Byli jeszcze tacy, którzy próbowali manifestować rudych ludzi. I patrzę tutaj na Arianę Grande i jej nowego, tragicznego chłopaka. Gaia jak go zobaczyła na stronie jakiegoś portalu plotkarskiego to zaczęła się trząść ze strachu. Ten człowiek ją przerażał pod każdym możliwym względem. Najbardziej jednak bolała ją jego aparycja oraz to, że jakimś cudem, człowiek z taką aparycją był w stanie skończyć w związku z Arianą Grande, która jest jaka jest, ale przynajmniej jest… śliczna. No, ale cóż. Kobiety mają tendencję do niesamowitego obniżania swoich standardów, żeby smutni mężczyźni czuli się lepiej sami ze sobą.
Rozłożyła ramiona tylko prezentując to co zawsze o sobie wiedziała – że nie jest taka głupia na jaką wygląda. Coś tam w tej głowie miała. I w końcu dostała komplement, na którym jej zależało. –
Dziękuję. – Prawie się wzruszyła tym, że w końcu została doceniona za swoją mądrość, a nie liche cycki. –
Ale wiesz… ja bym nie mówiła o tym głośno. – Znowu zniżyła głos do szeptu. –
Co jeżeli jesteśmy na tropie odkrycia czegoś… niebezpiecznego? – Teraz to nawet ją naszła myśl, że jej rodzice to na bank mieli wykupione członkostwo u jakiś Illuminati czy coś. Jej ojciec nie był za bardzo zadowolony jak Gaia pojawiła się na święta z nowym kolorem włosów. Może nie chciał mieć rudej córki. Zakryła usta słysząc o darknecie. Wiedziała, że coś takiego istnieje, ale bała się, że to jest jak Voldemort (jak bardzo wszystko w temacie HP) i nie można głośno o tym mówić. –
Masz jakieś… wtyki, żeby się tam dostać? – Teraz to aż złapała Romy za głowę, żeby wypowiedzieć te słowa wprost do jej ucha. Nie było sensu szeptać. Na tym etapie to nawet szept był boleśnie słyszalny. Aż jej się kolana trochę trzęsły ze stresu. –
Myślisz, że Mario też jest w darknecie? – To już była tragiczna wizja, bo czy Mario nie był też grą, w którą mogły na luzie grać dzieci? Biedna Gaia, zaraz tu na zawał zejdzie.
-
Ale jak ja mam się za to zabrać? Skąd mam wiedzieć co robić? – Gdyby miała większe pojęcie o popkulturze to po prostu zaczęłaby krzyczeć, ze Romy jest jej Obi Wanem Kenobim i jej only ho(p)e. Niestety nie wiedziała kim jest Obi Wan, więc trwała w swoim przerażeniu. –
Będziesz moim senseiem? Wytrenujesz mnie? Sprawiasz wrażenie jakbyś wiedziała od czego zacząć. – No bo to jednak Romeine była tą inteligentną i mądrą i typką, która miała w głowie takie zasoby wiedzy, że Gaia nawet nie wiedziała, że można wiedzieć takie rzeczy. Jednak była w błędzie myśląc, że sama jest mądra.
-
Omg!! – Aż zaczęła trochę podskakiwać. Nie wiedziała nadal czym jest comic con i czemu miałaby tam jechać, ale sama wizja tego, że mogłaby gdzieś jechać była dla niej ekscytująca. Co najmniej jakby gdzieś nie jeździła dziesięć razy w tygodniu. –
Dobra. To kupimy te bilety i pojedziemy tam zobaczyć o co w ogóle chodzi. – Ona będzie sprawdzała o co chodzi, Romeine to pewnie będzie bawiła się jakby tam należała i jakby jej rodzonym prawem było zwiedzać to miejsce co roku.
-
Ooo. To jest dobry wybór. Ten człowiek… z tą miną i tym wąsem i jeszcze tym seksownym głosem? – Ughhh. Aż się złapała za swój metalowy stanik myśląc o mężczyznach z wąsami. Kobiety wiedziały co robią jak się wiązały z tak
obdarzonymi mężczyznami. Aż Gaia na parę sekund zatęskniła za związkiem z mężczyzną, który miał jakikolwiek zarost. Nie musiał mieć nawet nie wiadomo jak bujnego tego zarostu. Czasami jednodniowy odrost dawał doznania, o które ciężko było w związku z drugą kobietą. –
Mam nadzieję, że nie będziesz na mnie zła, ale ja to nigdy tego całego Brada Pitta nie lubiłam. On był ładny tylko w tym jednym filmie. Wiesz, którym, nie? – Nie podała żadnego tytułu, ciekawostek, opisu fabuły, bo sama oczywiście nie miała zielonego pojęcia o jaki film jej chodziło. Ale jak coś to chodziło jej o
Joe Black. Miała tylko nadzieję, że Romy wyczyta to z jej głowy.
Słuchała tej historii o randce porażce i po prostu nie mogła uwierzyć w to co słyszała. Była zażenowana tym, że to się naprawdę wydarzyło. Aż jej cyce opadły. Dosłownie. Ale nie było tego widać, bo metalowy stanik wszystko twardo trzymał na swoim miejscu. Gdyby Gaia miała penisa z pełną erekcją, to by jej właśnie opadł. To musiała być smutniejsza historia niż ta, którą napisał Hemingway o nieużywanych, dziecięcych butach na sprzedaż. –
Rzuć go. Błagam. Błagam rzuć go. Jak go nie rzucisz to ja go rzucę za ciebie. Przyrzekam. – Musiała się objąć ramionami, bo prawie się zaczęła trząść z tej całej żenady. –
Będę manifestować koniec waszego związku tak długo, aż to się w końcu wydarzy. – Oznajmiła bardzo poważnym tonem. Może powinna się skupić na tym, żeby ratować dobre dziewczyny z tragicznych związków? Może to powinno być jej zadanie? Może powinna być
taką superbohaterką. Może to była jej super moc. Pomagać kobietom, które zasługują na lepszych partnerów. Albo po prostu zachęcić kobiety do bycia biseksualistkami albo lesbijkami. Świat by się skończył, ale przynajmniej byłby to piękny koniec. Ludzie nie zasługiwali na to, żeby żyć. A już na pewno nie mężczyźni. –
Tak. Zróbmy to. Pojedźmy do dużego miasta i podrywajmy ludzi jakby jutra miało nie być. Co nam stoi na przeszkodzie? Chester? Proszę cię. – Prychnęła i machnęła ręką. Człowiek, który nie był gotowy zapuścić wąsa, z pewnością nie był w stanie pokonać dwóch kobiet. A Gaia wierzyła, że potrafiła walczyć. We dwie by go pokonały tak, że nawet nie zostałoby żadnych dowodów, których trzeba byłoby się pozbyć. –
Obie zasługujemy na miłości i na orgazmy. – To też będzie teraz manifestować. Nie powinny marnować najlepszych lat swojego życia na słaby seks i zero miłości.
Spojrzała na krasnala, którego trzymała w ramionach jakby był jej pierworodnym. –
Myślę, że on sam nam powie. Dowiemy się w odpowiednim momencie. – Przytaknęła głową co najmniej jakby krasnal do niej przemówił. –
Jesteśmy gotowe? – Zapytała, bo nie była pewna czy ona jest gotowa, ale cokolwiek zadecyduje Romy, Gaia się dostosuje. Chwyciła nawet jednego renifera, żeby jej trochę pomóc. Potrząsnęła nim, żeby sprawdzić jaki jest ciężki. Dadzą radę.