: 04 lis 2023, 10:12
Astoria pokiwała głową, bo chociaż ich historie prawdopodobnie nie pokrywały się w żadnym aspekcie, to doskonale rozumiała uczucie, że to przeminęło. Przyzwyczajała się do myśli, że to okej, które zdusiłoby niepotrzebną nostalgię, ale jeszcze nie była na etapie, kiedy było to wykonalne.
Chociaż skinęła głową na kolejne słowa, to gdyby chciała być w pełni szczera, musiałaby przyznać, że z jej strony wyglądało to już odrobinę inaczej, skoro jej nazwisko stało się w pewnych kręgach rozpoznawalne, a trzymanie za dłoń Wendy, wpychało ją dodatkowo w jeszcze inny krąg zainteresowań. Kiedyś jednak tak było i Astoria teraz bardziej, niż kiedykolwiek, tęskniła za poczuciem anonimowości. Która wróciła na te kilka chwil w towarzystwie Mallory, gdy kobieta wiedziała o niej jedynie tyle, ile zdołała wyciągnąć uprzejmymi pytaniami.
To poniekąd zabawne, ile miłych uczuć potrafiła obudzić w niej obca kobieta, która nie robiła nic, poza wypełnianiem jej czasu rozmową i późniejszym skradaniem się po ogrodzie. Nie musiała robić nic więcej, by po ciele Astorii rozlało się przyjemne ciepło.
— To prawda, ale na razie wstrzymajmy się od umierania — zaproponowała z lekkim rozbawieniem, pobrzmiewającym w jej słowach. Pewność, z jaką Mallory wypowiedziała te słowa, podniosła ją odrobinę na duchu. Na tyle, że zrobiła jeszcze śmielszy krok do przodu, pozwalając sobie skręcić w jeszcze jedną z alejek, zapominając już całkowicie powtarzaną dotychczas w głowie sekwencję, która miałaby im, w razie czego, pomóc odszukać drogę powrotną. Zostawiła za to buta, tworząc kolejną wskazówkę, podczas późniejszego powrotu. Mogła mieć jedynie nadzieję, że lada chwila nie pożałuje decyzji o porzuceniu butów, gdy jej stopy natkną się na ostry kamień, leżący gdzieś pomiędzy kępkami trawy.
— Co? — zapytała, nie dostrzegając w pierwszej kolejności nic. Wcisnęła rękę pomiędzy jedną a drugą gałąź, starając się zrobić większy prześwit, który pomógłby im wypatrzeć źródło lekkiego światła. — Ale ciasne — mruknęła, nie mogąc za bardzo rozdzielić poszczególnych gałęzi. Zrezygnowana westchnęła, brodą wskazując alejkę.
— Tędy, musimy być już blisko — rzuciła z zadziwiającą pewnością. Nie miała co do tego żadnej gwarancji, ale mimo to i tak lekko pociągnęła Mallory za rękę — w stronę przeciwną do tej, z której chwilę temu przyszły.
Chociaż skinęła głową na kolejne słowa, to gdyby chciała być w pełni szczera, musiałaby przyznać, że z jej strony wyglądało to już odrobinę inaczej, skoro jej nazwisko stało się w pewnych kręgach rozpoznawalne, a trzymanie za dłoń Wendy, wpychało ją dodatkowo w jeszcze inny krąg zainteresowań. Kiedyś jednak tak było i Astoria teraz bardziej, niż kiedykolwiek, tęskniła za poczuciem anonimowości. Która wróciła na te kilka chwil w towarzystwie Mallory, gdy kobieta wiedziała o niej jedynie tyle, ile zdołała wyciągnąć uprzejmymi pytaniami.
To poniekąd zabawne, ile miłych uczuć potrafiła obudzić w niej obca kobieta, która nie robiła nic, poza wypełnianiem jej czasu rozmową i późniejszym skradaniem się po ogrodzie. Nie musiała robić nic więcej, by po ciele Astorii rozlało się przyjemne ciepło.
— To prawda, ale na razie wstrzymajmy się od umierania — zaproponowała z lekkim rozbawieniem, pobrzmiewającym w jej słowach. Pewność, z jaką Mallory wypowiedziała te słowa, podniosła ją odrobinę na duchu. Na tyle, że zrobiła jeszcze śmielszy krok do przodu, pozwalając sobie skręcić w jeszcze jedną z alejek, zapominając już całkowicie powtarzaną dotychczas w głowie sekwencję, która miałaby im, w razie czego, pomóc odszukać drogę powrotną. Zostawiła za to buta, tworząc kolejną wskazówkę, podczas późniejszego powrotu. Mogła mieć jedynie nadzieję, że lada chwila nie pożałuje decyzji o porzuceniu butów, gdy jej stopy natkną się na ostry kamień, leżący gdzieś pomiędzy kępkami trawy.
— Co? — zapytała, nie dostrzegając w pierwszej kolejności nic. Wcisnęła rękę pomiędzy jedną a drugą gałąź, starając się zrobić większy prześwit, który pomógłby im wypatrzeć źródło lekkiego światła. — Ale ciasne — mruknęła, nie mogąc za bardzo rozdzielić poszczególnych gałęzi. Zrezygnowana westchnęła, brodą wskazując alejkę.
— Tędy, musimy być już blisko — rzuciła z zadziwiającą pewnością. Nie miała co do tego żadnej gwarancji, ale mimo to i tak lekko pociągnęła Mallory za rękę — w stronę przeciwną do tej, z której chwilę temu przyszły.