— Z przypadkowym facetem z baru? Pewnie by się nawet nie dowiedział — wzruszyła ramieniem. Wolała sobie nie wyobrażać podobnych okoliczności, niezaplanowana ciąża długo była jedną z jej największych obaw. Najpierw, kiedy była zaledwie studentką, później – gdy modliła się, że nie będzie w żaden sposób związana do końca życia z Clayem, wbrew własnej woli. — Ale to dość, powiedzmy, szczególna sytuacja. Gdyby zdarzyło się już w związku, to nie zapierałabym się. Pewnie okazałoby się, że to tylko taki strach na wyrost przed nieznanym — pociągnęła łyk w zamyśleniu. Tyle mówi się o tym jak kobiety są przygotowywane do roli matek, Ada całe swoje dzieciństwo robiła za niańkę dla młodszych sióstr, a ostatecznie wszystko zawsze rozbija się o te same obawy. — A ty co? Jakbyś zareagował, gdyby Ainsley powiedziała, że będziecie mieć dziecko?
Skoro w kwestii mało subtelnych pytań i tak przekroczyli już tego wieczoru kilka granic, to mogli pójść w to dalej.
— Może miałabym podobne podejście, gdyby moje spektrum lubienia kogoś było nieco szersze. Wiesz, albo ktoś mnie wkurwia, albo jest znośny — zażartowała. Zawsze wydawało jej się zabawne, że tak jak pod względem wieku, tak samo i w aspekcie charakteru znajdowała się pomiędzy swoimi siostrami i braćmi, z drobną przewagą markotności Thada. Halsworth miała w sobie całe pokłady sceptycyzmu i zirytowanie jej nie było czymś trudnym. Co prawda wszelkie bojowe nastroje zduszała, bo nie miała szesnastu lat, żeby ruszać na każdego z rękami, bo konsekwencje mogły być gorsze niż spędzenie wieczoru w szkolnej kozie po dywaniku u dyrektorki szkoły, ale jeżeli kogoś znieść nie umiała, to nawet piękna buzia by jej tego nie wynagrodziła. — Powiedziałam ci na początku. Możesz się czuć zaszczycony, że jestem dla ciebie miła. Nie żeby było czym się chwalić, bo to prędzej temat do przegadania ze specjalistą.
Wyciągnęła kolejnego papierosa z paczki. Skoro już znajdowała się w miejscu dla palaczy, mogła sobie pofolgować. Przy uważniejszym obserwowaniu rozmówcy zauważyła drobne zawahanie w uśmiechu. Nie mogła jednak wiedzieć, skąd dokładnie się wzięło. Wyłącznie intuicyjnie uznawała, że musiało coś w tym być, chociaż towarzysz zdecydowanie wolał krążyć wokół tematu naokoło, a Ada również nie czuła się w tym przypadku upoważniona do zadawania pytań aż tak osobistych.
— Być może, ale mam pewien dar znajdowania sobie nieodpowiednich znajomych czy co gorsza przyciągania ich do siebie.
Nie wierzyła, by Dick był jednym z tych do cna zepsutych facetów, dlatego nie zabierała wszystkich swoich rzeczy celem usunięcia się z lokalu. Halsworth miewała czasami problemy z wycofywaniem się z niekorzystnych dla niej sytuacji czy udawania, że sygnały ostrzegawcze nie robią na niej wrażenia, stąd może jej reakcje nie powinny być wzorcem postępowania, ale chciała wierzyć, że w tym przypadku nie pomyli się zbyt mocno. Strzepnęła na rosnący kopczyk popiołu swój papieros.
— Powiedzmy, że jestem beznadziejnym przypadkiem, ale to nie oznacza, że się przed tym „bronię” — uniosła brew sceptycznie do góry. Gdyby się broniła, nie podejmowałaby żadnych prób. Była sama, czasem również była samotna, ale tego dnia nie miała ochoty i nie kryło się pod tym żadna filozofia poza zmęczeniem tygodniem. Mogłaby zadzwonić po jakąś koleżankę, ale trafiło na samotne przyjechanie do Rudd’s i skazanie na swoje towarzystwo właśnie Dicka. — Jak przyjdę szukać jakiegoś frajera, to chętnie poproszę cię o pomoc, chociaż do najbardziej wstydliwych nie należę. Prędzej nie mam znajomości — ubrała to na nowo w ton żartu.
— W takim razie cieszę się waszym szczęściem, to bardzo urocze — stwierdziła bez cienia złośliwości. — Ale tak, wydaje się, że coś w tym powiedzeniu jest.