nadwyręży ramienia, bo Oliver kolejny raz chciał być podrzucony. Tak to tłumaczyła sobie Bertinelli i jak uznała w swej głowie, sama oceni kiedy ten stan nadejdzie, nawet jeśli „parę dni” już minęło.
- Rodzeństwo mi odpisało. – Po napiciu się wody nawiązała do rozmowy sprzed trzech dni, w której oznajmiła, że na rodzinnej grupie od jakiegoś czasu reszta Bertinellich planowała wizytę w ramach przedwczesnych wakacji. – Przylecą za trzy tygodnie. Bardzo się cieszę i.. chciałabym, żeby cię poznali. – W jakiejkolwiek wersji Beverly zechce być przedstawiona. Szanowała jej decyzję w kwestii przeczekania okresu rozwodowego zanim obie się ujawnią, dlatego postanowiła, że zgodzi się na wszystko, choć bardzo chciałaby pochwalić się kobietą jako swoją. – Chcą zostać na czternaście dni. Akurat mam wtedy cztery dni wolnego. – Rodzeństwo Bertinelli było dorosłe, więc nie musiała specjalne dla nich brać więcej wolnego. Chciałaby i jeżeli się uda, to poprosi znajomych o zastępstwo, ale wierzyła że mimo to poradzą sobie wypełniając czas wycieczkami i korzystaniem z pięknej pogody.
- Chyba się z tobą bawi. – Margo nie była tego pewna, ale sądząc po uśmiechu dziecka i tym jak szybko próbował tupać nogami, najpewniej chciał robić to co widział u innych dzieci. Obserwowanie takiego zachowania zawsze bawiło i rozczulało a zadowolony za ze swych wyczynów mina młodego wskazywała na jego ogromne ambicje co do dalszego szlifowania nowej umiejętności.
Uniosła wzrok na Beverly wyczuwając na ręce zmianę planów Olivera, który zrezygnował z uciekania zainteresowany nagłą zmianą pozycji u swej mamy. Czy ta będzie go gonić czy on miał gonić ją?
- Pamiętasz pacjenta z prętem w ramieniu? Wszystko dobrze się goi a to oznacza, że niedługo będę mogła zrobić drugą operację. Cieszę się, bo to wyglądało naprawdę fatalnie. – Zrobiła jednak co mogła i miała nadzieję, że pomoże Bradowi odzyskać jak największą mobilność w barku. – Czeka go mnóstwo rehabilitacji, ale jestem dobrej myśli. – Zawsze była. Nawet jeśli sytuacja wyglądała źle i dawała tylko dwadzieścia procent szans to Margo wierzyła właśnie w nie. Nie żyła złudzeniami ani cudami z nieba, ale w tym co sama mogła dokonać a wierzyła, że potrafiła wiele. – Mieliśmy też pacjentkę z połamanym palcem w czterech miejscach. Wyglądał jak zigzag. – Palcem wolnej ręki w powietrzu narysowała ów kształt. – I nastolatka z.. – Przerwała czując nagły zryw Olivera, który postanowił puścić się jedynej podpory, którą teraz miał i szybkimi nieśmiałymi krokami ruszył w kierunku mamy, która w porę złapała go przy zamaszystym upadku do przodu. Oliver ani trochę się tym nie przejął. Zaśmiał się będąc już w rękach Beverly. Margo również się zaśmiała z radością patrząc na panią oficer zadowoloną z wyczynów syna.
- Taki mały człowiek a taką radość daje. – Zgarnęła zwiniętą wcześniej brudną pieluchę i wstała z podłogi z zamiarem wyrzucenia śmieci. – Co zamówiłaś na kolację? – Przed wyjazdem z Cairns napisała do Strand uznając, że dzisiaj odpuści sobie gotowanie. Jutro miała wolne, więc będzie miała dużo czasu aby zaszaleć w kuchni i zrobić coś bardziej wymagającego. Chciała tego; dopieścić podniebienie pani oficer i spędzić z nią ten dzień bez konieczności zrywania się bladym świtem.
Czuła się w kuchni coraz swobodniej, więc bez problemu odnalazła szklankę, do której nalała zimnej wody z lodówki i torebki z herbatą, na którą też nabrała ochoty. Wiedziała już co gdzie stało i gdzie powinna odłożyć niektóre rzeczy zarazem zastanawiając się, gdzie było jej miejsce. W szpitalu mówiła o paru dniach spędzonych ze Strand, ale w głównej mierze chodziło jej o odzyskanie przez kobietę pełnej sprawności. Stanu, w którym nie będzie przemęczać się z powodu spaceru ani nie nadwyręży ramienia, bo Oliver kolejny raz chciał być podrzucony. Tak to tłumaczyła sobie Bertinelli i jak uznała w swej głowie, sama oceni kiedy ten stan nadejdzie, nawet jeśli „parę dni” już minęło.
- Rodzeństwo mi odpisało. – Po napiciu się wody nawiązała do rozmowy sprzed trzech dni, w której oznajmiła, że na rodzinnej grupie od jakiegoś czasu reszta Bertinellich planowała wizytę w ramach przedwczesnych wakacji. – Przylecą za trzy tygodnie. Bardzo się cieszę i.. chciałabym, żeby cię poznali. – W jakiejkolwiek wersji Beverly zechce być przedstawiona. Szanowała jej decyzję w kwestii przeczekania okresu rozwodowego zanim obie się ujawnią, dlatego postanowiła, że zgodzi się na wszystko, choć bardzo chciałaby pochwalić się kobietą jako swoją. – Chcą zostać na czternaście dni. Akurat mam wtedy cztery dni wolnego. – Rodzeństwo Bertinelli było dorosłe, więc nie musiała specjalne dla nich brać więcej wolnego. Chciałaby i jeżeli się uda, to poprosi znajomych o zastępstwo, ale wierzyła że mimo to poradzą sobie wypełniając czas wycieczkami i korzystaniem z pięknej pogody.