Mathilda w sumie to zaczynała trochę żałować, że nigdy Brunowi nie opowiedziała o swoim życiu zanim trafiła do Coles. Za długo nosiła w sobie ten ciężar swoich przeżyć. Chciała się tym z kimś podzielić i chciała, żeby ktoś wiedział. Bruno wydawał się do tego idealną osobą. Wiedziała, że pocieszyłby ją jak nikt inny. Wiedziała, że był jedyną osobą, która nie zrobiłaby z tego jakiejś istnej tragedii tylko ją wsparła. Teraz jednak nie mogła mu powiedzieć. Wydawało jej się to nieco nie fair w stosunku do Josha. To Joshowi powinna o tym opowiedzieć.
Uśmiechnęła się smutno. –
Przynajmniej teraz oboje wiemy. – Wzruszyła delikatnie ramionami. Chyba gorszym scenariuszem byłby tylko scenariusz, w którym żadne nie wiedziałoby co czuło to drugie. Mathilda nie chciałaby żyć w takim świecie. Teraz pozostaje im tylko żałować, że nie powiedzieli sobie wcześniej. Chociaż miała naprawdę nadzieję, że ten żal szybko im przejdzie i skupią się na innych ludziach nie zapominając o przyjaźni, która ich łączyła.
-
To mnie trochę pociesza. – Dla niej katorgą było to, że on ją unikał i ona nie wiedziała dlaczego. –
Przynajmniej wiem, że nie było ci łatwo z tego powodu i że trochę cierpiałeś. – Taka delikatna karma, która spotkała go właściwie od razu. Nie życzyła mu źle, ale naprawdę cieszyło ją to, że nie znajdował w tym żadnej radości i że cierpiał.
-
Dziękuję. – Znowu posłała mu bardzo smutny uśmiech. –
To wiele dla mnie znaczy. – Co prawda, z jakiegoś dziwnego, naprawdę posranego powodu, pojawiły się u niej wyrzuty sumienia z powodu tego, że była szczęśliwa. Może dlatego, że była z Brunem tak blisko związana, że nie mogła być po prostu szczęśliwa wiedząc, że on nie jest. –
Mam nadzieję, że ty też niedługo będziesz szczęśliwi i że też będę mogła ci to powiedzieć. Poza tą częścią, w której jestem na ciebie wkurwiona. – Parsknęła lekko śmiechem. Nie chciała się na niego spinać za to, że był sobie szczęśliwy. Podejrzewała, że zawsze już będzie miała momenty kiedy będzie na niego czasami patrzyła i myślała sobie „co by było gdyby?”. Tym bardziej, że okaże się, że jest niesamowicie bogaty i wtedy będzie miała potwierdzenie tego, że jej życie z Brunem wyglądałoby rzeczywiście inaczej.
Obiecała mu, że nie będzie płakała i rzeczywiście wpadła mu w te ramiona. Może nie jakoś filmowo i dramatycznie, ale po prostu podeszła do niego i go przytuliła, a po chwili nieco się przygarbiła i po prostu się w niego wtuliła i przez chwilę czuła się bezbronnie i bezpiecznie w ramionach swojego najlepszego przyjaciela. Serce jej trochę szalało na myśl o tym, że istniał cień szansy, że mogłaby go utracić.
-
Super. Bo ja nie chciałabym, żebyś mnie omijał szerokim łukiem. – Byłoby to niesamowicie bolesne. Tym bardziej, że rzeczywiście wszystko już było jasne. Wiedzieli o wszystkim i świat się nie skończył. –
Dobrze. Nie będziemy się widywać we trójkę. – Obiecała mu i obiecała też sobie, że ten jeden, jedyny raz okłamie Joshuę i nie powie mu o tej rozmowie, którą miała z Brunem. Nie musiał o tym wiedzieć. Byłoby pewnie nawet lepiej gdyby nie wiedział. Po co chłopak ma się zamartwiać? –
Co masz na myśli? – Zapytała marszcząc czoło i nieco się od niego odsuwając.
No i wtedy Bruno zaczął swoją wielką, niemiecką opowieść, która swe początki miała w niemieckim Monachium. Opowiedział jej o wszystkim. A przynajmniej tyle ile mógł. W międzyczasie pomógł jej z tą inwentaryzacją, bo teraz już mogła go dopuścić do pomocy skoro ze sobą gadali. No i znowu wrócili do bycia Mati i Brunem. Chociaż częściowo.
/ ztx2