I could belong to the night
Ciężkie oddechy i szelest wygniecionych banknotów pospiesznie zbieranych ze sceny zanikały przykryte ciężkimi basami lejącej się z głośników muzyki. Moment tuż po spektaklu - gdy entuzjazm zebranego wkoło podwyższenia tłumu zaczynał wracać do stonowanych poziomów, błyskające światła chwilowo przygasały, a zaduch klubu stawał się odczuwalny na nagiej skórze - należał wyłącznie do Cecila. Pierwsze chwile przejrzystości umysłu od puszczenia wodzów i pozwolenia by rytm kierował jego ciałem bez odgórnej kontroli, wynurzenie się z powrotem na powierzchnię, by usłyszeć gwizdy i rzucane w swoim kierunku komplementy, zarówno te mniej jak i bardziej niecenzuralne. Możliwość omiecenia wzrokiem zlewających się w bezimienną masę twarzy, z brodą uniesioną wysoko jakby zbierał owacje po wystąpieniu na deskach teatru, a nie podrzędnego klubu nocnego. Te kilka sekund potrzebne na zebranie manatków ze sceny i zwolnienie jej dla następnego tancerza w pokręcony sposób dawało mu podobny poziom satysfakcji do chwili tuż po zastygnięciu w ostatniej pozycji układu baletowego. Gdy salę przejmowały oklaski, uronione łzy i bezgraniczny zachwyt nad estetyką ludzkiego ciała. Dreszcz emocji na widok niezaspokojonego głodu w oczach obcych ludzi był dokładnie tym czego chciał od życia, czego potrzebował by oddychać pełną piersią.
Nawet jeśli dla reszty społeczeństwa nie był w tej chwili wart więcej niż plik ściśniętych w pięści banknotów.
Usunął się w cień, łapiąc w locie zsuwające się z przedramienia ubrania, już całkowicie zbędne do końca zmiany, i skierował się okrężną drogą w stronę szatni. Wymijając klientelę prawie wpadł w niosącego tacę drinków kelnera, zarabiając sobie tym samym zduszone przekleństwo i karcące, acz niekoniecznie zaskoczone spojrzenie. Jak na praktycznie-ale-nie-do-końca-zawodowego tancerza nie posiadał szczególnie rozwiniętej koordynacji ruchowej w codziennych sytuacjach. Zahaczył po drodze o bar by doprosić się o butelkę wody i zniknął za drzwiami na zaplecze, gdzie niecierpliwie zaczął odkręcać ją zębami. W ten oto sposób stanął twarzą w twarz z młodszym tancerzem i w ramach przyjacielskiego powitania skinął do niego głową z zakrętką wciąż ściśniętą między zębami. Wypluł ją chwilę później, pozwalając by wylądowała na koszuli, którą dla wygody owinął sobie wkoło ręki.
- Brodacz z loży na lewo od baru sypie pięćdziesiątkami - przekazał informację Amo, spełniając swój obywatelski obowiązek tuż przed przyssaniem się do butelki. Nie zdawał sobie sprawy jak bardzo się odwodnił, chociaż cienka warstwa potu lepiąca się do całego jego ciała była dość jasnym wytłumaczeniem tego zjawiska. Przycisnąłby szefostwo o lepszą klimę, gdyby nie był absolutnie pewny, że pozwalanie im się gotować było celowym zagraniem. Przynajmniej ładnie świecili pod neonami. Przemaszerował do szafki ze swoim dobytkiem i bezceremonialnie wepchnął do środka trzymaną kupkę ubrań włącznie z już zapomnianą zakrętką od butelki, po czym opadł na wolną ławeczkę pod ścianą przecierając kark ręcznikiem.
Amo Di Fiore