Save the planet, there’s pizza here.
: 20 gru 2023, 20:50
#6
Gilbert na brak pracy zazwyczaj nie narzekał. Bardziej na jej jakość. Nie lubił śledzić niewiernych żon, czy mężów, choć wiedział, że cała reszta spraw wiąże się z ludzkimi dramatami, których nikomu nie życzył. A już na pewno nie swoim bliskim, osobom, które znał, choćby z widzenia. Nikomu nie życzył źle, nie wyczekiwał, aż komuś noga podwinie się w jakiś dziwny sposób, gdzie byłoby co sprawdzać, czy dochodzić prawdy.
Może dlatego cieszył się, że sama agencja, w której pracował znajdowała się w Cairns i stamtąd pojawiała się największa liczba klientów? W związku z tym nie znał osobiście tych osób i łatwiej było pracować nad sprawą, nie mając osobistych odczuć. Zawsze się angażował, ale jak znał ofiarę, czy zleceniodawcę, to pracowało się inaczej. Choć czasem te znajomości wiele dawały. Ostatnimi czasy pracował trochę nad jedną sprawę, ale trochę tak... charytatywnie, bo oficjalnego zlecenia nie było. Pracował nad tym!
Może i mógłby pytać Alice o jakieś wskazówki, może powiedziałaby coś, co by mu pomogło - w końcu znała rodzinę, nad którą się pochylał, ale absolutnie nie zamierzał tego tematu poruszać w trakcie tego spotkania. Z jakiegoś powodu nie chciał nic mówić na ten temat, tak jakby to, o czym rozmawiali z Blanche, musiało pozostać tajemnicą. Musieć, to nie musiało, choć doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że lepiej trzymać to pomiędzy nimi.
Zwłaszcza, że z Alice i tak mieli o czym rozmawiać. Nie tylko o tym, co spotykało ich w codziennym życiu, w końcu znali się od czasów licealnych, jeśli nie wcześniej. Gilbert miał zarówno starsze jak i młodsze rodzeństwo, przez co Zeimerowie z widzenia i opowieści mogli znać niemal całe miasteczko. Wiadomo, niektóre osoby zna się lepiej, inne gorzej. Najczęściej ważny jest właśnie punkt zaczepienia, a Alice i Gilbert zdecydowanie go posiadali.
Dlatego też to do niego kobieta przyszła, gdy zdarzyła się katastrofa, która miała wpływ na jej życie, czy szczęście. Strata narzeczonego musiała być traumatycznym przeżyciem, okropnym. Strata strażaka, jednego z nich, mieszkańca Lorne Bay musiała dotknąć wielu mieszkańców, całe miasteczko o tym wiedziało, ale to Alice zdecydowanie przeżywała to najgorzej, mając ku temu prawdę. Gilbert starał się dowiedzieć wiele na ten temat, sprawdzić, czy pożar to był na pewno wypadek, czy dało się temu zapobiec i tak dalej. Niczego wielkiego się nie dowiedział, być może jeszcze nie. Jednak to nie miał być główny powód ich spotkania. Gilbert nie był wielkim fanem świąt i był zachwycony tym, że kobieta dała się zaprosić gdzie indziej, niż na jarmark. Mieli się spotkać niezobowiązująco, pewnie ostatni raz w tym roku. Przed nimi czekała tylko świąteczna gorączka, świąteczne spotkania i szaleństwa sylwestrowe. Choć on sam planów żadnych nie miał. Nie należał do imprezowych osób.-Hej, przepraszam, że się spóźniłem, korki na mieście-powiedział. On naprawdę spędzał mnóstwo swojego czasu w aucie, jeżdżąc wte i wewte, czy po prostu w nim siedząc i czekając. Jednak za nic nie przeprowadził by się tam, nie jego klimaty. Wolał być w niewielkim miasteczku, które znał na wylot.-Nie spodziewałem się, że spotkamy się jeszcze w tym roku. Mam nadzieję, że nic się nie stało?-zapytał, siadając na krześle naprzeciwko Alice.
Alice Hayes
Gilbert na brak pracy zazwyczaj nie narzekał. Bardziej na jej jakość. Nie lubił śledzić niewiernych żon, czy mężów, choć wiedział, że cała reszta spraw wiąże się z ludzkimi dramatami, których nikomu nie życzył. A już na pewno nie swoim bliskim, osobom, które znał, choćby z widzenia. Nikomu nie życzył źle, nie wyczekiwał, aż komuś noga podwinie się w jakiś dziwny sposób, gdzie byłoby co sprawdzać, czy dochodzić prawdy.
Może dlatego cieszył się, że sama agencja, w której pracował znajdowała się w Cairns i stamtąd pojawiała się największa liczba klientów? W związku z tym nie znał osobiście tych osób i łatwiej było pracować nad sprawą, nie mając osobistych odczuć. Zawsze się angażował, ale jak znał ofiarę, czy zleceniodawcę, to pracowało się inaczej. Choć czasem te znajomości wiele dawały. Ostatnimi czasy pracował trochę nad jedną sprawę, ale trochę tak... charytatywnie, bo oficjalnego zlecenia nie było. Pracował nad tym!
Może i mógłby pytać Alice o jakieś wskazówki, może powiedziałaby coś, co by mu pomogło - w końcu znała rodzinę, nad którą się pochylał, ale absolutnie nie zamierzał tego tematu poruszać w trakcie tego spotkania. Z jakiegoś powodu nie chciał nic mówić na ten temat, tak jakby to, o czym rozmawiali z Blanche, musiało pozostać tajemnicą. Musieć, to nie musiało, choć doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że lepiej trzymać to pomiędzy nimi.
Zwłaszcza, że z Alice i tak mieli o czym rozmawiać. Nie tylko o tym, co spotykało ich w codziennym życiu, w końcu znali się od czasów licealnych, jeśli nie wcześniej. Gilbert miał zarówno starsze jak i młodsze rodzeństwo, przez co Zeimerowie z widzenia i opowieści mogli znać niemal całe miasteczko. Wiadomo, niektóre osoby zna się lepiej, inne gorzej. Najczęściej ważny jest właśnie punkt zaczepienia, a Alice i Gilbert zdecydowanie go posiadali.
Dlatego też to do niego kobieta przyszła, gdy zdarzyła się katastrofa, która miała wpływ na jej życie, czy szczęście. Strata narzeczonego musiała być traumatycznym przeżyciem, okropnym. Strata strażaka, jednego z nich, mieszkańca Lorne Bay musiała dotknąć wielu mieszkańców, całe miasteczko o tym wiedziało, ale to Alice zdecydowanie przeżywała to najgorzej, mając ku temu prawdę. Gilbert starał się dowiedzieć wiele na ten temat, sprawdzić, czy pożar to był na pewno wypadek, czy dało się temu zapobiec i tak dalej. Niczego wielkiego się nie dowiedział, być może jeszcze nie. Jednak to nie miał być główny powód ich spotkania. Gilbert nie był wielkim fanem świąt i był zachwycony tym, że kobieta dała się zaprosić gdzie indziej, niż na jarmark. Mieli się spotkać niezobowiązująco, pewnie ostatni raz w tym roku. Przed nimi czekała tylko świąteczna gorączka, świąteczne spotkania i szaleństwa sylwestrowe. Choć on sam planów żadnych nie miał. Nie należał do imprezowych osób.-Hej, przepraszam, że się spóźniłem, korki na mieście-powiedział. On naprawdę spędzał mnóstwo swojego czasu w aucie, jeżdżąc wte i wewte, czy po prostu w nim siedząc i czekając. Jednak za nic nie przeprowadził by się tam, nie jego klimaty. Wolał być w niewielkim miasteczku, które znał na wylot.-Nie spodziewałem się, że spotkamy się jeszcze w tym roku. Mam nadzieję, że nic się nie stało?-zapytał, siadając na krześle naprzeciwko Alice.
Alice Hayes