: 03 lut 2024, 19:59
- Moja teoria jest jeszcze bardziej szalona – przyznała wciąż rozglądając się na boki. Nie była pewna, czy należało dzielić się myślami z bratem, który mógł mieć rację. Dziewczynka mogła zostać porwana wczoraj i była przetrzymywana w kamperze, który dopiero dzisiaj opuścił miejsce w specjalnej strefie. To świadczyłoby o pewności siebie porywacza, jak to że stał w miejscu, w którym były prowadzone rejestry obozowiczów. A może to jednak była głupota? – Pies wyczuwa zakopane w worku zwłoki. Dziewczynka w kamperze to pikuś dla ich nosów. – Stąd jej wielki szacunek do psiaków, bo miały zmysł jak mało kto. – Rzecz w tym.. nie.. to na pewno głupie.. – Pokiwała głową na boki, ale szybko złapała wzrok brata, którym wyraźnie prosił aby podzieliła się swymi spostrzeżeniami. – Nie jestem już taka pewna, czy została porwana wczoraj. – Co brzmiało dwojako, jakby ktoś przetrzymywał dziewczynkę blisko domu, a potem dopiero ją przeniósł albo.. w ogóle nie doszło do porwania. Tylko w takim razie skąd się wzięła linia zapachowa i gdzie była Mary Beth?
Nie. Eve wątpiła w tę teorie. To szaleństwo.
Kucnęła i słuchając szeryfa pogłaskała Jello, która trzymała w pysku ulubioną zabawkę będącą również nagrodą za dobrą robotę. Wprawdzie nie znalazła celu, ale wskazała jeden z punktów, w którym mogła się znajdować dziewczynka, dlatego zasłużyła na zapłatę.
- Jadąc tu nie zauważyłam żadnych plakatów na słupach.
- Bo nie ma takiej potrzeby. To mała miejscowość. Wszyscy wiedzą co się stało.
- A co z przejezdnymi? Oni też mogli coś widzieć. – Ale nie dowiedzą się o zaginięciu, bo nie było żadnych plakatów obwieszających ów zdarzenie.
- Zapewniam panią, że panujemy nad sytuacją. Zresztą, rodzice dziewczynki nie mieli do tego głowy.
Jakim cudem rodzic nie miał głowy do zrobienia wszystkiego, żeby odnaleźć swoje dziecko? Eve wstała na równe nogi i znów wymieniła spojrzenia z bratem. Dobrze pamiętała każdy dzień od chwili zaginięcia Isabelli aż do odnalezienia jej ciała. Żadne z nich nie siedziało na dupach tylko robili wszystko co mogli. Eve razem z bratem chodzili po miasteczku i roznosili plakaty ze zdjęciem siostry, pytali każdego w kawiarni lub barze czy ją widzieli i chodzili po placach zabaw nękając dzieci (bo te też mogły być źródłem informacji). Robili wszystko aby odnaleźć Isabelle. Czy to możliwe, że ktoś naprawdę mógłby „nie mieć do tego głowy”?
- Szeryfie! – Młody policjant, cały podekscytowany, biegł w ich kierunku. – To Jimmy! Jimmy Paterson tu stał.
- Kurwa! Racja! – Szeryf podrapał się z tyłu głowy, jakby dopiero teraz zaczął analizować miejsce, które było stałym punktem pobytu niejakiego Patersona. – Gdzie on mógł się podziać?
- Właściciel terenu mówi, że pewnie pojechał umyć kamper. Jak co miesiąc.
Paxton raz jeszcze popatrzyła na Jeremy’ego. Czy oni naprawdę mówili o facecie, który najwyraźniej regularnie zatrzymywał się w tym samym miejscu i co miesiąc mył kampera? Serio mówili o kimś, kogo znali? I niby ten ktoś – znany przez wszystkich w małej miejscowości – zaryzykował porywając dziewczynkę?
- Ten kutafon od zawsze był podejrzany, ale nigdy nic na niego nie mieliśmy. Parszywiec oglądał się za kobietami i ślinił się jak Reksio na szynkę. Bywał w areszcie za małe przewinienia, ale żeby porwanie.. co temu draniowi skoczyło do głowy? – Szeryf z niedowierzaniem aż splunął na trawnik. W tym samym momencie Eve miała nadzieję, że Jeremy nie był jednym z tych typów, co plują pod siebie. – Mike, ściągnij chłopaków i go znajdźcie! – Rozkazał policjantowi na co ten jedynie kiwnął głową i pognał z powrotem do biura posesji. Radiowozy mieli daleko, więc szybciej będzie stąd zadzwonić na komisariat stawiając wszystkich na nogi.
- Czy ten cały Jimmy dużo podróżował? – dopytywała.
- Często znikał. Czasami z kamperem a czasami go zostawiał i sam wyjeżdżał.
- Pochodzi stąd?
- Prawdopodobnie. Ciężko powiedzieć. To jeden z tych typów, których jak widzisz to wiesz, że od zawsze tu byli. Rozumie pani?
Chyba tak. Albo nie. Nie, nie rozumiała. Jak szeryf mógł nie wiedzieć, czy jeden z jego mieszkańców urodził się właśnie tu?
- Lepiej wracajmy do aut. Pańscy ludzie dadzą znak, jeśli go znajdą?
- Oczywiście. – Kiwnął głową i ręką wskazał im kierunek. Nieco przyjemniejszą drogą od tej, którą przyszli.
Paxton nie wiedziała, jak miała się czuć. Powinna być podekscytowana, ale zachowała dystans z obawy, że to jednak nie to. Że to byłoby za łatwe tak po prostu złapać gościa, który był stałym bywalcem tych stron.
Czy ich[ porywacz naprawdę byłby aż tak głupi, żeby zabierać dziecko na swoim podwórku? Może nie wytrzymał? Może rządza okazała się silniejsza?
Nie. Eve wątpiła w tę teorie. To szaleństwo.
Kucnęła i słuchając szeryfa pogłaskała Jello, która trzymała w pysku ulubioną zabawkę będącą również nagrodą za dobrą robotę. Wprawdzie nie znalazła celu, ale wskazała jeden z punktów, w którym mogła się znajdować dziewczynka, dlatego zasłużyła na zapłatę.
- Jadąc tu nie zauważyłam żadnych plakatów na słupach.
- Bo nie ma takiej potrzeby. To mała miejscowość. Wszyscy wiedzą co się stało.
- A co z przejezdnymi? Oni też mogli coś widzieć. – Ale nie dowiedzą się o zaginięciu, bo nie było żadnych plakatów obwieszających ów zdarzenie.
- Zapewniam panią, że panujemy nad sytuacją. Zresztą, rodzice dziewczynki nie mieli do tego głowy.
Jakim cudem rodzic nie miał głowy do zrobienia wszystkiego, żeby odnaleźć swoje dziecko? Eve wstała na równe nogi i znów wymieniła spojrzenia z bratem. Dobrze pamiętała każdy dzień od chwili zaginięcia Isabelli aż do odnalezienia jej ciała. Żadne z nich nie siedziało na dupach tylko robili wszystko co mogli. Eve razem z bratem chodzili po miasteczku i roznosili plakaty ze zdjęciem siostry, pytali każdego w kawiarni lub barze czy ją widzieli i chodzili po placach zabaw nękając dzieci (bo te też mogły być źródłem informacji). Robili wszystko aby odnaleźć Isabelle. Czy to możliwe, że ktoś naprawdę mógłby „nie mieć do tego głowy”?
- Szeryfie! – Młody policjant, cały podekscytowany, biegł w ich kierunku. – To Jimmy! Jimmy Paterson tu stał.
- Kurwa! Racja! – Szeryf podrapał się z tyłu głowy, jakby dopiero teraz zaczął analizować miejsce, które było stałym punktem pobytu niejakiego Patersona. – Gdzie on mógł się podziać?
- Właściciel terenu mówi, że pewnie pojechał umyć kamper. Jak co miesiąc.
Paxton raz jeszcze popatrzyła na Jeremy’ego. Czy oni naprawdę mówili o facecie, który najwyraźniej regularnie zatrzymywał się w tym samym miejscu i co miesiąc mył kampera? Serio mówili o kimś, kogo znali? I niby ten ktoś – znany przez wszystkich w małej miejscowości – zaryzykował porywając dziewczynkę?
- Ten kutafon od zawsze był podejrzany, ale nigdy nic na niego nie mieliśmy. Parszywiec oglądał się za kobietami i ślinił się jak Reksio na szynkę. Bywał w areszcie za małe przewinienia, ale żeby porwanie.. co temu draniowi skoczyło do głowy? – Szeryf z niedowierzaniem aż splunął na trawnik. W tym samym momencie Eve miała nadzieję, że Jeremy nie był jednym z tych typów, co plują pod siebie. – Mike, ściągnij chłopaków i go znajdźcie! – Rozkazał policjantowi na co ten jedynie kiwnął głową i pognał z powrotem do biura posesji. Radiowozy mieli daleko, więc szybciej będzie stąd zadzwonić na komisariat stawiając wszystkich na nogi.
- Czy ten cały Jimmy dużo podróżował? – dopytywała.
- Często znikał. Czasami z kamperem a czasami go zostawiał i sam wyjeżdżał.
- Pochodzi stąd?
- Prawdopodobnie. Ciężko powiedzieć. To jeden z tych typów, których jak widzisz to wiesz, że od zawsze tu byli. Rozumie pani?
Chyba tak. Albo nie. Nie, nie rozumiała. Jak szeryf mógł nie wiedzieć, czy jeden z jego mieszkańców urodził się właśnie tu?
- Lepiej wracajmy do aut. Pańscy ludzie dadzą znak, jeśli go znajdą?
- Oczywiście. – Kiwnął głową i ręką wskazał im kierunek. Nieco przyjemniejszą drogą od tej, którą przyszli.
Paxton nie wiedziała, jak miała się czuć. Powinna być podekscytowana, ale zachowała dystans z obawy, że to jednak nie to. Że to byłoby za łatwe tak po prostu złapać gościa, który był stałym bywalcem tych stron.
Czy ich[ porywacz naprawdę byłby aż tak głupi, żeby zabierać dziecko na swoim podwórku? Może nie wytrzymał? Może rządza okazała się silniejsza?