Keep your face always toward the sunshine - and shadows will fall behind you
and shadows will fall behind you
Siedział pod podkładem swojego jachtu, na dużym łóżku, wśród eleganckiej, pachnącej pościeli z telefonem w ręku i wpatrywał się w wyświetlacz z miną wyrażającą głównie niepewność, chociaż pewnie kryło się tam jeszcze zaskoczenie, ciekawość i całkiem pozytywne podekscytowanie, żeby nie powiedzieć, że radość. Czy gdzieś tam tańczyła również nutka strachu? Prawdopodobnie tak. Cała ta gama uczuć, ten wachlarz emocji, karuzela wielu myśli były jak zupełnie nowe, ewentualnie całkiem zapomniane, doznanie. Nie czuł się tak nigdy, lub zbyt dawno, aby pamiętać, i nie był pewien jak się z tego otrząsnąć na tyle, aby wstać i ruszyć te śliczne cztery litery do taksówki, która zawiezie go pod znany adres.
Zdecydował się na szybki, zimny prysznic z odprężającym finałem i drinka. Znał siebie na tyle, aby wiedzieć, że to powinno pomóc i miał rację. Ubrał stringi, półprzezroczystą, jasną i zwiewną koszulę, sięgającą pół uda i czarne kowbojki z brokatowymi, świecącymi elementami. Szyję ozdobił obrożą, a uszy srebrnymi, wiszącymi kolczykami. Wyjątkowo skromnie jak na niego, szczególnie że były święta. Wyglądał schludnie i świeżo, co sprawiło, że nawet częściowo się tak poczuł. Na zewnątrz było upalnie, ale lekki wiatr od strony wody sprawił, że udało się to wytrzymać, szczególnie że kosmyki jego ciemnych włosów były jeszcze lekko wilgotne, co dodatkowo chłodziło mu głowę.
Poprawił okulary przeciwsłoneczne, kiedy pospiesznie wsiadał do taryfy, nie chcąc mimo wszystko zbyt długo stać na słońcu. Przez cała drogę zastanawiał się co oznaczały wiadomości Mavericka, doszukując się w nich drugiego dna lub dłuższego scenariusza. Przygryzł wargę, dostrzegając znajomy budynek. Znał go jednak jedynie z zewnątrz, bo wiele razy zatrzymywali się tu na chwilę, kiedy ochroniarz gdzieś go podwoził. Kilka razy zajrzał nawet do środka przez uchylone drzwi frontowe, kiedy stał przy nich, paląc papierosa, ale nie odważył się nigdy wejść bez zaproszenia.
Dzisiaj miało być inaczej i czy to oznaczało, że zmieniła się też ich relacja? Przecież naprawdę tego chciał i to już od jakiegoś czasu, ale nie sądził, że to się stanie w taki sposób, tak nieoczekiwanie. Maverick nie dawał mu wcześniej sygnałów, że chciałby spędzić z nim święta i właściwie nie zaprosił go aż do ostatniej chwili. Czy gdyby nie ten sms, który wysłał mu z życzeniami, swoją drogą będącymi tak naprawdę chamskim podrywem, to czy w ogóle by się spotkali?
Wysiadł, kiedy taksówka się zatrzymała, uprzednio pospiesznie płacąc i odetchnął głęboko, wygładzając delikatny materiał koszuli i unosząc wzrok, zasłoniętymi ciemnymi szkłami, na okna znajdujące się na piętrze, jednak nie zobaczył przez nie nic, bo były szczelnie zasłonięte. W niewielkiej torebeczce, czerwonej i ozdobionej, z małymi kolorowymi choinkami, spoczywał prezent dla Ashcrofta, który Amo kupił kilka dni temu, chociaż nie miał pojęcia jak i kiedy mu go wręczyć, prędzej myślał, że zrobi to dopiero w pracy. Los chciał jednak inaczej, więc wziął go ze sobą i całe szczęście że w ogóle o tym pomyślał.
Prezent, telefon, papierosy i pęk kluczy od jachtu były jedynymi przedmiotami jakie ze sobą wziął i złapał je w pośpiechu, więc nawet nie miał na to swojej eleganckiej torebki, co sprowadzało się do tego, że trzymał wszystko w rękach i nie było mu z tym specjalnie wygodnie.
Ukucnął przy wycieraczce, unosząc jedną jej stronę palcami, uważając na wypielęgnowane i pomalowane paznokcie, drugą dłoń wsuwając głębiej, by małym palcem wydobyć zapasowe klucze do domu Mavericka, zahaczać za kółko, do którego były przyczepione.
Siłował się chwilę, zanim nie otworzył drzwi i dopiero w środku odłożył wszystkie swoje rzeczy, włącznie z kluczami, na szafkę na przedpokoju, jednocześnie popychając drzwi nogą, aby się za nim zatrzasnęły. Rozejrzał się uważnie, nasłuchując, ale w środku panowała idealna cisza, co wprawiło go w lekką niepewność. Czy mężczyzna w ogóle tu był?
Zsunął buty ze swoich stóp, odzianych w białe, koronkowe skarpetki pończochowe i kiedy już sprawdził, że na parterze nikogo nie było, wspiął się po schodach na górę.
一 Maverick? 一 rzucił nieco głośniej w eter, chociaż odrobinę stresował się przerywając tę idealną ciszę. Zauważył wcześniej pięknie ubraną choinkę i rozstawione świeczki o typowo świątecznych zapachach, ale to właściwie było wszystko, co rzuciło mu się w oczy. Na piętrze w końcu usłyszał szmer i zobaczył uchylone drzwi do sypialni. Podszedł bliżej, stawiając kroki niemalże bez dźwięku i ostrożnie popchnął drzwi, otwierając je szerzej i zaglądając do środka. Mężczyzna siedział na podłodze, z butelką alkoholu w ręku i opierał się plecami o brzeg łóżka.
一 Mav? Wszystko w porządku? 一 zapytał niepewnie, po chwili wahania podchodząc do niego bliżej i opadając na kolana, by ostatecznie usiąść pośladkami na swoich piętach. 一 Wesołych świąt 一 dodał ciszej i uśmiechnął się lekko, przyglądając Ashcroftowi z uwagą i sporą dawką troski.