: 28 gru 2023, 19:12
Zawsze uważał, że pisarze to gatunek ludzi, którzy mają problem z empatią. Gdyby było inaczej płakałby nad każdym przeprowadzonym dotąd researchem i nie ruszyłby do przodu z żadną książką. Tragedii na świecie było bez liku i nie miał na myśli nawet swoich przeżyć, choć były całkiem pokręcone. Spotykał się z rzeczami gorszymi, bulwersującymi i tak smutnymi, że gdyby zatrzymał się nad nimi dłużej, pewnie nie wyszedłby z tego psychicznie zdrowy. Zapewne dlatego większość literatów tak chętnie zaglądała do butelki usiłując jakoś przetrawić informacje, których się nie dało przetrawić tak do końca na trzeźwo. W tym celu należało być robotem.
Nie dziwił się więc wcale Constance, która przecież była człowiekiem i jak zdążył już zauważyć, na tyle wrażliwym, by ta informacja niemal ją zabiła. Pożałował w tej chwili, że nie zabrał ze sobą Wertera i że zwyciężył w nim prawie ojciec, który nakazał Perthowi zabrać ICH psa do szczepienia. Pewnie zwierzak jakoś lepiej poprawiłby jej humor niż sam Chris, który potrafił jej jedynie nalać z butelki, zupełnie jakby alkohol był lekiem na wszystko.
W sumie jakby się urżnęła do nieprzytomności to faktycznie mogłaby zapomnieć o wszystkim i zasnąć na kanapie, ale podejrzewał, że to nie było satysfakcjonujące ją rozwiązanie. Zwłaszcza, że nim się obejrzał (a piła naprawdę szybko) podniosła się z gniewem i poczuł się jak najgorszy człowiek świata, bo najwyraźniej ją napoił alkoholem. Ktoś mu mówił, że trauma przybiera różne oblicza i teraz widząc ją w takim stanie mógł jedynie przytaknąć ze zrozumieniem, a i tak nie było to wcale oczekiwane zachowanie przez nią.
Od jej wyrzutów zaczęło się jemu kręcić w głowie i mało brakowało, a sam by wrzasnął jak zranione zwierzę, bo do jasnej cholery, chciał jedynie jej pomóc. Nie jego wina, że nie znał innych metod radzenia sobie z problemami.
- Siadaj i się opamiętaj! To tylko wino! - poprosił i choć zabrzmiało to jak rozkaz, wcale tak bardzo nie podniósł głosu. Przecież to nie tak, że chciał ją nastraszyć. Wręcz przeciwnie, zrobiłby absolutnie wszystko, by przestała się bać i zrozumiała, że niezależnie od tego czy pójdzie tam trzeźwa czy pijana, wszystko jakoś się ułoży.
Kryzysy mają do siebie, że wreszcie zaczynają się układać, prawda?
Teraz już zdecydowanie plótł banialuki, ale jej zdenerwowanie udzieliło się także jemu, więc co on biedny miał poradzić.
- Do cholery, Cons, ona nie potrzebuje twojej pomocy. Ma tam lekarzy, swojego faceta. Pewnie jej nawet nie zobaczysz, więc przestań tak to wszystko roztrząsać i skup się na czymś innym. Na tym, by tam po prostu pojechać, o. Zawiozę cię - tłumaczył jej jak dziecku, którym w tym momencie właściwie była, ale przecież jej za to nie winił. Po tym wszystkim i on zachowałby się nieracjonalnie, więc czym była jej panika?
Westchnął więc i przewrócił swoimi pięknymi oczętami, gdy zaczęła go przepraszać, a jego prychnięcie musiało jednoznacznie wskazywać na to, że nie, nie trzeba było i niech najlepiej na ten temat się zamknie. Pewnie i to jeszcze miał jej powiedzieć wprost, ale zanim zdołał w ogóle otworzyć buzię i odpowiedzieć, żeby dała sobie spokój, tym razem ona wstała i wtuliła się w niego, a on już do reszty zamienił się w tego ogra, co tylko pomrukuje i to na dodatek bez ładu i składu.
Dużo jej dziś chciał powiedzieć, podpuszczony przez niezawodną Salmę, ale teraz już wiedział na pewno, że nici z tych wyznań i pozostaje mu jedynie objąć ją ramionami i dać jej tyle wsparcia, ile potrzebuje.
- Jak chcesz, możemy tu zostać. Do szpitala pojedziemy jutro - zdecydował i choć nie chciał jej tego wprost powiedzieć, podejrzewał, że biorąc pod uwagę obrażenia dziewczyny to dobry pomysł.
Nie chciał, by Cons zobaczyła najgorsze.
Nie dziwił się więc wcale Constance, która przecież była człowiekiem i jak zdążył już zauważyć, na tyle wrażliwym, by ta informacja niemal ją zabiła. Pożałował w tej chwili, że nie zabrał ze sobą Wertera i że zwyciężył w nim prawie ojciec, który nakazał Perthowi zabrać ICH psa do szczepienia. Pewnie zwierzak jakoś lepiej poprawiłby jej humor niż sam Chris, który potrafił jej jedynie nalać z butelki, zupełnie jakby alkohol był lekiem na wszystko.
W sumie jakby się urżnęła do nieprzytomności to faktycznie mogłaby zapomnieć o wszystkim i zasnąć na kanapie, ale podejrzewał, że to nie było satysfakcjonujące ją rozwiązanie. Zwłaszcza, że nim się obejrzał (a piła naprawdę szybko) podniosła się z gniewem i poczuł się jak najgorszy człowiek świata, bo najwyraźniej ją napoił alkoholem. Ktoś mu mówił, że trauma przybiera różne oblicza i teraz widząc ją w takim stanie mógł jedynie przytaknąć ze zrozumieniem, a i tak nie było to wcale oczekiwane zachowanie przez nią.
Od jej wyrzutów zaczęło się jemu kręcić w głowie i mało brakowało, a sam by wrzasnął jak zranione zwierzę, bo do jasnej cholery, chciał jedynie jej pomóc. Nie jego wina, że nie znał innych metod radzenia sobie z problemami.
- Siadaj i się opamiętaj! To tylko wino! - poprosił i choć zabrzmiało to jak rozkaz, wcale tak bardzo nie podniósł głosu. Przecież to nie tak, że chciał ją nastraszyć. Wręcz przeciwnie, zrobiłby absolutnie wszystko, by przestała się bać i zrozumiała, że niezależnie od tego czy pójdzie tam trzeźwa czy pijana, wszystko jakoś się ułoży.
Kryzysy mają do siebie, że wreszcie zaczynają się układać, prawda?
Teraz już zdecydowanie plótł banialuki, ale jej zdenerwowanie udzieliło się także jemu, więc co on biedny miał poradzić.
- Do cholery, Cons, ona nie potrzebuje twojej pomocy. Ma tam lekarzy, swojego faceta. Pewnie jej nawet nie zobaczysz, więc przestań tak to wszystko roztrząsać i skup się na czymś innym. Na tym, by tam po prostu pojechać, o. Zawiozę cię - tłumaczył jej jak dziecku, którym w tym momencie właściwie była, ale przecież jej za to nie winił. Po tym wszystkim i on zachowałby się nieracjonalnie, więc czym była jej panika?
Westchnął więc i przewrócił swoimi pięknymi oczętami, gdy zaczęła go przepraszać, a jego prychnięcie musiało jednoznacznie wskazywać na to, że nie, nie trzeba było i niech najlepiej na ten temat się zamknie. Pewnie i to jeszcze miał jej powiedzieć wprost, ale zanim zdołał w ogóle otworzyć buzię i odpowiedzieć, żeby dała sobie spokój, tym razem ona wstała i wtuliła się w niego, a on już do reszty zamienił się w tego ogra, co tylko pomrukuje i to na dodatek bez ładu i składu.
Dużo jej dziś chciał powiedzieć, podpuszczony przez niezawodną Salmę, ale teraz już wiedział na pewno, że nici z tych wyznań i pozostaje mu jedynie objąć ją ramionami i dać jej tyle wsparcia, ile potrzebuje.
- Jak chcesz, możemy tu zostać. Do szpitala pojedziemy jutro - zdecydował i choć nie chciał jej tego wprost powiedzieć, podejrzewał, że biorąc pod uwagę obrażenia dziewczyny to dobry pomysł.
Nie chciał, by Cons zobaczyła najgorsze.