Lucky Lou's Bar
: 28 wrz 2023, 22:18
Nie powinna pić.
Mieszanie alkoholu z antydepresantami to najgorsze co mogła sobie zrobić. Doskonale o tym wiedziała kiedyś i tylko raz na własnej skórze przekonując się o parodniowych skutkach ów szaleństwa.
Dziś miała je gdzieś.
Miała gdzieś wszystko.
Dopiero jutro pożałuje, ale jutro nie było dziś.
Dziś – wciąż – starała się uporać z zerwaniem z Ever albo raczej z tym, że znów spieprzyła kolejny związek.
Poprawka, nie ona go spieprzyła, ale jak zwykle doszukiwała się w tym swojej winy. Od dawna nie dostrzegała w sobie niczego dobrego, więc czemu nie miałaby być tą złą w każdej relacji, która wszystko rujnowała? Nawet jeśli znała prawdziwe powody zerwania, to ostatecznie katowała samą siebie, bo nigdy nie czuła się tak aby na cokolwiek zasługiwała. Aby była warta, godna, gotowa, odpowiednia albo najlepsza.
Jedyne w czym była dobra i temu nie zaprzeczała to praca. Na temat swych psów mogłaby mówić godzinami i gdyby tylko istniały nagrody dla najlepszych przewodników czworonogów to z pewnością dostałaby statuetkę.
Tak, była świetna w swojej pracy. Temu nie zaprzeczy, ale nie powie też, że była doskonała w relacjach z ludźmi, bo to bullshit na potęgę. Tak ogromny, że nawet czarna dziura nie dałaby rady go pochłonąć.
Westchnęła nad piwem, które dopiła do połowy i wreszcie spojrzała w bok dostrzegając siedzącą przy barze kobietę. Była niedaleko. Dzieliło je tylko jedno wysokie krzesło. Z profilu była bardzo ładna a kształt jej ciała aż prosił się o zobaczenie czegoś więcej niż tylko wykroju z boku.
Paxton przez parę minut rozważała czy do niej podejść. Mogłaby spróbować i albo dostanie kosza albo uda jej się zaciągnąć kobietę do łazienki aby na chwilę zapomnieć o tym, po co przyszła pić. Druga wizja zakładała bardzo udany wieczór i z tą myślą postanowiła podejść do nieznajomej.
- Nie widziałam cię tu wcześniej. – Najgorszy tekst jaki miała powiedzieć, bo się durna nie przygotowała i nie miała nastroju na ceregiele. Z chęcią powiedziałaby wprost co chodziło jej po głowie. – Ha! Zabrzmiało beznadziejnie co? – dodała od razu nie dając kobiecie czasu na reakcję. – Wybacz za nieprzygotowanie. – Uśmiechnęła się i pokiwała głową na boki. – Tak, naprawdę dostrzegając ciebie miałam ochotę od razu zaprosić cię do siebie. – Bo do siebie zabrzmiało lepiej niż na bzykanie do kibla, chociaż nadal było to słabe. – Co brzmi równie beznadziejnie co moje powitanie. – Robiła z siebie głupka, ale nie było co się dziwić skoro była już w połowie trzeciego piwa (dawno nie piła więc łatwo ją łapało). – Wybacz, nie będę zawracać ci głowy.
- Poczekaj – powiedziała tamta najwyraźniej nie mając żalu do Eve o jej słabe teksty na podryw. – Możesz tu usiąść – Wskazała na krzesło obok ciebie. – i wzajemnie postawimy sobie drinki. Tylko muszę cię uprzedzić, że na kogoś czekam, więc to będą „tylko drinki”. – Ciepły uśmiech tamtej zaskoczył Paxton, która jedynie przytaknęła. Zgodziła się na drinka aż do przybycia tajemniczej osoby. Kto wie? Może wyjdzie z tego ostry trójkąt? Na to też mogła się pisać, o ile jedną z ów osób nie będzie któraś jej ex.
Terrell była przemiła i aż nazbyt wyrozumiała. Z początku miała ochotę dosłownie zlać nieznajomą i powiedzieć, żeby spadała na drzewo, ale dostrzegła coś w jej oczach, co nie pozwoliło na ten brutalny wyczyn. Wyczuła, że coś było nie tak. Że to nie była pierwsza lepsza pijaczka co wieczór beznadziejnie podrywająca kobiety przy barze. Ba, kto w Lorne Bay tak bezpośrednio podrywałby kobiety przy barze?! Tylko ktoś śmiały, lecz w oczach Eve dostrzegła desperację połączoną z koniecznością stłamszenia złych uczuć; zduszenia ich w zarodku, w czym seks świetnie pomagał (przynajmniej na jakiś czas). Coś było nie tak i Joan uznała, że krótka rozmowa chociaż częściowo wspomoże tę biedną (mhm) istotę, aż do przybycia jej własnej towarzyszki Val Warren
Mieszanie alkoholu z antydepresantami to najgorsze co mogła sobie zrobić. Doskonale o tym wiedziała kiedyś i tylko raz na własnej skórze przekonując się o parodniowych skutkach ów szaleństwa.
Dziś miała je gdzieś.
Miała gdzieś wszystko.
Dopiero jutro pożałuje, ale jutro nie było dziś.
Dziś – wciąż – starała się uporać z zerwaniem z Ever albo raczej z tym, że znów spieprzyła kolejny związek.
Poprawka, nie ona go spieprzyła, ale jak zwykle doszukiwała się w tym swojej winy. Od dawna nie dostrzegała w sobie niczego dobrego, więc czemu nie miałaby być tą złą w każdej relacji, która wszystko rujnowała? Nawet jeśli znała prawdziwe powody zerwania, to ostatecznie katowała samą siebie, bo nigdy nie czuła się tak aby na cokolwiek zasługiwała. Aby była warta, godna, gotowa, odpowiednia albo najlepsza.
Jedyne w czym była dobra i temu nie zaprzeczała to praca. Na temat swych psów mogłaby mówić godzinami i gdyby tylko istniały nagrody dla najlepszych przewodników czworonogów to z pewnością dostałaby statuetkę.
Tak, była świetna w swojej pracy. Temu nie zaprzeczy, ale nie powie też, że była doskonała w relacjach z ludźmi, bo to bullshit na potęgę. Tak ogromny, że nawet czarna dziura nie dałaby rady go pochłonąć.
Westchnęła nad piwem, które dopiła do połowy i wreszcie spojrzała w bok dostrzegając siedzącą przy barze kobietę. Była niedaleko. Dzieliło je tylko jedno wysokie krzesło. Z profilu była bardzo ładna a kształt jej ciała aż prosił się o zobaczenie czegoś więcej niż tylko wykroju z boku.
Paxton przez parę minut rozważała czy do niej podejść. Mogłaby spróbować i albo dostanie kosza albo uda jej się zaciągnąć kobietę do łazienki aby na chwilę zapomnieć o tym, po co przyszła pić. Druga wizja zakładała bardzo udany wieczór i z tą myślą postanowiła podejść do nieznajomej.
- Nie widziałam cię tu wcześniej. – Najgorszy tekst jaki miała powiedzieć, bo się durna nie przygotowała i nie miała nastroju na ceregiele. Z chęcią powiedziałaby wprost co chodziło jej po głowie. – Ha! Zabrzmiało beznadziejnie co? – dodała od razu nie dając kobiecie czasu na reakcję. – Wybacz za nieprzygotowanie. – Uśmiechnęła się i pokiwała głową na boki. – Tak, naprawdę dostrzegając ciebie miałam ochotę od razu zaprosić cię do siebie. – Bo do siebie zabrzmiało lepiej niż na bzykanie do kibla, chociaż nadal było to słabe. – Co brzmi równie beznadziejnie co moje powitanie. – Robiła z siebie głupka, ale nie było co się dziwić skoro była już w połowie trzeciego piwa (dawno nie piła więc łatwo ją łapało). – Wybacz, nie będę zawracać ci głowy.
- Poczekaj – powiedziała tamta najwyraźniej nie mając żalu do Eve o jej słabe teksty na podryw. – Możesz tu usiąść – Wskazała na krzesło obok ciebie. – i wzajemnie postawimy sobie drinki. Tylko muszę cię uprzedzić, że na kogoś czekam, więc to będą „tylko drinki”. – Ciepły uśmiech tamtej zaskoczył Paxton, która jedynie przytaknęła. Zgodziła się na drinka aż do przybycia tajemniczej osoby. Kto wie? Może wyjdzie z tego ostry trójkąt? Na to też mogła się pisać, o ile jedną z ów osób nie będzie któraś jej ex.
Terrell była przemiła i aż nazbyt wyrozumiała. Z początku miała ochotę dosłownie zlać nieznajomą i powiedzieć, żeby spadała na drzewo, ale dostrzegła coś w jej oczach, co nie pozwoliło na ten brutalny wyczyn. Wyczuła, że coś było nie tak. Że to nie była pierwsza lepsza pijaczka co wieczór beznadziejnie podrywająca kobiety przy barze. Ba, kto w Lorne Bay tak bezpośrednio podrywałby kobiety przy barze?! Tylko ktoś śmiały, lecz w oczach Eve dostrzegła desperację połączoną z koniecznością stłamszenia złych uczuć; zduszenia ich w zarodku, w czym seks świetnie pomagał (przynajmniej na jakiś czas). Coś było nie tak i Joan uznała, że krótka rozmowa chociaż częściowo wspomoże tę biedną (mhm) istotę, aż do przybycia jej własnej towarzyszki Val Warren