Hey, I know you
Nic tak nie uskrzydla człowieka jak miłość. Daisy od tygodni czuła się jakby wręcz się unosiła nad ziemią, a nie twardo po niej stąpała. Kursowała między pracą, domem, a Wrenem. Dziękowała wszelkim bóstwom za Maisie, ktora pomagała ogarnąć jej ten chaos zwany życiem. I dziękowała też Stasi i opiekunce za pomoc w opiece nad Beth. Z ich pomocą miała więcej czasu dla swojego chłopaka, a odkąd jej córka go poznała, to już w ogóle nie było większych problemów ze spotykaniem się. W końcu mogła go zapraszać do siebie, szczególnie że przebraniem Freda skradł jej serce. I Daisy również.
Tego dnia udało jej się wyrwać wcześniej z pracy. Beth była jeszcze w przedszkolu, więc miała trochę czasu dla siebie. Z racji tego, że Rhodes miał wpaść wieczorem postanowiła go zaskoczyć i zrobić kolację. Chociaż w ich przypadku, to ona go wiecznie dokarmiała, więc o jakimkolwiek zaskoczeniu ciężko mówić. Ale starała się i zamierzała dalej dawać z siebie wszystko. Dlatego zajechała na małe zakupy. Skoczyła jeszcze wcześniej po parę nowych ubrań dla Beth, bo mała rosła jak na drożdżach i w zastraszającym tempie wyrastała ze wszystkiego. Następnie udała się do sklepu spożywczego. Nie miała pojęcia co ugotować na wieczór, więc krążyła między alejkami oparta o wózek, który pomału pchała do przodu, a wzrokiem kursowała między półkami, a telefonem, gdzie szukała jakiś przepisów. Może jednak zamówi pizzę? Albo weźmie coś z restauracji?Kucharka z niej była kiepska, on pewnie lepiej gotuje. Dobrze, że wino już miała spakowane, to go upije i się nie zorientuje, że jedzenie jest do kitu. To był jej plan B, a może nawet i A.
Niestety Daisy wciąż nie patrzyła kompletnie na drogę przed sobą, popychała jedynie automatycznie wózek do przodu, aż nagle natrafiła na przeszkodę. To ją w miarę otrzeźwiło i dopiero wtedy podniosła wzrok znad telefonu i spojrzała na osobę naprzeciwko.
- Przepraszam panią bardzo, całkowicie się zagapiłam- przeprosiła grzecznie i zaczęła się pomału wycofywać, aby ominąć nieznajomą.
Blanche Fitzgerald