Nie uważał, aby poznawanie się lepiej było konieczne. Oczywiście zgrany zespół lepiej pracował, ale jednak nie chodziło o to, aby sobie zaplatać warkocze i opowiadać życiowe historie czy wzruszające anegdotki z dzieciństwa. Albo coś w tym stylu. Nie każdy musiał chcieć się z każdym przyjaźnić, a Marcy czuł, że oni mają na to marny potencjał, nawet jakby się postarali. Jemu jednak na tym nie zależało, jej raczej też nie, więc po co marnować energię? Liczył po prostu, że w inne dni będzie nieco bardziej punktualna i że będzie wykonywać swoje obowiązki profesjonalnie, to w pracy się nie pozabijają i nawet nie będzie podnosił na nią głosu. Chyba. Czasami się mu to zdarzało, ale każdy, kto pracował w gastro, raczej był świadomy, że to ma czasami miejsce w trakcie wydawki. Żaden z niego Gordon Ramsey na szczęście i nikogo nie miał w zwyczaju gnębić (być może dlatego, że bycie po tamtej stronie odbiło się na nim stanowczo zbyt mocno), ale podniesienie głosu to trochę inna sprawa w tej nerwowej atmosferze czasami nie było innego wyjścia, żeby mieć pewność, że wszyscy usłyszeli. Poważne problemy zaczynały się wtedy, gdy ktoś słyszał, ale i tak nie miał zamiaru słuchać. Jak Lenny z petem rzuconym na kostkę brukową za lokalem.
—
Dokładnie — przytaknął, a na kolejne jej pytanie spojrzał na nią przelotnie, jednak nie skomentował tego w żaden sposób. Rozejrzał się, aby znaleźć odpowiednie zioło i pokazać jej liście. —
Jest podobny do liści selera korzeniowego — wyjaśnił, co w sumie miało sens, skoro był z tej samej rodziny roślin. Ale tego już nie dodał, bo nie było na to ani czasu, ani miejsca. I nie sądził też, aby ją to jakoś specjalnie interesowało. —
I ma umamiczny smak — to mogło okazać się istotne, gdyby okazało się, że ktoś przy stolikach też nie zna tego zioła. Poczekał, aż przejrzy sobie na spokojnie notatki, a potem je pozbierał, aby mieć wszystko uporządkowane. Zmarszczył lekko brwi, odprowadzając ją wzrokiem, nie do końca wiedząc, jak odebrać jej komentarz rzucony na odchodne. Ostatecznie jednak wzruszył ramionami, czując lekką ulgę, że nie musi dłużej prowadzić z nią dyskusji. Zamienił kilka słów ze swoim sous chefem i szefem od deserów, a potem trzeba było wystartować z pracą i rzeczywiście, nie było czasu na nic.
Była to mimo wszystko najmniejsza kolacja próbna, jaką kiedykolwiek przeprowadzał i była zorganizowana dla najbardziej
zwyczajnych ludzi, którzy raczej nie byli gwiazdami małego i dużego ekranu czy scen koncertowych, ani też nie rządzili tym gastronomicznym światem, będąc od lat na świeczniku i odgrywając rolę mentorów dla wielu podobnych do Marcy’ego. Nie sprawiało to jednak, że stresowało go to wszystko jakoś mniej. Szczególnie że dla wielu osób z ekipy było to pierwsze takie wydarzenie — wcześniej po prostu ustalali menu z właścicielem i wprowadzali zmiany na bieżąco. Zdarzyło się kilka drobnych potknięć, ale na szczęście nic, czego nie daliby rady naprawić i ostatecznie dania główne wyszły o czasie.
—
Świetnie — skomentował krótko, podnosząc na chwilę na nią wzrok, gdy porządkował swoje miejsce pracy, przygotowując je odpowiednio do kolejnej rundy. —
Trzy minuty przerwy i wracamy do pracy — rzucił jeszcze w kierunku reszty załogi, bardzo głośno i donośnie, głosem nieznoszącym sprzeciwu, bo jednak oczekiwał, że trzy minuty będą rzeczywiście trwały trzy minuty. —
Masz mi coś do powiedzenia? — spojrzał na nią, skoro i ona stała przed nim i patrzyła na niego wyczekująco. Jeśli chciała spędzić przerwę na gadaniu, to śmiało. —
Jeśli pojawiają się jakieś komentarze z sali, to możesz nam je meldować na bieżąco, zbierając nowe talerze możesz nadal mówić — zasugerował jej. Zabrzmiało to dość oschle i złośliwie, ale cóż. To był jego sposób wydawania poleceń i podawania sugestii. Przynajmniej dla niej, ale od samego początku nieco go irytowała, a teraz był i tak wystarczająco zdenerwowany. Fakt, że nic nie mówiła i nic nie wiedział też nie pomagał.
elena castellano