Morgan tylko cieszyła się z tego, że ojciec ostatecznie skończył w tym więzieniu i będzie miała od niego spokój na kilka lat. W sumie to nawet jeżeli z tego więzienia wyjdzie, to ona nie miała zamiaru wdawać się z nim w żadne relacje. Nawet teraz jak do niej dzwonił, a potrafił dzwonić bardzo często, nie odbierała telefonu. Nie przyjmowała połączeń jak zdarzyło jej się odebrać, bo zapomniała, że mogą do niej dzwonić z więzienia. Wiedziała o co będzie prosił. O odwiedziny i o to, żeby Morgan w jego imieniu prosiła o obniżenie wyroku. Prosiłby ją o kontakt z matką, którą prosiłby o to samo. Próbowała cieszyć się szczęściem matki, która się od tego uwolniła. Nie rozumiała tylko dlaczego Morgan musiała zostać w tym wszystkim tak poszkodowana.
Pokiwała delikatnie głową. Chciałaby go przytulić i dodać mu jakoś otuchy, ale odnosiła wrażenie, że bliższy był dla niej jej przełożony niż własny brat. Miała okres w życiu gdzie naprawdę nienawidziła Benedicta za to, że tak uciekł i ją zostawił. Teraz mu zazdrościła. Teraz wiedziała, że powinna zrobić to sama jak tylko skończyła osiemnaście lat. Nie potrzebowała ich, i tak żyła właściwie w pojedynkę. Poradziłaby sobie bez ich wsparcia.
-
Nie, nie. Samochód mi wystarczy. Ale dziękuję. – Nie czułaby się komfortowo z tym, żeby prosić go o cokolwiek. Nie chciałaby, żeby pomyślał, że teraz będzie go wykorzystywać jak już pojawił się w mieście. Nawet jak była na dnie, to głupio było jej myśleć o tym, że mogłaby go prosić o wsparcie. W końcu nadal głęboko wierzyła, że się odciął od nich, że uciekł.
-
Nie miałam żadnych dokumentów. – Podrapała się po nosie. Miała, ale bardzo szybko została okradziona na ulicy. Pewnie ktoś już sobie wziął na nią kredyt, a ona nawet nie wiedziała. –
Na ulicy. – Odpowiedziała, ale ogarnęła, że chodziło mu o teraźniejszość. –
U Cece Callaway. Ma farmę. Pamiętasz ją. Przyjaźniłyśmy się. – Nie chciała, żeby się o nią martwił. Rzeczywiście dała sobie radę. Jak się okazywało nie potrzebowała przy tym nikogo.
-
Może u ciotki Bennice w Streaky Bay. – Zaproponowała. –
Kilka razy dzwoniłam do ciotki i pytałam czy mama u niej jest. Początkowo odpowiadała i była cierpliwa, ale w końcu przestała odbierać telefony. Jestem pewna, że mnie zablokowała. – Ostatnie zdanie dodała szeptem, bo trochę była zażenowana tym, że męczyła ciotkę Bennice tak intensywnie, że kobieta wolała zablokować Morgan niż odbierać od niej telefony. Pewnie była zażenowana tym, że dorosła kobietą, którą Morgan była tak desperacko próbowała znaleźć swoją matkę. Pewnie nawet usłyszała od ciotki chamski tekst „wychodzi na to, że ona po prostu nie chce zostać znaleziona”. No i może była to prawda. Dla Morgan nadal to była jej matka, która rozpłynęła się w powietrzu.
Skinęła głową. Mimo wszystko nie chciałaby zostawić go z tym samego. Wiedziała jakimi emocjonalnymi pijawkami byli ci ludzie. Nie chciałaby, żeby cierpiał w samotności. Tym bardziej, że ona już była przyzwyczajona do tego jak beznadziejni byli. –
Mówisz poważnie? – Aż oparła się o jakąś ścianę, bo oczywiście taka propozycja byłaby spełnieniem marzeń. –
Jasne, że chętnie pomogę. – Pewnie, że się zgodziła. Dopiero jednak po chwili dotarło do niej, że w sumie to nie wie na co się zgodziła. –
A czym właściwie się zajmujesz? – No była między nimi ta przepaść, która może nie tyle ich poróżniła, ale po prostu rozdzieliła. W domu nie można było mówić o Benedictcie po jego odejściu.
Poczuła jak jej ciało zalewa fala przyjemnego ciepła. Benny zostaje. Będzie miała w mieście przyjazną twarz i rodzinę. Nie będzie sama. –
Bierzesz ślub! – Szczerze się ucieszyła na tą informację. –
Gratulacje. Ta twoja pani doktor wydaje się być fajną partią. – W sumie to jej nie znała, ale widziała ją czasami i widziała, że wydaje się być ostra, ale jednocześnie delikatna i była chirurgiem, więc na bank była super. Ah ci lekarze.
-
Musiałam przerwać. – Nie był to łatwy temat. –
Nie miałam pieniędzy na spłatę kredytu. Więc wzięłam rok przerwy, żeby popracować i uzbierać trochę pieniędzy. Został mi ostatni rok. Ale to tam pikuś. – Machnęła ręką. Jak propozycja Benedicta była szczera to będzie miała teraz trzy prace i zero życia towarzyskiego, na bank da radę spłacić swój dług wobec uczelni. –
Skoro zostajesz… to… myślisz, że…. Myślisz, że moglibyśmy… nie wiem… zjeść razem jakąś kolację… czy coś? – Zaproponowała zacinając się przy tym niesamowicie. Nie chciała wyjść na zdesperowaną, ale chciała mieć z nim kontakt. Teraz jak nie było rodziców, to nie miał ich kto zatruwać.
No i jeszcze chwilę pogadali, ale okazało się, że Morgan musi wracać do pracy, więc pożegnała się z Benem mając nadzieję, że jeszcze go zobaczy kiedyś.
/ ztx2