Normalnie pewnie by się przestraszyła Nathaniela w takim wydaniu, ale teraz za bardzo była zaaferowana tym miejscem. Często czuła się w ten sposób, ale teraz, gdy o tym myślała, dotarło do niej, że od dawna to znajome uczucie jej nie nawiedzało. Kiedyś, gdy przechadzała się samotnie po lasach i innych terenach Lorne Bay, mogła zaglądać gdzie podpowiadała jej intuicja, ale odkąd był w jej życiu Hawthorne, sytuacja ta wyglądała inaczej. Może nawet zapomniała, jak to było, gdy coś w jej głowie wiecznie szeptało jej do ucha, tak jak teraz, ciągnąc ją w dół, pod drewnianą podłogę, wyłożoną próchniejącym materiałem. Nie zatrzymała się więc, gdy dawał jej wykład o tym, czego się bał, zamiast tego wciąż badała klapę w podłodze, czując wyjątkowy przypływ pewności siebie, który pozwalał jej posunąć się do szantażu, chociaż ona sama tak by tego nie nazwała.
- Wcale nie możesz dla mnie zrobić wszystkiego, Nathanielu... - zauważyła, marszcząc delikatnie nos, chociaż wyraźnie ulżyło jej, gdy zauważyła, że nie jest już taki wściekły, jak chwilę temu. Z drugiej strony nie mogła nadziwić się temu, jak on rozumuje. Żeby szantaż go uspokajał. Były dni, gdy sądziła, że niczym już jej nie zaskoczy, a potem uświadamiał jej w jakim błędzie żyła.
- Poza tym wcale nie oczekuję, że będziesz błąkał ze mną, chciałabym jedynie móc sama decydować, czy ja się będę błąkać - wyjaśniła mu nieco ciszej, jak ona to widzi. Może raczej rzuciła to pod nosem w sposób, przez który ciężko było uznać, czy mówi do niego, czy może jednak do siebie. Siłowała się więc z klapą, bo nie sądziła, że mogłaby w tej kwestii liczyć na jego pomoc, to też, gdy kazał jej się odsunąć, była doprawdy zdumiona.
- Proszę, nie mów tak, jakbym ciebie zmuszała do uczestnictwa w tym wszystkim. Doceniam twoje towarzystwo, ale nie zmuszam - przyznała zgodnie z prawdą, obserwując, jak wchodził do dziury. Sama zdecydowała się to zrobić zaraz po nim. Nie było po niej widać zdenerwowania, ale serce biło jej znacznie szybciej.
- Nie wiem, jak ci to wyjaśnić, ale czuję się tak, jakby ktoś na mnie tu czekał... nie w złym tego słowa znaczeniu. Jakby ktoś liczył na moją obecność, pełen nadziei - wyjaśniała, mówiąc te słowa trochę tak, jak wypowiadał słowa lunatyk - na pograniczu jawy i snu. Ruszyła przed siebie lekko, w ciemność rozświetlaną światłem z telefonu. Była tu pierwszy raz, a wiedziała dokąd iść. Jeszcze kawałek, smród był tutaj gorszy, już nie tylko pochodzący od wilgoci. Przeszła za jedną ściankę i zatrzymała się natychmiast. Nie krzyknęła, jedynie wypuściła powietrze z płuc.
- Ktoś tu zginął - wyszeptała, ale Nathaniel, który zatrzymał się po chwili obok sam już mógł to zauważyć, a dokładniej damskie ciało w składzie rozkładu, chociaż nie najgorzej zakonserwowane.
- To ona chciała, żebyśmy ją znaleźli - powiedziała wybitnie spokojnie, jak na widok, który mieli przed oczami. Była jednak w szoku, a wzrokiem pochłaniała coraz więcej - za dużo - szczegółów. Nie pierwszy raz stała twarzą w twarz ze śmiercią, ale takie sceny nie powinny nigdy stawać się nikomu obojętne.
Nathaniel Hawthorne