Ja tu tylko sprzątam
: 01 gru 2023, 09:52
#1
Tyler nigdy nie czuł jakiejś wielkiej miłości do zwierząt, nigdy też nie czuł wielkiej potrzeby posiadania czy to psa, czy kota. Nie był hejterem, co to to nie, jakby jego żona sobie wymyśliła zwierzątko domowe, to na bank by się zgodził. Właściwie to lubił i pieski i kotki. Nie ciągnęło go też do medycyny, ograniczając się jedynie do podawania ibupromu czy innego gripexu, gdy Marnie się źle czuła. Krew może go niespecjalnie brzydziła, ale nie lubił jej. Na jego szczęście nie mdlał, bo swojej krwi to się w życiu naoglądał. A to wybity ząb, a to rozkwaszony nos. No miał chłop pecha w życiu.
Jednak do kliniki weterynaryjnej przychodził jeszcze w innej roli. Należała ona do jego przyrodniego brata, który był zawsze super gościem i wiedział, że jeśli tylko poprosi o pomoc młodszego braciaka, to otrzyma ją bez problemu. A Młody wiedział, ze jak coś, to może się do niego zgłosić z każdym problemem i kiedyś wspomniał, że kiepsko u niego z kasą, to dostał propozycje pomagania czasem w gabinecie, żeby zarobić parę dolców.
No a ktoś taki jak Tyler nie odmawiał. Ani pieniążkom, ani potrzebom innych osób! Nie ważne, że dużo pracował, że wychodząc rano z domu czasem wracał w okolicy zmierzchu, był młody, silny. Więc po swojej zmianie na hotelowym basenie (lubił tą robotę, serio. Woda i ludzie, połączenie idealne, zawsze mógł z kimś pogadać, a znajomi z kuchni go dokarmiali!), podjechał do kliniki, mając nadzieję, że pacjentów już nie będzie.
-No elo-powiedział do w miarę pustego lokalu, na tyle głośno, by Alex go dosłyszał. Rzucił swoją sportową torbę gdzieś na bok i zaczął się rozglądać, gdzie jego szef się schował przed nim. Był zmęczony, bo upał go wykończył, a dodatkowo ostatnio źle sypiał, ale tak w nowym małżeństwie bywa, hehe.
-Alex?-zapytał, nie widząc go nawet w jego gabinecie, wiec skorzystał z okazji i zajął wolne miejsce za biurkiem. Tak, to miesjce, które z reguły zajmował lekarz. Albo szef, ta ważniejsza osoba w każdym razie. Miejsce, którego często on nie zajmował, bo i kiedy. Poprawił zamknięty notes, ułożył wszystko ładnie, oparł się wygodnie i zaplótł palce na piersiach. Tak, to można żyć!
No, ale mając niezdiagnozowane ADHD, długo w takiej pozycji nie wytrzymał. Powstrzymał się przed tym, aby położyć nogi na blacie, ale oparł łokieć o blat, a brodę dłoni, drugą ręką wybijając rytm jakiejś piosenki, która siedziała mu w głowie. I się zamyślił. Wybudził go z letargu głośny hałas, dochodzący niemal z tego samego pomieszczenia, więc prawie podskoczył na swoich czterech literach tak, jak koty na tiktokach.
Alexander Wheeler
Tyler nigdy nie czuł jakiejś wielkiej miłości do zwierząt, nigdy też nie czuł wielkiej potrzeby posiadania czy to psa, czy kota. Nie był hejterem, co to to nie, jakby jego żona sobie wymyśliła zwierzątko domowe, to na bank by się zgodził. Właściwie to lubił i pieski i kotki. Nie ciągnęło go też do medycyny, ograniczając się jedynie do podawania ibupromu czy innego gripexu, gdy Marnie się źle czuła. Krew może go niespecjalnie brzydziła, ale nie lubił jej. Na jego szczęście nie mdlał, bo swojej krwi to się w życiu naoglądał. A to wybity ząb, a to rozkwaszony nos. No miał chłop pecha w życiu.
Jednak do kliniki weterynaryjnej przychodził jeszcze w innej roli. Należała ona do jego przyrodniego brata, który był zawsze super gościem i wiedział, że jeśli tylko poprosi o pomoc młodszego braciaka, to otrzyma ją bez problemu. A Młody wiedział, ze jak coś, to może się do niego zgłosić z każdym problemem i kiedyś wspomniał, że kiepsko u niego z kasą, to dostał propozycje pomagania czasem w gabinecie, żeby zarobić parę dolców.
No a ktoś taki jak Tyler nie odmawiał. Ani pieniążkom, ani potrzebom innych osób! Nie ważne, że dużo pracował, że wychodząc rano z domu czasem wracał w okolicy zmierzchu, był młody, silny. Więc po swojej zmianie na hotelowym basenie (lubił tą robotę, serio. Woda i ludzie, połączenie idealne, zawsze mógł z kimś pogadać, a znajomi z kuchni go dokarmiali!), podjechał do kliniki, mając nadzieję, że pacjentów już nie będzie.
-No elo-powiedział do w miarę pustego lokalu, na tyle głośno, by Alex go dosłyszał. Rzucił swoją sportową torbę gdzieś na bok i zaczął się rozglądać, gdzie jego szef się schował przed nim. Był zmęczony, bo upał go wykończył, a dodatkowo ostatnio źle sypiał, ale tak w nowym małżeństwie bywa, hehe.
-Alex?-zapytał, nie widząc go nawet w jego gabinecie, wiec skorzystał z okazji i zajął wolne miejsce za biurkiem. Tak, to miesjce, które z reguły zajmował lekarz. Albo szef, ta ważniejsza osoba w każdym razie. Miejsce, którego często on nie zajmował, bo i kiedy. Poprawił zamknięty notes, ułożył wszystko ładnie, oparł się wygodnie i zaplótł palce na piersiach. Tak, to można żyć!
No, ale mając niezdiagnozowane ADHD, długo w takiej pozycji nie wytrzymał. Powstrzymał się przed tym, aby położyć nogi na blacie, ale oparł łokieć o blat, a brodę dłoni, drugą ręką wybijając rytm jakiejś piosenki, która siedziała mu w głowie. I się zamyślił. Wybudził go z letargu głośny hałas, dochodzący niemal z tego samego pomieszczenia, więc prawie podskoczył na swoich czterech literach tak, jak koty na tiktokach.
Alexander Wheeler