Uniósł lekko brwi, wyraźnie zaciekawiony tym, co chciała mu takiego powiedzieć, a gdy przyznała mu się do tego
sekretu, uśmiech pojawił się na jego twarzy. —
I dla psów też. I suszoną skórkę kangurów można im podawać jako gryzak — przyznał, bo dokładnie tak było. Pieski też kochały czasami obrzydliwe rzeczy. Albo właściwie bardzo często, więc jadły koniki, kangury i inne takie stworzenia, z których większość ludzi mięsa nie jadło jednak. Chociaż przecież w Australii też jadało się steki z kangura. No trochę szaleństwo, że zjadali jakiś tam swój symbol, ale ludzie miewali różne pomysły jednak i trudno tutaj szukać rozsądku i logiki.
—
Chyba nie mam aż tak silnych opinii na temat fauny Australijskiej — przyznał z lekkim rozbawieniem, jednak nie oceniał. Każdy miał swoje własne uprzedzenia i rzeczy, które go wzdrygały, on zapewne też. —
Pewnie dlatego, że mnie tu nie było i jeszcze sobie nie przypomniałem o tych wszystkich obrzydliwych gatunkach — to mogło być prawdą. Być może za jakiś czas poczuje, że cała ta Australia jest dla niego paskudna nie tylko przez brak najważniejszej dla niego osoby na miejscu, ale też przez milion czynników, o których zdążył zapomnieć i idealizował rodzinne miejsce w głowie, jakby miało pomóc mu poukładać wszystko od nowa. Naiwne i głupie, a niby nie był już wcale taki młody i powinien się trochę nauczyć życia.
—
Słyszałem, że pisanie, czytanie i liczenie rzeczywiście zaliczają się do przydatnych w życiu umiejętności — przyznał, uśmiechając się lekko z rozbawieniem. —
Podziwiam, bo brzmi to jak zawód, do którego nie miałby żadnej cierpliwości. Musiałem bardzo nad sobą pracować, aby poradzić sobie przez rok z jednym stażystą, a co dopiero przez kilka lat z całą klasą dzieciaków, a potem następną — było to niby ton głosu miał lekko żartobliwy, ale nie kłamał: było to dla niego ogromne wyzwanie. Nigdy nie czuł się specjalnie dobry w kontakty z dziećmi i chyba dość szybko porzucił swoje plany o tym, aby zakładać rodzinę. Nie miał ani cierpliwości, ani też chęci rezygnować ze swoich nawyków, przyzwyczajeń czy czasu spędzonego z żoną na rzecz opieki nad takim małym stworzeniem, które najpierw głównie się drze, chce jeść, śpi i robi kupę, potem jest atencyjne bardziej niż hodowla borderów, a potem ma o wszystko pretensje, jakby mu się życie zepsuło, chociaż robiło się wszystko, aby je mu poprawić. Najgorzej.
—
Tutaj takie ryzyko jest mniejsze, to fakt. Poza tym nie wygląda, jakby był nieszczęśliwy — nie był co prawda jakimś psim behawiorystą czy innym psychologiem, ale no jednak nie trudno zauważyć, że pies wyglądał na całkiem zadowolonego ze swojego życia. —
W dużych miastach nie, ale w Sydney też raczej mniejsze ryzyko, że spotkać krokodyla na spacerze — zauważył. —
Ale Anglia też ma sporo terenów podmiejskich i wiejskich, gdzie dzikie zwierzęta coraz bardziej się zapędzają do niezbyt miłego kontaktu z człowiekiem — co wiązało się z tym, że ludzie byli zbyt ekspansywni i zabierali zwierzętom miejsce do życia, ale to już wchodziło na zbyt światopoglądowe tematy. I tak naprawdę nie mam pojęcia, jakie dokładnie gatunki zwierząt są w Anglii tymi dzikimi i niebezpiecznymi . Może wilki i dziki jak w Polsce.
—
Czy Avril ma wystarczająco smutne piosenki do Londyńskiej pogody? — nie miał pojęcia, jemu się zawsze kojarzyła raczej z buntowniczką, ale widywał ją w sumie tylko na plakatach czy kładce płyty podczas zakupów, bo jednak był trochę za stary, żeby się załapać na szczyt jej popularności.
—
Czy powinienem się przyznawać teraz, że nigdy nie widziałem Bridget Jones, czy obniży to moją wiarygodność? — zażartował. Ale stety lub nie, naprawdę nie widział. —
Głównie w ramach pracy i wakacji trochę pozwiedzałem Europę, ale nigdzie nie byłem jakoś dłużej — przyznał. —
Ciągnie Cię do ucieczki z tego przeklętego, pełnego pająków kraju? — zapytał luźno, żeby odkryć z czego wynika jej zainteresowanie.
Ellasandra Hamila