Tego, najpewniej, mieli się nigdy nie dowiedzieć. Bright dowiedział się za to, dokładnie i wyjątkowo holistycznie, zważywszy, że wpadł do niej teraz tak, jak stał, jaką temperaturę miała woda wypełniająca prywatny basen Blackallera. Mimo pierwszego szoku, zamiast zachłysnąć się, albo pójść na dno od którego potem żałośnie musiałby odbijać się rozwierzganymi nogami i wnętrzami dłoni, jak każdy dzieciak wychowany w Lorne, i pozostawiony nad brzegiem morza samopas wystarczającą ilość razy, ze względną gracją odzyskał panowanie nad ciałem i przepłynął parę metrów pod taflą rozfalowaną nieco w słonecznych refleksach. Wynurzył się, cały rozparskany, rozmrugany i wilgotny, z porcyjkami wody zebranymi w bliźniaczych kokilkach obojczyków. Uniósł ramiona, ocierając twarz z grymasem, który nie zdradzał od razu czy ten cały eksces bardziej szatyna rozbawił, czy rozwścieczył. Najważniejsze, że niespodziewany manewr Sabato zdawał się skutecznie odwracać ich uwagę od rozmowy o alkoholu, w której Bright czuł się coraz bardziej niezręcznie - nie dlatego, że nie miał na wino ochoty, a przeciwnie: ponieważ jego chęć zanurzenia warg w cierpkim, luksusowym trunku rosła z minuty na minutę. Na jednym kieliszku by się nie skończyło. A po kilku wszystkie restrykcyjne reguły Brighta stawały się jakby bardziej elastyczne, podatne na zmianę lub chwilowe zawieszenie. Nie umknęła mu też myśl, że ktoś taki, jak Sabato (cokolwiek miało to oznaczać oprócz faktu, że blondyn dość otwarcie zdawał się mówić o posiadaniu wielorakich uzależnień) z pewnością miał w domu i inne używki. Organiczną trawkę? Bielutką jak śnieg kokainę jakości tak doskonałej, że Bright musiałby harować przez kolejne pół roku aby zapłacić za jeden woreczek strunowy? Pokusa zwykle wiodła Brighta prosto w tarapaty, a tych poprzysiągł sobie unikać tak bardzo, jak tylko się dało.
- Co mówiłeś!? - Zapytał, jak gdyby wzmianka Sabato o temperaturze wody dawno wyparowała mu z pamięci. Przepłynął jeszcze parę metrów - nic, tylko długie, pewne pociągnięcia opalonych ramion tnące turkus wody. Nie dało się ukryć, że długie, a teraz i zupełnie mokre spodnie stanowiły wyłącznie zbyteczny balast, więc kucharz zanurkował i pozbył się ich, pozostawiając sobie tylko bokserki, marne zastępstwo dla kąpielówek, i odrzucił ten smętny zwitek materiału na brzeg z wymownym, mało poetyckim klap! - Acha, woda! Tak, bardzo zimna! - Zawyrokował, brodząc w basenie nim podpłynął bliżej wciąż stojącego nad krawędzią Sabato i zanim -
- Chcesz sprawdzić?
- zanim Blackaller mógłby mu odmówić, owinął palce wokół jego kostki, jeszcze chwilę temu rozentuzjazmowanego własnym wybrykiem trzydziestodwulatka zmuszając, by podzielił jego los.
Sabato Blackaller