barmanka — moonlight bar
32 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
I throw myself into the sea,
Release the wave, let it wash over me
Powiedzmy sobie wprost, nie był to najbardziej chwalebny poranek w karierze Billie Winfield. Oczywiście, nie był też najgorszy - to również warto przyznać całkiem otwarcie. Zdarzało jej się budzić w znacznie gorszym stanie, w znacznie dziwniejszych miejscach i okolicznościach. Otworzenie oczu nad ranem we własnym łóżku było w gruncie rzeczy całkiem komfortowe, nawet jeśli każda sekunda patrzenia na świat sprawiała jej realny fizyczny ból. Przynajmniej nie musiała zbyt szybko wygrzebywać się z cudzego łózka, uskuteczniać jakichś niezręcznych powitanio-pożegnań, a potem wlec swojej żałosnej egzystencji z powrotem do domu. Była na miejscu, to zawsze jakiś plus. Gdyby tylko w głowie jej aż tak bardzo nie ćmiło i gdyby jeszcze miała pod ręką odrobinę wody…
Ugh. Wiedziała, że powinna wygrzebać się z łóżka. Do popołudnia musiała względnie odżyć, aby pojawić się w pracy na swoją zmianę. Nie zamierzała wykorzystywać kaca jako usprawiedliwienia – gdyby raz jej się to udało, czułaby pokusę, aby usprawiedliwiać się nim częściej, a to nie byłoby zdrowe dla nikogo. Czasem wypada wziąć odpowiedzialność za głupie decyzje podjęte poprzedniego wieczora. Czasem. Poza tym wiedziała, że za moment będzie miała gościa.
Kiedy tego poranka telefon wyrwał ją z pijackiego snu, odebrała odruchowo, będąc przekonaną, że dzwoni do niej Gwen z pytaniem, gdzie się podziewała. Na tamtym etapie Billie nie miała bladego pojęcia, jak właściwie ma na imię a co dopiero, która jest już godzina (była jeszcze wczesna, jak zorientowała się nieco później). To jednak nie była Gwen, a sympatyczny głos troski uprzejmie zapytujący, jak się czuła. Nie była pewna, czy ona i Lorcan widzieli się poprzedniego wieczora i czy to właśnie z nim zniszczyła się do stopnia, który zapewniał jej aktualne cierpienia. Na tym etapie jej pamięć była jedną wielką dziurą. Dlatego odpowiedziała zgodnie z prawdą, że dziękuje uprzejmie, czuje się jak gówno, miło z jego strony, że pytał. Nie miała też siły protestować, kiedy Lorcan zapowiedział, że niedługo ją odwiedzi. Niech sobie odwiedza. Ostatecznie jeśli ten kac ją zabije, lepiej, żeby jej trupa znalazł mundurowy niż ktoś o zbyt miękkich nerwach - jak na przykład Frank, który (biedaczek) na ten widok mógłby dostać ataku apopleksji.
Odnalazła koszulkę i spodnie dresowe i postanowiła zaaplikować sobie lekarstwo. Gdy do jej drzwi zadzwonił dzwonek (krzyknęła, że zaprasza, bo otwarte), akurat siedziała przy stole w kuchni, będąc w połowie pierwszego browarka na klina. - Nie oceniaj - rzuciła już na wstępie, wypijając kilka łyków. Jeszcze parę i będzie mogła żyć jak - prawie - wartościowy członek tego społeczeństwa. Trzeba sobie jakoś radzić.

Lorcan Winchester
28 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
It's strange what desire will make foolish people do

I never dreamed that I'd meet somebody like you
Widmo morderczego kaca, nigdy go nie prześladowało, wręcz przeciwnie Lorcan należał do grona tych osób, które nie odczuwały skutków ubocznych po spożyciu nadmiernej ilości alkoholu, być może aktywny tryb życia i dobre prowadzenie się miało na to jakiś wpływ, a może Angielsko-Szkockie korzenie, wszakże w jego krwi płynęła szlachetna whisky, to też logiczne, że nie odczuje jej skutków, prawda? To była zaleta, jasne dzień po ostrej degustacji nie zaliczyłby triathlonu, ale dawał radę funkcjonować całkiem normalnie, ot może blada facjata, byłaby znacznie upiorniejsza, niż zwykle, a idące z nią w parze wory pod oczami zmuszałyby do refleksji mijające go osoby, aczkolwiek podobnie wyglądał, po zarwanej w pracy nocy i taki widok nie stanowił czegoś nowego dla jego kolegów.
Chęć zadzwonienia do Billie wypływała z czystej troski, a to, co usłyszał, wprawiło go w lekką zadumę. Nie spodziewał się, że aż tak ją zmiecie, bo wyglądała na taką, która mogła pić i pić, bez końca, ale jak widać z przykrymi konsekwencjami następnego ranka. Westchnął, gdy zakończył połączenie i postanowił zagospodarować czas wolny przed wyjazdem do cierpiącej znajomej. Receptura, była przekazywana z pokolenia na pokolenie, a fakt, że lubił pomagać w kuchni, będąc smarkiem sprawił, że poznał większość przepisów z rodzinnej księgi kucharskiej. Jak jeszcze rodzice żyli, często w dni wolne urządzali wspólne gotowanie, cała rodzina wówczas zbierała się w kuchni, nawet maleńki podówczas braciszek i pichcili smakołyki z różnych stron świata. Te wspólne chwile były znacznie lepsze, niż wakacje w tropikalnych krajach, czy uroczyste bankiety, podczas których zazwyczaj śmiertelnie się nudził. Ta szczypta normalności w ich wiecznie zabieganej rodzinie i zwolnienie na tych kilka chwil, aby poświęcić swój czas na przebywanie razem, była niezwykle miła. Nawet jeśli potrawy nie zawsze wychodziły perfekcyjnie, to były smaczniejsze niż te wyjęte spod noży szefów kuchni.
Zmotywowany do działania przystąpił szybko do krojenia warzyw i przygotowania odpowiednich partii mięsa. Wywar miał być mocny, intensywny i tłusty. Co prawda miał niewiele czasu, ale nie robił bulionu pod ramen, a pod rosół. Nieco żałował, iż nie przygotował ciasta na makaron i musiał zadowolić się kupionym. Nie miał po prawdzie musu, by roztaczać nad znajomą takiego płaszcza troski, jednakże chęć pomocy okazywała się silniejsza, plus za dobrze jej z oczu patrzyło, żeby mógł ją tak zostawić w cierpieniu.
Gdy w domu aromat zupy wypełnił praktycznie wszystkie pomieszczenia i powoli zaczynał wabić przechodniów, uznał, że najlepsza pora ruszać w drogę. Zapakował wszystko do wytrzymałego i długo trzymającego ciepło termosu, a tych miał w domu pod dostatkiem, gdyż lubił w pracy zjeść ciepły posiłek i nie liczyć na te zamawiane z okolicznych knajpek. Nie, żeby trzymał dietę, bo jadł wszystko, ot jedynie robił to z umiarem, aby zachować jak najlepszą formę i po trzydziestce nagle nie obudzić się z brzuszkiem i podwyższonym cholesterolem.
Posłużył się czarnym nieoznakowanym policyjnym fordem falconem, który miał zastąpić już starszą i słabszą jeśli szło o osiągi toyotę. Był jednym z pierwszych, którzy w miasteczku dostali ten wóz, stąd czasem łapał kolegów na zazdrosnych spojrzeniach, gdy wyjeżdżał z parkingu. Drogę pokonał szybko i bez większych trudności. Ubrany dość swobodnie w gładką koszulkę i ciemne dopasowane jeansy prezentował się bardziej jak nastolatek, co odciął się od wycieczki, niż agent federalny. Uroki młodzieńczego wyglądu kilkakrotnie przysporzyły mu drobnych nieporozumień. A fakt, że nie lubił chodzić w czarnych garniturach i wyglądać jak facet w czerni, dodatkowo utrudniał rozmowy odnośnie ubioru z przełożonymi. W końcu dostał może nie przyzwolenie, ale granicę względnego luzu na tym polu. Wszak miał łapać złych ludzi, a nie ładnie wyglądać.
Zadzwonił, a gdy usłyszał głos z mieszkania niepewny otworzył drzwi w obawie, co zobaczy. Widok zmasakrowanych zwłok nie robił na nim wrażenia, czasem bardziej obawiał się chodzących po ziemi psychopatów, niżeli ciała w plastikowym worku no, chyba że te nagle zacznie wstawać i będzie pragnęło zjeść jego mózg, to wówczas zmieni zdanie w tej kwestii. I jeśli już o tym mowa, to stanął z wyrazem zdziwienia mieszającego się z obawą, czy aby nie trafił na Billie, która jest zombie.
Żyjesz jednak, to fajnie. – Westchnął i pokręcił głową na znak rezygnacji. – Przyniosłem ci rosół. – Posłał kobiecie lekki uśmiech i wyciągnął z torby duży termos z rosołem, którego zawartość on sam miałby zapewne na trzy posiłki.

billie winfield
sumienny żółwik
Lorcan
barmanka — moonlight bar
32 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
I throw myself into the sea,
Release the wave, let it wash over me
Można byłoby pomyśleć, że praktyka czyni mistrza. Albo że zahartowany w bojach organizm z większą łatwością będzie znosił kolejne dawki dostarczanych mu procentów. Podobno Napoleon uodpornił się na arszenik, bo miał zwyczaj oblizywania palców podczas przewracania kartek książek, których rogi ktoś uprzejmy z jego otoczenia – chcąc nie do końca uprzejmie zatruć Cesarzowi życie – regularnie nasączał małymi dawkami tej trucizny. Zbyt niewielkimi, by zabić, wystarczającymi, by organizm mu się dostosować. Podobno. Niestety, Billie Winfield nie była Cesarzem (ani Francuzów ani nawet swojego własnego życia). Generalnie wszystko wskazywało na to, że jej organizm jest dość lewy, skoro nadal mimo częstej praktyki fundował jej takie poranki jak ten. Albo to po prostu ona sama nie potrafiła uczyć się na własnych błędach, nie była w stanie wyczuć swojego limitu, a jeśli chodziło o odpowiedzialność… Ta wypadała z jej słownika tak szybko, jak pierwsze łyki alkoholu wieczorową porą przepływały przez jej przełyk. Potem wszystko toczyło się dość standardowo – i lepiej nie opisywać tego w szczegółach. Zreszta, bardzo szybko podczas takich wieczór szczegóły tak czy siak zacierały się w jej pamięci. A zakończenia bywały już totalnie różne.
Plusy wielu lat doświadczeń były takie, że na tym etapie przynajmniej wiedziała, jak radzić sobie z niezbyt pozytywnymi skutkami bycia skończoną kretynką. Słodki browarek w lodówce czekał na swój czas i pomagał, gdy nadeszła czarna godzina. Po nim wjeżdżała czarna kawa, mocna jak smoła, paskudna jak gęba samego Szatana o poranku. Idealna. Do tego równie podła zupka chińska na deser i dało radę jakoś żyć. Powoli do przodu. Jakoś. Lorcan miał to nieszczęście, że wstrzelił się ze swoją wizytą, kiedy Billie była dopiero w połowie pierwszego kroku terapii własnego autorstwa. Nie było jeszcze kolorowo.
- Skoro tak mówisz… - postanowiła przyznać mu rację, jednak pozwoliła sobie na pewną dozę niepewności. Teoretycznie żyła. Wiele na to wskazywało – życie w końcu bolało. Bo jeśli po śmierci człowiek może czuć się tak, jak ona czuła się teraz, to wszystkie religie to jedna wielka ściema i ktoś powinien zgłosić na to zażalenie. Jakiś papież, rabin naczelny czy ktoś w tym stylu. Cholera, wcale się na tym nie znała. - Chociaż nie mam bladego pojęcia, co się wczoraj stało. Przejechało mnie coś czy jak? – zapytała i westchnęła ciężko. To brzmiało jak coś, co mogło zajść i co wiele by wyjaśniało. Rozwikłanie tajemnic poprzedniego wieczora szybko jednak zeszło na dalszy plan, kiedy z tajemniczej torby Lorcana wyłonił się termos. - Rosół? – powtórzyła zanim, dając sobie chwilę czasu na przetrawienie tej informacji, zanim jej szare komórki zdołały w pełni ją przyswoić. - Ale… Jak to… rosół? – być może to były głupie pytania. Może nawet jedne z głupszych, jakie miał okazje słyszeć. Na tamtym etapie szare komórki Billie funkcjonowały w mocno zwolnionym tempie. Na dodatek nie spodziewała się, że przyniesie jej cokolwiek. A co dopiero rosół… - Ale taki prawdziwy? To znaczy… Nie musiałeś… - powiedziała pierwsze, co przyszło jej do głowy. To nie tak, ze nie była wdzięczna. Zwyczajnie zazwyczaj nie wiedziała, jak swoją wdzięczność okazywać. Mimo wszystko była ewidentnie zainteresowana. Wyprostowała się na swoim krześle i z uwagą obserwowała termos. Trybiki pod jej czaszką kręciły się bardzo. Powoli.

Lorcan Winchester
28 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
It's strange what desire will make foolish people do

I never dreamed that I'd meet somebody like you
Gdyby Lorcan miał świadomość, jakimi ciekawostkami historycznymi dysponuje Billie, to zapewne sympatia względem kobiety, by tylko wzrosła, a chęć poznania jej bliżej w celach długich rozmów o historii i nie tylko mogłyby przesłonić, jej niektóre wady, co prawda należał do grupy tych osób, którzy nie oceniają pochopnie i wolą poznać człowieka nim go osądzą i wsadzą do przypisanego pospiesznie worka.
Nie, raczej nie – był zaskoczony, że nie pamięta, co prawda wykazywała tolerancję na pity alkohol, jednak w pewnym momencie miał wrażenie, że przesadza. Ta cieniutka granica między kacem mordercą, a zwykłym bólem głowy została bezpowrotnie naruszona i nie było już powrotu. Mógłby ją zrozumieć, sytuacja stresowa sprawia, że chcemy zapomnieć, a alkohol mógł wydawać się najprostszą ku temu sposobnością, lecz ten nie rozwiązuje problemów, a dodaje kolejnych. Dziewczyna jawiła mu się jako silna i zahartowana zarówno jeśli idzie o ludzi, jak i picie, to była iluzja, być może faktycznie prezentowany styl bycia został uwidoczniony wykonywanym zawodem i jego wszelkimi wadami oraz zaletami, ale miał wrażenie, że w głębi Billie, jest mięciutka jak masełko i zasługuje na tę odrobinę troski i zaangażowania. Nie, żeby miał się nad nią litować i współczuć, po prostu odczuwał względem niej bezinteresowną sympatię i chciał pomóc. Uważając, że każdy powinien mieć taką osobę, co szeptała za plecami dobre rady, ot głos rozsądku, który kiedy trzeba kopnie w cztery litery.
Naprawdę nic nie pamiętasz? Nie zgrywaj się. Wyglądałaś nawet przyzwoicie, jak na siebie – uśmiechnął się lekko, a diabliki w oczach fiknęły koziołka.
Dochodziła długo, strasznie długo, ale miło się obserwowało zmiany malujące się na jej twarzy. Zmęczenie ustępujące zaskoczeniu i zdziwieniu, by powoli, powolutku wraz z wypowiadanymi słowami, jakby upewniającymi ją i jej szare komórki o dokonanym fakcie prezentacji termosu z ciepłą zupą. Aż wreszcie zardzewiałe trybiki ruszyły, czym wpędziły machinę, jaką był jej umysł w ruch. Widział, co chciał dostrzec w jej sarnich oczach, to mu zdecydowanie wystarczyło. Nie potrzebował słów wdzięczności, czy innych gestów, po prostu wiedział, że doceniła i tym drobnym prezentem sprawił jej radość. Uśmiechał się cały ten czas z lekką wyższością, ale bez przesadyzmu.
Wiem, ale chciałem, ponadto zastanawiałem się, czy żyjesz, a to posłużyło za pretekst do odwiedzin. – Westchnął obojętnie i nie patrząc na nią, usiadł na krześle i rozejrzał się po pomieszczeniu. Doszukując się, jakiś szczegółów, tudzież znaków szczególnych jej obecności. – Jedz, bo wystygnie. – Uśmiechnął się, życzliwie ponaglają ją do wiosłowania łyżką. – Musisz, być zdezorientowana, co? Czy to raczej norma u ciebie, takie hmm, miłe poranki? – Wyciągnął z kieszeni metalową zapalniczkę i począł się nią bawić, obracając w palcach.

billie winfield
sumienny żółwik
Lorcan
barmanka — moonlight bar
32 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
I throw myself into the sea,
Release the wave, let it wash over me
Podejmowanie okropnych życiowych decyzji było jej specjalnością. Czasami miała wrażenie, że na tym etapie wykształciła w sobie ponadprzeciętną umiejętność intuicyjnego wyczuwania, co będzie dla niej najgorsze – i robienia właśnie tego. Przy czym niekoniecznie miała świadomość, jak się to dla niej skończy. To nie był jej pierwszy raz, a mimo to uparcie nie uczyła się na własnych błędach. Upór był kolejną z jej wielu wad, a wyjątkowa oporność na wszelkie dobre rady stanowił następną. Kiedy coś sobie wymyśliła, nie było siły, która by ją od tego powstrzymała. A im bardziej ktoś starał się przemówić do jej rozumku, tym mocniej się opierała. Naprawdę ciężki przypadek idiotki.
I wcale by się nie zdziwiła, gdyby w swojej głupocie wczorajsza pijana Billie faktycznie zderzyła się z jakimś pojazdem. Albo przynajmniej z kangurem. Nigdy nie lubiła kangurów. Skrzywiła się, po czym przewróciła wymownie oczami, kiedy Lorcan zasugerował jej, że tylko się zgrywała ze swoim brakiem pamięci odnośnie wydarzeń dnia poprzedniego. Dla niej to też nie było komfortowe, okej? Wierzyła, że powoli pewne szczegóły zaczną do niej wracać… Powoli
- Hej! – zaprotestowała i lekko go szturchnęła. Zrobiła to jednak bardziej, bo uznała, że tak wypada niż dlatego, że faktycznie poczuła się urażona. Rozbawienie w jej oczach mogło za tym poświadczyć. - Co to ma znaczyć, że jak na mnie? Poza tym miałeś nie oceniać! – przypomniała uprzejmie, wygodnie pomijając to, że niczego podobnego jej nie obiecywał i to, że ona poprosiła go na wstępie o to, by odpuścił sobie ocenianie, wcale nie świadczyło, ze musiał się do jej prośby zastosować. Nie musiał. W gruncie rzeczy tego również nie miałaby mu za złe. - Pamiętam, że bardzo chciałam rozkręcić karaoke przed barem – rzuciła w zamyśleniu pod wpływem nagłego przebłysku pamięci. Tak, to zdecydowanie mogło się zdarzyć.
Przez chwilę przyglądała mu się podejrzliwie. Potem zerknęła na zupę, chociaż bardziej dlatego, że zastanawiała się, czy w ogóle się przyjmie, a niekoniecznie przez brak zaufania. Pachniała nieźle. To dobrze wróżyło. Zaczęła faktycznie wiosłować i już przy pierwszym łyku na jej twarzy pojawił się uśmiech. Wchodziło jak złoto. - Wiesz, jakbyś przyniósł piwo to też bym się wcale nie obraziła, żeby nie było – zaznaczyła. - Właśnie, jakbyś był zainteresowany, to jest jeszcze kilka w lodówce – kiwnęła głową. Mogłaby być dobrą gospodynią i podstawić mu piwo przed nos, gdyby sobie zażyczył, ale aktualnie jadła, więc chwilowo musiał obsługiwać się sam, jeśli miał ochotę. Chyba że ochoty nie miał, to też w porządku, nie każdy musiał rozpoczynać dzień od śniadaniowego browara, prawda. - Powiedzmy, że nie jest to moje pierwsze rodeo – stwierdziła i wzruszyła ramionami. - Ale nie kończę tak każdego dnia. Mało wczoraj zjadłam, więc wyszło jak wyszło, to wszystko. Nie przejmuj się, zaraz mi przejdzie. – usprawiedliwiła się i towarzyszyło temu kolejne wzruszenie ramion. To serio nie była wielka rzecz. Nie dla Billie. - Naprawdę świetny ten rosół – przyznała szczerze, podniosła nieco głowę i do tego dłoń z uniesionym kciukiem. - Gdzie go dostałeś? – zapytała. Nie miała nic złego na myśli. Z jakiegoś powodu założyła po prostu, że rosół kupił jej gdzieś po drodze. Bo niby dlaczego miałby go sam zrobić? Taka opcja totalnie jej umknęła.

Lorcan Winchester
28 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
It's strange what desire will make foolish people do

I never dreamed that I'd meet somebody like you
Lubił to rozbawienie w sarnich oczach Billie, to sprawiało, że wyglądała na znacznie młodszą, niż była w rzeczywistości, a jednocześnie budziło w nim jakieś pokłady wrażliwości i chęć pomocy, może nie o każdej porze dnia i nocy, ale i tak chętnie pospieszyłby jej z takową tak jak dziś. Nie widząc, w tym niczego złego, wręcz przeciwnie. Przysługa na jaką powinno stać większość bliższych nam osób, już pomijając przyjaciół, bo ci mogliby jeszcze moralnymi zagwozdkami męczyć zmęczony umysł. Nie widział się, jako taki w jej oczach, gdyż zbyt niewielki staż odbyli na etapie znajomości, aczkolwiek byli raczej na dobrej drodze ku temu, by coś w tym kierunku przedsięwziąć w niedalekiej przyszłości.
Ależ nie oceniam, po prostu mówię, jak jest, a wyglądasz jak upiór z opery – uśmiechnął się kwaśno, a diabełki w szarych oczach zrobiły koziołka. Musiał jej odrobinę podokuczać, chociaż czy mówienie szczerej prawdy, było takie złe? Zastanawiała się tyle nad podanym posiłkiem, że w pewnej chwili uznał, że przysnęła z otwartymi oczami. Dlatego ją lekko szturchnął w ramię. – Nie śpij, tylko jedz – zniknęła wesołość, uciekły diabełki, była jedynie przyzwoitość, która go tu przywiodła tego późnego popołudnia. Ich relacja dość dziwna i mająca swoje podstawy w nieprzyjemnej sytuacji w barze sprawiła, że przypadli sobie do gustu i okazjonalnie wypili kilka drinków, co prawda Lorcan, nigdy przy niej nie przekraczał dobrze znanej i wyczulonej granicy, bojąc się nie tyle konsekwencji, bo te wprawdzie by go nie obeszły, mowa o kacu, ale nie miał pewności, czy nie wytknąłby dziewczynie gorzkiej prawdy o zalewaniu się co weekend w trupa i udawaniu, że wszystko jest ok, kiedy pod zasłoną tego uśmiechu i pogodnej twarzyczki kryło się coś więcej. Dostrzegał to w tych ulotnych momentach, gdy nie pilnowała się i pozwalał, aby kurtyna opadła odsłaniając jej prawdziwe oblicze. Westchnął ciężko.
Dziękuję, ale nie. Prowadzę. – Posłał jej delikatny uśmiech. – Ponadto i ty powinnaś sobie zrobić przerwę, jeśli nie chcesz oczywiście przekręcić się, bo może właśnie niweczę twój sprytny plan, aby uciec w świat astralny? – Spojrzenie, jakie jej posłał, nie miało w sobie za grosz wcześniejszej sympatii, a jedynie ostrość, przeszywającą na wylot. Nie oczekiwał spowiedzi i nie dałby jej rozgrzeszenia, ale chciał, aby przemyślała swoje zachowanie. – Mhm, jasne… – uśmiechnął się kwaśno, zbywając jej marne tłumaczenie niedbałym machnięciem ręki.
Komplement tyczący zupy na moment rozwiał srogie burzowe chmury sprzed jego oblicza i promyk nadziei wyszedł za nich. – Wiem… – chciał powiedzieć coś, dokończyć zdanie, ale wcięła się i go dobiła swą brutalną szczerością i całkowitym brakiem wiary w jego umiejętności. Ponownie naburmuszył się, jak pięcioletnie dziecko, gdy rodzic grozi, że jeśli nie zje zieleniny, to nici z deseru. – Sam go zrobiłem… – burknął i usiadł obok, patrząc w tylko sobie znany punkt na mapie kuchni.

billie winfield
sumienny żółwik
Lorcan
barmanka — moonlight bar
32 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
I throw myself into the sea,
Release the wave, let it wash over me
Nie zamierzała się gniewać ani stroić fochów. W końcu nie mówił nieprawdy. Miała okazję przelotnie zobaczyć swoje odbicie w łazienkowym lustrze tego poranka i – powiedzmy to sobie wprost – jej buźka nie należała do najbardziej komfortowych widoków, na jakie można się natknąć o tak (stosunkowo) wczesnej porze. Ona sama była już do tego praktycznie przyzwyczajona (w końcu, jak już było wspomniane, to nie było jej pierwsze rodeo), ale Lorcan jeszcze nie miał wątpliwej przyjemności oglądać jej w podobnym stanie. W sumie trochę mu tego współczuła. I być może powinna się tego wstydzić… Tak… Być może… Na pewno doceniała jego szczerość. Nawet jeśli przez kogoś innego mogłaby zostać uznana za nieco brutalną.
- Ty to umiesz prawić komplementy kobiecie, co? – odbiła piłeczkę i dla odmiany uśmiechnęła się szeroko. Naprawdę nie miała mu tego za złe, ale nie byłaby sobą, gdyby tak po prostu przyjęła przytyk – nawet zasłużony – na klatę. Lubiła mieć ostatnie słowo, kończyć dyskusję jakimś komentarzem, niezależnie od tego, czy był mądry albo na miejscu. Pewnie dlatego irytowała ludzi… Między innymi… Miał jednak rację nie tylko co do jej wyglądu, ale też co do tego, że powinna jeść. Zabrała się więc za to, ale zatrzymała się z łyżką w połowie drogi, kiedy wspomniał coś o przerwie, którą rzekomo powinna sobie zrobić. Zerknęła na niego, zerknęła na otwarte piwo, które miała pod ręką…
- Nie powiem, brzmi kusząco – stwierdziła i tym razem uśmiechnęła się dość kwaśno. Tak naprawdę żartowała, więc chwilę później spoważniała i wzruszyła ramionami. - Nie, spoko, nigdzie się jeszcze nie wybieram. Wiesz, jak to mówią, złego diabli nie biorą – rzuciła żartobliwie. To był tak strasznie oklepany tekst, że aż zrobiło jej się szkoda samej siebie. Dlatego przewróciła oczami. Przyciągnęła bliżej butelkę, objęła ją dłonią i postukała w szkło palcem wskazującym. - To jest niezłe lekarstwo na kaca. Może nie tak dobre na rosół, ale nie zawsze trafia mi się tak komfortowy poranek, więc muszę sobie radzić z tym, co jest – wyjaśniła.
Bo była naprawdę wdzięczna za ten rosół. I to wcale nie było tak, że nie wierzyła w umiejętności kulinarne Lorcana albo chciała mu wbić szpilę. Wręcz przeciwnie. Ten rosół był tak dobry, że spodziewała się, że zrobił go jakiś kucharz… Zawodowy kucharz. Widząc jego reakcję i słysząc komentarz, na chwilę ją zatkało, a to nie zdarza się często. Zorientowała się, że wyszło jej niechcący małe faux-pas i zastanawiała się, jak to nieco załagodzić. - Nie wiedziałam, że gotujesz… - palnęła w końcu. - I to tak dobrze – dodała, licząc na to, że to nieco wyjaśni intencje, jakie kryły się za jej nie do końca trafionym komentarzem.

Lorcan Winchester
28 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
It's strange what desire will make foolish people do

I never dreamed that I'd meet somebody like you
Babcia zawsze mówiła, że jestem czarujący – uśmiechnął się, kwaśno i spojrzał nieco wyniośle na brunetkę. Lubił ją i to nie ulegało kwestii, jednak jej styl życia drażnił go. I chciał, aby nieco zmieniła postrzeganie świata, oraz tego ile może wlać w siebie litrów alkoholu, nim całkiem padnie. Tego chciał uniknąć, widoku jej staczającej się na coraz to kolejne szczeble zapomnienia i zatracenia się w nałogu. Teraz to nic, teraz panuje – gówno prawda, wiedział, że sięga po środek znieczulający, nie znał tylko powodu, a zawsze ten kryje się gdzieś w pobliżu, być może to bolesne zerwanie, problemy natury egzystencjalnej, a może rodzina? Nie drążył, nie wszczynał śledztwa, był sobą, trochę drażniącym i niewiele mówiącym typem, który niegdyś wstawił się za nią w obliczu nieprzyjemnej sytuacji i nic ponadto. Była wprawdzie atrakcyjna i bystra, a to niekoniecznie często idzie w parze, dodatkowo miała sporo plusów, sam jej styl bycia go przyciągał i sprawiał, że mimowolnie uśmiechał się, gdy mówiła. Jednak nigdy nie zrobił kroku decydującego, a i ona z tym nie wybiegała, stąd prosty wniosek, że nie była zainteresowana i to mu odpowiadało, nikt nikogo nie krzywdził i było dobrze. A to, co robiła i z kim to robiła, cóż nawet jeśli z sypialni, tudzież szafy miała wytoczyć się cała drużyna piłkarska, to nie skomentowałby. Wzruszyłby, ot jedynie ramionami, bo gotować, to on mógł tylko dla niej. Inni mu kolokwialnie mówiąc „zwisali”.
Złego? Tyś dziewczyno, obok złego nie stała – odrzekł, ponuro i pokręcił głową z niedowierzaniem. Była zbyt młoda i próbowała mu sprzedać tanią bajkę, jednak on był federalnym, a już w młodości doświadczył, czym jest brutalny i zły świat, gdy nieoczekiwanie mrok wyciągnął szponiastą łapę po skrawek szczęścia, jaki przepełniał ich rodzinę. Westchnął i podrapał się w zamyśleniu po policzku. Czuł pod skórą palców, że powinien się ogolić, nie przepadał za zarostem, a ten, chociaż na takiego nie wyglądał, bujnie rósł na jego brodzie. Golił się regularnie, tak aby nigdy nikt go nie zauważył, chociażby z jego cieniem na twarzy. Czy to w pracy, czy w domu, nawet przykuty do łóżka w gorączce musiał się ogolić.
Marne usprawiedliwienie i jeszcze gorsze lekarstwo – odparł, siląc się na brutalną szczerość względem kobiety, ta jednak zaskoczyła go swymi słowami. Zatrzymany w pół-ruchu, między oderwaniem się od krzesełka, a pozycja w pełni wyprostowana spojrzał na nią z lekką wyższością – ponownie, a jakże – i uśmiechnął się tajemniczo. – Wielu rzeczy o mnie nie wiesz. – Wstał od stołu i obejrzał się po kuchni, jakby sprawdzając, czy ostre przedmioty zostały pochowane, a dziewczyna nie zrobi sobie krzywdy, bawiąc się w tym pomieszczeniu. – Znikam, mam jeszcze kilka panien takich, jak ty do obskoczenia, a rosół stygnie. – Posłał jej kwaśny uśmiech i nim zniknął w progu kuchni, odwrócił się na pięcie. – Uważaj na siebie. – W słowach tych krył się niewypowiedziany smutek i troska, o jej los. Nie chciał ponadto przedłużać tego niezręcznego momentu, bo być może faktycznie z sypialni chciał się ktoś ulotnić, a jego osoba powstrzymywała od tej ucieczki, a może zwyczajnie, chciał jej zrobić przysługę, ot niewinną przyjemność i nie przedłużać chwili, w której byli sami? Któż to wiedział?

z.t x2

billie winfield
sumienny żółwik
Lorcan
ODPOWIEDZ