: 06 gru 2023, 17:02
Wyobrażał sobie ten moment od wielu lat. Jak by to było - usłyszeć od kogoś te słowa. W głowie budował całą masę scenariuszy, podstawiając w nie tylko różne twarze. Kreślił delikatnie wszystkie możliwe scenerie, modyfikował te słowa pod kontekst, zmieniał kolejność, w jakiej były wypowiadane. Wszystkie jego miłości - małe i duże - zestawione obok siebie, trzymające się pod ramię i podmieniające tylko ustami w wypowiadaniu tych kilku słów, regularnie torpedowały mu umysł i sny. Przerobił te wszystkie scenariusze już tyle razy, że właściwie ugruntowały się w nim dwa przekonania: po pierwsze, żaden z nich z pewnością się nie ziści, skoro było ku temu tyle okazji, a on wciąż czekał i po drugie, gdyby jednak okazało się inaczej, tyle razy przeżywał już we własnej wyobraźni uniesienia wywołane tymi słowami, że z pewnością znieczulił się już na to wyznanie i jeśli kiedykolwiek go dosięgnie, to nie będzie już tak bardzo magiczne, jak w jego głowie.
Okazało się, że się mylił. Krótka chwila, serce bijące tak szybko - a potem uśmiech Saula, któremu pozwolił się pocałować i przytulić. Do ostatniej chwili nie wiedział czy to dobrze, że wymówił te słowa. Nie miał pojęcia czy reakcja Monroe’a: ten uśmiech, ten pocałunek, to objęcie, miały za zadanie zwyczajnie zamknąć mu usta, żeby zapomnieli najlepiej obaj o tym, co powiedział, czy wręcz przeciwnie - utwierdzić go w przekonaniu, że warto było, że to było dobre, że Saul na to właśnie czekał. Te chwile oczekiwania - niczym na werdykt - wypełnione były niepokojem całego ciała, które poddawał teraz jego dotykowi i układał posłusznie na materacu, odwzajemniając to przytulenie. Być może to było idiotyczne, że do ostatniej sekundy naprawdę nie wiedział; później uzna, że to przecież od początku było oczywiste. Dałoby się to spokojnie wyczytać z tego śmiechu, z pocałunku, z mocnego objęcia. A jednak, dopiero kiedy Monroe faktycznie wyartykułował wprost do jego ucha te kilka słów, do Klausa w pełni to dotarło.
Poczuł, jak nagle zrobiło mu się ciepło, bardzo ciepło. Ciepłota ta promieniowała od klatki piersiowej w inne rejony ciała, była miękka i ekscytująca, i na krótki moment Werner zachłysnął się nią tak bardzo, że zapomniał zupełnie się odezwać. Trwał tak tylko, wciąż ciasno w niego wtulony, wciąż oszołomiony lekko i potrafił myśleć tylko o tym, że to było o tyle lepsze niż w jego wyobrażeniach. I nagle dotarło do niego, że wcale nie musiał już niczego sobie wyobrażać. Mógł tylko wracać wspomnieniami do tego wieczoru w zimnym Monachium, gdzie w jego własnych pierzynach Saul Monroe wyznawał mu właśnie miłość, a on sam zapominał w ułamku sekundy o problemach ze swoim ojcem, o niewygodnej prawdzie o matce, którą musiał wyznać, o tym, że czekało ich jeszcze tyle niewygodnych rozmów - bo w tym momencie zdawać się liczyło tylko to, że mógł być teraz w jego objęciach i odtwarzać w kółko w głowie te słowa, aż do znudzenia, i szukać wzrokiem jego spojrzenia, żeby upewnić się, że w jego oczach odnajdzie jedynie uczucie i szczerość.
- Naprawdę? - spytał ostrożnie, kiedy usłyszał o spędzaniu razem życia. Wydawało mu się to czymś bardzo odważnym do powiedzenia. On chyba by się nie ośmielił. Ale to może dlatego, że doskonale wiedział, że miał jeszcze sporo za uszami i bał się cholernie, że to wszystko w każdej chwili mogło Saula odstraszyć. I jasne, spodziewał się też, że Monroe nie zdążył jeszcze powiedzieć mu wszystkiego o sobie, ale uważał, że jego uczucie było zupełnie niepodważalne: tonął w nim bezbrzeżnie i nie sądził, że kiedykolwiek byłby w stanie się z niego otrząsnąć. Tak jak zawsze to miało miejsce - Klaus Amadeus Werner zakochał się głęboko i oszołamiająco, w taki sposób, który utrudniał swobodne oddychanie.
Saul Monroe
Okazało się, że się mylił. Krótka chwila, serce bijące tak szybko - a potem uśmiech Saula, któremu pozwolił się pocałować i przytulić. Do ostatniej chwili nie wiedział czy to dobrze, że wymówił te słowa. Nie miał pojęcia czy reakcja Monroe’a: ten uśmiech, ten pocałunek, to objęcie, miały za zadanie zwyczajnie zamknąć mu usta, żeby zapomnieli najlepiej obaj o tym, co powiedział, czy wręcz przeciwnie - utwierdzić go w przekonaniu, że warto było, że to było dobre, że Saul na to właśnie czekał. Te chwile oczekiwania - niczym na werdykt - wypełnione były niepokojem całego ciała, które poddawał teraz jego dotykowi i układał posłusznie na materacu, odwzajemniając to przytulenie. Być może to było idiotyczne, że do ostatniej sekundy naprawdę nie wiedział; później uzna, że to przecież od początku było oczywiste. Dałoby się to spokojnie wyczytać z tego śmiechu, z pocałunku, z mocnego objęcia. A jednak, dopiero kiedy Monroe faktycznie wyartykułował wprost do jego ucha te kilka słów, do Klausa w pełni to dotarło.
Poczuł, jak nagle zrobiło mu się ciepło, bardzo ciepło. Ciepłota ta promieniowała od klatki piersiowej w inne rejony ciała, była miękka i ekscytująca, i na krótki moment Werner zachłysnął się nią tak bardzo, że zapomniał zupełnie się odezwać. Trwał tak tylko, wciąż ciasno w niego wtulony, wciąż oszołomiony lekko i potrafił myśleć tylko o tym, że to było o tyle lepsze niż w jego wyobrażeniach. I nagle dotarło do niego, że wcale nie musiał już niczego sobie wyobrażać. Mógł tylko wracać wspomnieniami do tego wieczoru w zimnym Monachium, gdzie w jego własnych pierzynach Saul Monroe wyznawał mu właśnie miłość, a on sam zapominał w ułamku sekundy o problemach ze swoim ojcem, o niewygodnej prawdzie o matce, którą musiał wyznać, o tym, że czekało ich jeszcze tyle niewygodnych rozmów - bo w tym momencie zdawać się liczyło tylko to, że mógł być teraz w jego objęciach i odtwarzać w kółko w głowie te słowa, aż do znudzenia, i szukać wzrokiem jego spojrzenia, żeby upewnić się, że w jego oczach odnajdzie jedynie uczucie i szczerość.
- Naprawdę? - spytał ostrożnie, kiedy usłyszał o spędzaniu razem życia. Wydawało mu się to czymś bardzo odważnym do powiedzenia. On chyba by się nie ośmielił. Ale to może dlatego, że doskonale wiedział, że miał jeszcze sporo za uszami i bał się cholernie, że to wszystko w każdej chwili mogło Saula odstraszyć. I jasne, spodziewał się też, że Monroe nie zdążył jeszcze powiedzieć mu wszystkiego o sobie, ale uważał, że jego uczucie było zupełnie niepodważalne: tonął w nim bezbrzeżnie i nie sądził, że kiedykolwiek byłby w stanie się z niego otrząsnąć. Tak jak zawsze to miało miejsce - Klaus Amadeus Werner zakochał się głęboko i oszołamiająco, w taki sposób, który utrudniał swobodne oddychanie.
Saul Monroe