Do Europy ciągnie mnie
: 17 gru 2023, 21:44
Miłość do zwierząt była w nim chyba od zawsze. Gdyby tylko przy narodzinach miał trochę rozumu to pewnie powiedziałby, że kochał je od urodzenia. Niestety, nie potrafił tego stwierdzić, ale uważał, że przez całe czas, gdzieś w środku kiełkowało w nim uwielbienie do wszelkiego rodzaju stworzeń. Najpierw zaczął od ratowania dziwnych czerwonych robaków, mama opowiadała, że są pożyteczne to też zbierał je do słoika, by ich gatunek nie wymarł. Doprowadził tym samym do braku powietrza w tymże naczyniu i istoty te poumierały, a raczej udusiły się z braku dostępu do tlenu.
Axel nie przejął się tą porażką, więc poprosił rodziców o chomiki. Były nudne, to fakt, ale on jako mały chłopiec lubił wyciągać je z klatki, wkładać do samochodzików zdalnie sterowanych i imitować wyścig formuły 1. Posiadanie tych małych, uroczych zwierzątek zakończyło się ciążą jednego z nich i produkcją innych maluchów. Pierwszego malucha przypadkowo wrzucił do kosza na śmieci, a nim się zorientował to ojciec wyniósł worek do zsypu i było po Pulpecie. Kolejne dwa jakoś wychował, ale przy trzecim mu się znudziło i zapragnął czegoś innego i większego.
Takim oto sposobem w domu państwa Stone zaczęły pojawiać się psy różnego rodzaju, z różnych zakątków miasta. Zrobił z salonu schronisko dla potrzebujących czworonogów, a mama z tatą tylko kręcili głową. Nie mieli innego dziecka i często zgadzali się na wszystko co niezrozumiałe.
Rodzicom chyba nieco ulżyło w momencie kiedy Axel oznajmił, że wyjeżdża na studia i będzie zmuszony pożegnać rodzinny dom na rzecz akademika. Zwierzęta oddał w dobre ręce i wyjechał na prawie dekadę rzadko wpadając w swojskie strony.
Miłość do zwierząt odeszła trochę na dalszy plan, bo wkraczał w dorosłość i marzył o Europie. Mógł mówić o o tym przez cały czas, a znajomi tylko przewracali oczami, bo żadne z nich nie wierzyło, że to kiedyś się spełni. I mieli rację. Stone nie odwiedził Włoch, Hiszpanii czy Wielkiej Brytanii. Wrócił do Lorne Bay i ponownie zakiełkowało w nim to wielkie uwielbienie do każdej istoty. Po znajomości trochę wkręcił się w pomoc w stadninie i na razie mu to wystarczało. Ostatnio nawet poznał tam Ainsley. Mało ze sobą rozmawiali, ale gdy przychodziło im razem przebywać w jednym pomieszczeniu to odnosili się do siebie z należytym szacunkiem. Dzisiaj było tak samo, każde z nich robiło swoje tylko od czasu do czasu otwierając usta.
- Często tu bywasz? - Spytał, pierwszy się odzywając próbując przerwać ciszę. - Bo jakoś ciągle na siebie wpadamy. - Uśmiechnięty od ucha do ucha spojrzał na kobietę jednocześnie próbując przekonać jednego z koni do wyjścia na zewnątrz.
Ainsley Remington
Axel nie przejął się tą porażką, więc poprosił rodziców o chomiki. Były nudne, to fakt, ale on jako mały chłopiec lubił wyciągać je z klatki, wkładać do samochodzików zdalnie sterowanych i imitować wyścig formuły 1. Posiadanie tych małych, uroczych zwierzątek zakończyło się ciążą jednego z nich i produkcją innych maluchów. Pierwszego malucha przypadkowo wrzucił do kosza na śmieci, a nim się zorientował to ojciec wyniósł worek do zsypu i było po Pulpecie. Kolejne dwa jakoś wychował, ale przy trzecim mu się znudziło i zapragnął czegoś innego i większego.
Takim oto sposobem w domu państwa Stone zaczęły pojawiać się psy różnego rodzaju, z różnych zakątków miasta. Zrobił z salonu schronisko dla potrzebujących czworonogów, a mama z tatą tylko kręcili głową. Nie mieli innego dziecka i często zgadzali się na wszystko co niezrozumiałe.
Rodzicom chyba nieco ulżyło w momencie kiedy Axel oznajmił, że wyjeżdża na studia i będzie zmuszony pożegnać rodzinny dom na rzecz akademika. Zwierzęta oddał w dobre ręce i wyjechał na prawie dekadę rzadko wpadając w swojskie strony.
Miłość do zwierząt odeszła trochę na dalszy plan, bo wkraczał w dorosłość i marzył o Europie. Mógł mówić o o tym przez cały czas, a znajomi tylko przewracali oczami, bo żadne z nich nie wierzyło, że to kiedyś się spełni. I mieli rację. Stone nie odwiedził Włoch, Hiszpanii czy Wielkiej Brytanii. Wrócił do Lorne Bay i ponownie zakiełkowało w nim to wielkie uwielbienie do każdej istoty. Po znajomości trochę wkręcił się w pomoc w stadninie i na razie mu to wystarczało. Ostatnio nawet poznał tam Ainsley. Mało ze sobą rozmawiali, ale gdy przychodziło im razem przebywać w jednym pomieszczeniu to odnosili się do siebie z należytym szacunkiem. Dzisiaj było tak samo, każde z nich robiło swoje tylko od czasu do czasu otwierając usta.
- Często tu bywasz? - Spytał, pierwszy się odzywając próbując przerwać ciszę. - Bo jakoś ciągle na siebie wpadamy. - Uśmiechnięty od ucha do ucha spojrzał na kobietę jednocześnie próbując przekonać jednego z koni do wyjścia na zewnątrz.
Ainsley Remington