lady jesus
: 20 paź 2023, 19:36
trigger warning
zaburzenia odżywiania
002.
lady jesus
Welcome to my funeral, please take a seat
Right here lies the body of the bitch I used to be
Welcome to my funeral, please take a seat
Right here lies the body of the bitch I used to be
Nie wiedziała, czemu napisała do Happy’ego. Choć otrzymane od jakiegoś czasu, tajemnicze esemesy były niezłą wymówką do spotkania, wątpiła, żeby jej celem było uparte rozgrzebywanie ich tematu. Treść tych wiadomości normalnie by ją rozbawiła, ale teraz mało co doprowadzało ją do tego stanu. Przyjęła ich pojawienie się na wyświetlaczu swojego telefonu z tą samą, obojętną miną, z jaką podchodziła ostatnio do wszystkiego - do wszelkich prób podjęcia z nią rozmowy, oferowanych przez braci, do każdego gestu zainteresowania lub troski, które traktowała ozięble i z dozą pogardy, do szkolnej psycholożki, która nagle okazała się wielce zainteresowana jej stanem, nie rozumiejąc, że Viper nie miała ochoty na żadne durne pogawędki. Z kimkolwiek. O czymkolwiek. Przestała nawet zgłaszać się na biologii, w ciszy studiując po prostu materiał na przyszły miesiąc i ozdabiając stare notatki nowymi rysunkami. Nie miała siły na wysuwanie w stosunku do rówieśników żadnych uszczypliwości. Gromiła ich tylko spojrzeniem, jeśli któreś akurat weszło jej w drogę.
Od spotkania z Ludo jakiś czas wcześniej, jeszcze przed oficjalną przeprowadzką do Samuela, wydobyła z siebie raptem kilka słów - nawet nie pełnych zdań. Zazwyczaj były wulgarne lub trąciły tą wyżerającą ją do szpiku kości obojętnością. Złapała się na tym, że nie pamięta, jak dokładnie brzmi jej głos. Wiedziała jednak dobrze, że nie tak, jak by chciała - więc bardzo nad tym nie ubolewała. Choć otaczała się ciszą, we wnętrzu jej głowy aż kipiało od myśli - głównie złych, bo rezygnacyjnych, oceniających, krytycznych. Nie pamiętała też, kiedy ostatnio zjadła coś wartościowego, a nie tylko udawała przed rodzeństwem, kiedy już zwróciło na to uwagę; najczęściej rozcieńczała łyżkę mleka z połową miski wody i wrzucała do tego garść płatków (wystarczająco dużo, żeby pokryły całą powierzchnię), a potem siadała nad tym i nabierała w łyżkę tylko tę obrzydliwą mieszankę cieczy, dopóki jakiś Sammy czy inny Arthur nie odnotowali, że faktycznie je jakiś posiłek. Później wylewała to wszystko do kibla.
Podsumowując to wszystko - była słaba. Fizycznie, psychicznie i duchowo. Czuła się z tym paskudnie, bo przecież nienawidziła wszystkich objawów słabości, tłumiła je i zgniatała butem, udając, że wcale ich nie dostrzega i upewniając się, że otoczenie także nie było ich świadome. Być może liczyła na to, że spotkanie z Happym, z którym umówiła się przy jednym z rozpoznawalnych, starych, rodzinnych grobowców, odrobinę ją umocni. Że porozumie się z nim jakoś, że wessie w siebie trochę jego marazmu, a jemu odda odrobinę swojego i wymienią się jakoś w tej toksycznej symbiozie tym, czego oboje mieli pod dostatkiem.
Gdy dotarła na miejsce, chłopaka jeszcze nie było, co normalnie by ją sfrustrowało, ale teraz było jej wybitnie obojętne - jak wszystko. Stała więc po prostu i w półświetle cmentarnych latarni odczytywała nazwiska na grobie, obliczając, ile lat poszczególne osoby męczyły się na ziemskim padole. W większości przypadków niezbyt dużo. Sobie wróżyła podobną przyszłość.
Happy Bright