throw your passion to the wind when the storm breaks
: 15 sty 2024, 21:55
Musiał przyznać, że dość naiwnie zakładał, że w ostatnim czasie sztorm zaburzający spokój jego egzystencji choć trochę się wyciszył, i że jest w końcu jakaś nadzieja, jakieś światełko w tunelu na to że będzie lepiej, a przynajmniej stabilniej. Zaczął wierzyć, że i jakąś artystyczną wrażliwość mu to wszystko ograniczyło, bo im mocniej starał się sobie to poukładać, złożyć w jedną całość, tym bardziej czuł że to wszystko przypomina mu jakieś słabej jakości kalkę, kliszę godną harlequinów, jakąś podmywaną plażę na Gahdun Island, a może bardziej krajobraz po burzy malowany przez jakiegoś malarza-amatora? Wszystko stało się mniej ważne, kiedy do puli tych wydarzeń los postanowił dorzucić mu kolejne. Wiadomość od Julii zmartwiła go od pierwszej chwili, i o ile spodziewał się, że drugie dno, które za sobą niosła nie oznacza nic dobrego, chyba nie był w stanie sobie wyobrazić swojej przyjaciółki, która napytała sobie takiej biedy, że wylądowała w szpitalu. Miał głowę tak przesiąkniętą tym miejscem, że wyobraźnia zaczynała mu podsyłać jak najgorsze obrazki i wcale nie było to dobre uczucie. Wszystko co ostatnio przeszli razem z Desiree, wszystko co przechodził sam ze sobą zamknięty we własnych myślach, wszystko to nakładało się na to, że wystarczyło, że Julia zdradziła mu dokładne miejsce swojego pobytu a pędził tutaj, niczym do nieszczęścia. Uprzednio oczywiście zostawiając swoją Desi w towarzystwie jej brata. Musiał mieć pewność, że jego ulubiona blondynka jest bezpieczna.
Jak i że ten temat bezpieczeństwa dotyczy drugiej ulubionej kobiety jego życia, czyli panny Crane. Nie chciał na razie wyobrażać sobie nawet, jak doszło do tego że wbiła sobie nóż malarski w rękę, a tym bardziej tego jakie będzie to niosło za sobą konsekwencje, choć dobrze wiedział, że i to niewygodne pytanie wcześniej czy później będzie musiało między nimi paść. Stanął w końcu w drzwiach jej sali, oparł się dosyć nonszalancko - i bardzo w swoim stylu - o ich framugę i przez dosłownie ułamki sekund czekał, aż dziewczyna go dostrzeże. Uśmiechnął się na wstępie delikatnie i zamiast klasycznego cześć czy innego martwiłem się o ciebie, wariatko, wypalił:
- To ostatni raz. Następnym razem ukatrupię cię bez ostrzeżenia - mówił oczywiście o typowym dla Julii podejściu nic mi nie jest, o mnie się nie martw, masz swoje problemy i tu wstaw resztę typowych zwrotów, którymi zwykła go wtedy karmić. Podszedł w końcu do niej i w ramach oficjalnego przywitania przytulił ją mocno i długo, tak jakby nie widzieli się lata - po prawdzie trochę się tak właśnie czuł - lub tak, jakby w ten sposób mógł choć trochę ukoić troskę o jej skromną osobę. Nie pytając się o zgodę usiadł na kancie łóżka i zauważył z troską: - Jesteś okropnie blada. Z tego powodu te wszystkie atrakcje? - był bowiem może najbardziej odklejonym od rzeczywistości człowiekiem, jakiego przyszłoby wam spotkać, ale raczej liczył się z tym, że dla urazu dłoni nikogo ot tak nie zostawiają w szpitalu. Coś było nie tak, i to coś nagle znowu zaczęło martwić go do żywego, bo fakt, że jego przyjaciółka była tak blada to jedno, ale miał wrażenie że w tym wszystkim jest jeszcze jakieś drugie dno. I to chyba przerażało go bardziej niż nawet najgorsza odpowiedź na zadane przez siebie pytanie.