Addison od zawsze zazdrościła ludziom tego podejścia - co miało się stać, stało się. Blondynka tego nie potrafiła, właściwie z trudnością przychodziło kobiecie zamknięcie pewnych rozdziałów. Wracała do nich, trochę jak do ulubionej książki, czasem obsesyjnie, szukając winowajcy, który miałby wyjaśnić co poszło nie tak. Tak też było z małżeństwem jej i Kirby'ego. W końcu, według blondynki, oni byli naprawdę szczęśliwi. Nie umiała do końca zaakceptować faktu, że kiedy przyszły trudności, to im nie podołali wspólnie. Nie mówiła tego głośno, ale to oczywiste, zdrady Vanderberga oraz rozpad ich małżeństwa traktowała jako dość osobistą porażkę. Nie wystarczyła mu, kiedy potrzebował jej najbardziej. Zawiodła. Chyba najbardziej, jak tylko można... Tak to przynajmniej widziała, choć nie potrafiła nazwać, co konkretnie zrobiła nie tak. Za dużo troski? Może. Innym razem uważała, że może za mało angażowała się we wsparcie rehabilitacji i wszystkiego co się działo... Nie wiedziała, po dziś dzień nie wiedziała, ale nie uważała, że nie miała w tym swojego udziału. Oboje w końcu tworzyli ten związek. Tak więc dwie strony wkładały do niego różne rzeczy, te dobre i te złe. Te przyciągające, jak i odpychające. Problem polegał na tym, że Addie nie potrafiła ich nazwać, ani naprawić, ani już tym bardziej unikać w przyszłości, w innych znajomościach...
-
Do usług - skłoniła się z uśmiechem, nie zwracając uwagi na to, że nieco się zachwiała. Ważne, że wciąż trzymała pion. A sekret Vanderberga będzie u Callaghan bezpieczny i oboje już o tym wiedzą.
-
A dużo masz tych kamieni? - zapytała zanim Kirby oznajmił, że to tylko żart, bo ona przecież niczym ta głupiutka rybka połknęła haczyk. Teraz mogła jednak odetchnąć z ulgą, co też zrobiła, może zbyt widocznie. -
Łał, chyba kolekcja się powiększyła - mruknęła z uznaniem, kiedy dostrzegła w słabo oświetlonej dali szopę dającą schronienie drogocennym skarbom Kirby'ego. -
Myślę, że dziś niezbyt się nadaję, by poświęcić im właściwą uwagę. ale przyjde tu raz jeszcze, specjalnie dla nich - dodała, nieco się migając, nieco usprawiedliwiając. Wiedziała, przecież jak ważne są dla mężczyzny jego zdobycze, a ona nie chciała w żaden sposób lekceważyć jego pasji, ani jego osoby. Dziś przyszła tu z egoistycznych pobudek, oboje nie powinni tego ukrywać. Następnym razem pojawi się, by docenić zbiory byłego męża.
Wzruszyła ramionami w odpowiedzi na to, że miała zapomnieć. W sumie nic trudnego, jeśli Kirby przestanie kontynuować te dopytywania. Właściwie, to i na rękę Addie. Co do troski oraz zainteresowania -nie, nie było to dla blondynki normalne. Nie było też oczywiste, że wciąż mogła być dla niego ważna, bo nieco inaczej pojmowali klasyfikowanie kogoś jako bliskiego oraz ważnego... Dla Callaghan niewyobrażalne było w takich okolicznościach robić to, co zrobił Kirby. Rozum blondynki nie był więc w stanie pomieścić... tego, co według Kirby;ego było naturalne. Choć się starała, to nie umiała.
Nie potrafiła mu uwierzyć na słowo. Co to w ogóle miało znaczyć, że jest za dobra? Nie, to niczego nie tłumaczyło. Pokręciła głową, dodając do tego stanowcze: -
Nie, nie - bo nie było w blondynce ani odrobiny zgody na taki pogląd. -
Ja... nie wystarczam... i dobrze o tym wiesz - zagryzła wargę, spoglądając prosto w oczy Vanderberga, który poprzez kucnięcie przed nią wyrównał ich poziom. Nie zastanawiała się tego wieczoru, a właściwie nocy, za długo, po prostu spytała po raz pierwszy: -
Dlaczego mnie zdradziłeś? - nigdy wcześniej się na to nie zdobyła. Bała się odpowiedzi. Dziś, czuła, że musi wiedzieć. By ruszyć dalej, by może uporządkować tę ich niecodzienną relację dwójki ludzi po rozwodzie, a może by dobić się całkowicie. Nie umiała tego sprecyzować, ale czuła, że... Po minionych latach nadszedł czas, by zapytać. Bo chyba tamten czas miał wciąż dość spory wpływ na tu i teraz... A Addison zwyczajnie zdawała się tym... zmęczona.