Dla Cece to było dawno. Ona sama już była dawno. Robin i jego narodziny to już była historia, a opowiastki rodziców o tym jak szli do szkoły przez zaspy piasku to już była prahistria. Cece była negatywnie nastawiona do czasu, bo nie chciała mieć zmarszczek, a widadomo, że kolagen już zanikał i będzie tylko gorzej. Jakie to patologiczne, że takie rzeczy się w ogóle dzieją z taka ładną osobą i twrazą jaka była Cece. Why!? God! Why!? Callaway posłuchała siostry do końca i już chciała coś powiedziec, ale wtedy Harper dodała kolejne zdanie, które sprawiło, że Cece poczuła jak żołądek jej się wywraca na drugą stronę.
– Chryste... – powiedziała pod nosem przerażona. Serio. Była przerażona.
– Jezu... to tata był mechanicznym bykiem... – to by się zgadzało nawet, bo Salvador był przecież hot i gdyby nie był ojcem Cece, to tak, by o nim myślała. Na razie jednak sądziła, że to jest tak okropne, że nie miała nawet ochoty o tym myśleć.
- Nie użyłabyś, bo byś się bała, że Ci coś zrobię w czasie snu – oczywiście nie byłoby to nic strasznego, bo mimo wszystko Cece kochała swoją rodzinę. Pewnie, by jej pomalowała twarz markerem, którego nie można zmyć albo zniszczyła ulubioną koszulkę. Nic wiekiego.
- No, a co miałam go wyrzucić z domu? Ej moze pan wyjść, bo chce panu ukrasc psa. No mysl Harper... – wywróciła oczami i pokręciła głową, bo noe rozumiała czego Harper nie rozumiała. Oczywiście normalny człowiek, by zrozumiał, ale nikt nie mówił, że Cece Callaway była normalna.
– Mówiłam Ci już, że dostałam dom w spadku? – Zapytała, bo może jej zapomniała o tym powiedziec, no to teraz już mówiła. Chociaż pewnie miała jakiś zjebany timeing, bo to nie był dobry moment na takie rozmowy. No, ale już słowo się rzekło.
- Nie wiem skąd... zagwizdaj – wyszeptała do siostry, a później jej posłała szeroki uśmiech na znak, że sobie żartowała i lepiej żeby nie gwizdała, bo się ludzie pobudzą.
– No już dobry piesełek, cichutko. – Starła się go uspokoić razem z Harper.
– Mam, jestem profesjonalistą – wyciągnęła z kieszeni jakies kabanosiki i podała jeden psiakowi przez kraty. Ten nawet tego nie pogryzł tylko od razu zeżarł caly.
– Ooo jak ładnie połykasz – powiedziała do pieska słodkim tonem, a później zerknęła na Harper.
– Mój eks mi raz tak powiedział, bo podobno to komplement – aż ją przeszedł dreszcz żenady, ale podała psiakowi kolejny przysmak, a resztą podała Harper.
– Trzymaj to, ja otworzę mu klatkę i jak wyjdzie to do Ciebie przyjdzie zjeść, a ja go wtedy capnę na smycz i spadamy. – Najpierw smycz, później niestety lepsza wersja kagańca i później na ręce i dopiero spadać, ale Cece ten plan nieco uprościła.
Harper Callaway