Pokręcił lekko głową w odpowiedzi, ale nie odezwał się, żeby doprecyzować, co dokładnie ma na myśli - że nie wie? Nie wygląda? A może po prostu, że nie robi mu to wcale dużej różnicy? (Jeśli to ostatnie, równie dobrze mógłby po prostu potwierdzić słowa Salmy, bo gdyby na co dzień faktycznie odczuwał
brak, nie mógłby teraz twierdzić, że to bez znaczenia).
- Pytasz, czy się ogarnąłem? - upewnił się z lekkim rozbawieniem i zaraz potrząsnął głową.
- Nie, ani trochę, wciąż zachowuję się głupio - czy powrót do Lorne Bay zaliczał się do tych głupich decyzji, jakie podejmował? Sam jeszcze nie wiedział tego do końca.
- Jesteś za stara, żebym cię leczył - odparł natychmiast, po czym posłał Salmie dość wymowne spojrzenie, jakby chciał jej przekazać, że to ona zaczęła, więc nie czuje się winny, że powiedział to na głos. W tej kwestii zawsze stawiał granicę bardzo jasno: nienawidził udzielać porad medycznych komukolwiek znajomemu. Może wciąż się nie wyleczył z poczucia, że udało mu się wszystkich skutecznie nabrać, może nie chciał mieszać życia prywatnego z zawodowym, a może była to zwykła arogancja - był przecież kardiochirurgiem, nie po to tyle się szkolił, żeby teraz leczyć katar jak zwyczajny internista w przychodni na końcu świata.
- A kto przyniesie ci w tej dżungli morfinę? - wymownie uniósł brwi. Czy miał dokładnie przemyślane różne, mniej i bardziej pragmatyczne aspekty umierania?
Być może. Ale kiedy jego psychiatra pytał, czy Leander ma myśli samobójcze, zawsze zaprzeczał - obsesyjne myślenie o śmierci nie oznacza jeszcze, że chcesz umrzeć. Chyba.
Nabrał powietrza w płuca, gotów przystąpić do objaśniania Salmie świata - może nie jak mężczyzna, ale jak ktoś, kto pracuje w szpitalu i
wie, że jest różnica, czy umierasz w wygodnej sali szpitalnej, gdzie dostaniesz leki, żeby się niepotrzebnie nie męczyć i gdzie ktoś potrzyma cię za rękę pod sam koniec, czy zapomniany przez wszystkich zadławisz się własnymi rzygami w obcej łazience. Ale może Leander faktycznie
dojrzewał nie tylko fizycznie - bo choć jakaś jego część chciała, by Salma rozumiała to rozróżnienie (a przede wszystkim: rozumiała, dlaczego to takie ważne dla niego), to równocześnie wcale nie chciał jej teraz straszyć ani zmuszać do myślenia o tym: zwłaszcza nie w taki sam sposób, w jaki patrzył na to Leander. Dlatego z cichym świstem wypuścił powietrze z płuc i skinął głową.
- Masz rację, może być ci wszystko jedno - skłamał. Nie wierzył w to ani trochę, ale może poszczęści jej się na tyle, by wpaść pod rozpędzony pociąg albo zginąć w wybuchu, gdy ktoś podrzuci bombę na dworzec? Wtedy niewiele poczuje i wszystko szybko się skończy, nie zdążyłaby nawet pożałować, że nie jest w szpitalu. (Mówiłam, że Leander często o tym myślał).
- Czemu musisz do tego przywyknąć? - spytał, odwracając się w jej stronę. On nigdy nie myślał o tym w ten sposób: mimo że nie zasługiwał na żaden order i zwykle nie był nawet przyzwoitym rodzicem, nie mówiąc już o
dobrym, samo to, że ma dziecko, wydawało mu się równie zwyczajne i nierozerwalnie z nim związane jak to, że jest lekarzem. (I nie jak to, że jest alkoholikiem, chociaż to drugie w ostatnich latach wywarło większy wpływ).
Westchnął - trochę ciężko, jakby chciał sobie narzeknąć na tych rezydentów-optymistów, a trochę jakby tym westchnięciem chciał się usprawiedliwić.
- Niewiele - przyznał i uśmiechnął się lekko, chyba trochę skrępowany tym, że w ogóle powiedział o tym Salmie.
- Nie sypiam z nimi, jeśli o to pytasz - wydawało mu się, że właśnie do tego sprowadzałoby się to w medycznej dramie.
- Jeszcze - doprecyzował i mocno zmarszczył czoło, gdy dotarło do niego, że może wcale nie powinien tego doprecyzowywać.
- Nie chcę kombuchy, wolę narzekać, że nie mam czego pić - przynajmniej nie okłamywał ani jej, ani siebie. Jeszcze by mu posmakowała, jego problem by się rozwiązał i dopiero byłby przypał. Przechylił głowę, by przytulić policzek do dłoni Salmy i powiedział:
- Powiem ci, jak zapiję - zapewnił niemal pogodnie. Szkoda, że usunął Facebooka, wtedy mógłby po prostu aktualizować sobie status i wszyscy zainteresowani byliby na bieżąco.
Mimowolnie uniósł brwi, słysząc “dziewucha z siłki”, ale nie spytał jej o to.
- Co robicie na tych przyjęciach? - grają w planszówki? Robią kombuchę? To ważne pytanie. Wyprostował się na ławce i spojrzał na Salmę.
- Wędkowanie?
salma l. hemmings