: 13 sie 2021, 23:24
Oczywiście, że najchętniej by stąd uciekła, nie oglądając się za siebie, wierząc, że samo się to wszystko później rozwiąże, a ona nie musi się starać. Tylko, że dorosłe życie tak nie działało, a już na pewno nie wtedy, gdy z kimś się je dzieliło. Lisa nadal niewiele wiedziała o związkach, ale powoli docierało do niej, że faktycznie nie ma już czegoś takiego, jak problemy, które od początku do końca należą do niej. Wolałaby jednak gdyby to, co działo się w jej życiu nie wpływało na Remigiusa w taki sposób. Jego zdenerwowanie na Westbrook działało paraliżująco, aż nogi całe jej się trzęsły, a przecież nadal chciała iść w zaparte, tłumacząc się tym, że Soriente wyraźnie przesadza.
- Martwię się o ciebie po prostu - powiedziała niezbyt głośno i z niemałym trudem. Wiedziała jednak, że mimo wielkiej ochoty na to, by milczeć, powinna uczestniczyć w tej rozmowie. Inna sprawa, że widząc, jak sięgał po alkohol, już miała coraz to większą gulę w gardle. Pił przez nią. Nie chciała tego, naprawdę nie chciała sprawiać innym problemów, a bezustannie to robiła. Nic dobrego z relacji z nią nigdy nie wynikało, bo właśnie taka była... zbyt dramatyczna, a za rzadko normalna. Popadała w skrajności, wykańczając wszystkich na swojej drodze. Słuchała jego słów i znów w jej głowie pojawił się prosty komunikat, by wzięła nogi za pas i uciekła, ale przy tym część jej doskonale wiedziała, że nie ma prawa tego zrobić. Patrzyła więc na jego plecy, walcząc ze sobą, by się nie załamać, chociaż z przerażenia już czuła szczypanie pod powiekami. Na myśl o terapeucie wstrzymała oddech i może dobrze, bo inaczej krzyknęłaby, że nigdzie nie pojedzie, a awantura... chyba nie powinna teraz sobie na nią pozwalać. Nie w chwili, w której sam Remy był podenerwowany. Nie przeforsowałaby go w emocjonalnej dyskusji, bo rozmowy nie były jej mocną stroną, w słowach mężczyzna był o wiele bieglejszy. Niepewnie zbliżyła się do niego, powstrzymując lęki, które dochodziły raz po raz do głosu. Zsunęła czapkę z głowy, by ta jej nie wadziła i zatrzymała się za nim, obejmując go łapczywie ramionami w pasie. Czoło oparła o jego plecy, z mocą zaciskając dłonie w uścisku dookoła jego ciała - jakby się bała, że ją odtrąci, a przecież tego obawiała się najbardziej.
- Wiesz, że nie pójdę do terapeuty - zaczęła do tego, ale nie potrafiła powiedzieć zbyt głośno tych słów. Nogi jej się trzęsły, jak liście osiki i nie wiedziała, czy może z zimna, bo pod bluzą miała mokry strój, czy raczej bardziej z przerażenia. Nie chciała jednak na tych słowach się zatrzymywać. - To nie do końca tak... po prostu są teraz zawody, ale to nic takiego, Remy... to nic wielkiego, proszę, uwierz mi po prostu - przycisnęła czoło jeszcze mocniej do jego skóry, a jej wątłe ramiona zaczęły oplotły go nieco szczelniej. Nie chciała być oskarżana o posiadanie żadnych problemów. On po prostu nie rozumiał. - Też sobie dodajesz, bo jestem... takiej innej budowy, niż ty na przykład - nawet udało jej się zaśmiać! Była dobrą aktorką, ale nie zmieniało to faktu, że naprawdę bała się tego, co ma nastąpić. - Wiem, że się martwisz, ale nie masz powodu, przecież mnie znasz, jestem tutaj i nic złego się nie dzieje - westchnęła cichutko, po czym uniosła nieco głowę, alby musnąć ustami jego plecy. - No już... nie denerwuj się... proszę - o niczym tak nie marzyła, jak właśnie o tym, by się nie denerwował. Nie lubiła go w takim wydaniu, dlatego złożyła jeszcze kilka drobnych pocałunków na jego skórze, jakby te miały jakoś jej pomóc uporać się z tą niełatwą sytuacją.
remigius soriente
- Martwię się o ciebie po prostu - powiedziała niezbyt głośno i z niemałym trudem. Wiedziała jednak, że mimo wielkiej ochoty na to, by milczeć, powinna uczestniczyć w tej rozmowie. Inna sprawa, że widząc, jak sięgał po alkohol, już miała coraz to większą gulę w gardle. Pił przez nią. Nie chciała tego, naprawdę nie chciała sprawiać innym problemów, a bezustannie to robiła. Nic dobrego z relacji z nią nigdy nie wynikało, bo właśnie taka była... zbyt dramatyczna, a za rzadko normalna. Popadała w skrajności, wykańczając wszystkich na swojej drodze. Słuchała jego słów i znów w jej głowie pojawił się prosty komunikat, by wzięła nogi za pas i uciekła, ale przy tym część jej doskonale wiedziała, że nie ma prawa tego zrobić. Patrzyła więc na jego plecy, walcząc ze sobą, by się nie załamać, chociaż z przerażenia już czuła szczypanie pod powiekami. Na myśl o terapeucie wstrzymała oddech i może dobrze, bo inaczej krzyknęłaby, że nigdzie nie pojedzie, a awantura... chyba nie powinna teraz sobie na nią pozwalać. Nie w chwili, w której sam Remy był podenerwowany. Nie przeforsowałaby go w emocjonalnej dyskusji, bo rozmowy nie były jej mocną stroną, w słowach mężczyzna był o wiele bieglejszy. Niepewnie zbliżyła się do niego, powstrzymując lęki, które dochodziły raz po raz do głosu. Zsunęła czapkę z głowy, by ta jej nie wadziła i zatrzymała się za nim, obejmując go łapczywie ramionami w pasie. Czoło oparła o jego plecy, z mocą zaciskając dłonie w uścisku dookoła jego ciała - jakby się bała, że ją odtrąci, a przecież tego obawiała się najbardziej.
- Wiesz, że nie pójdę do terapeuty - zaczęła do tego, ale nie potrafiła powiedzieć zbyt głośno tych słów. Nogi jej się trzęsły, jak liście osiki i nie wiedziała, czy może z zimna, bo pod bluzą miała mokry strój, czy raczej bardziej z przerażenia. Nie chciała jednak na tych słowach się zatrzymywać. - To nie do końca tak... po prostu są teraz zawody, ale to nic takiego, Remy... to nic wielkiego, proszę, uwierz mi po prostu - przycisnęła czoło jeszcze mocniej do jego skóry, a jej wątłe ramiona zaczęły oplotły go nieco szczelniej. Nie chciała być oskarżana o posiadanie żadnych problemów. On po prostu nie rozumiał. - Też sobie dodajesz, bo jestem... takiej innej budowy, niż ty na przykład - nawet udało jej się zaśmiać! Była dobrą aktorką, ale nie zmieniało to faktu, że naprawdę bała się tego, co ma nastąpić. - Wiem, że się martwisz, ale nie masz powodu, przecież mnie znasz, jestem tutaj i nic złego się nie dzieje - westchnęła cichutko, po czym uniosła nieco głowę, alby musnąć ustami jego plecy. - No już... nie denerwuj się... proszę - o niczym tak nie marzyła, jak właśnie o tym, by się nie denerwował. Nie lubiła go w takim wydaniu, dlatego złożyła jeszcze kilka drobnych pocałunków na jego skórze, jakby te miały jakoś jej pomóc uporać się z tą niełatwą sytuacją.
remigius soriente