See you later, alligatore
: 13 wrz 2023, 20:04
#7
Molly naprawdę starała się być dobrą mamą. Matką zastępczą. Ciocią. Opiekunem prawnym? Sama nie wiedziała jak się nazywać. Matką się nie czuła, z resztą miała wyrzuty sumienia, nawet myśląc, że może być zastępstwem za Monicę. Zdecydowanie ciocia było lepszym określeniem, choć tak naprawdę, będą musieli wkrótce z Grahamem porozmawiać, jak będą chcieli aby Sally ich nazywała. Przegadali wspólnie już wiele godzin, wiele tematów, ale nawet nie zbliżyli się do jakiejś 1/10.
Wróćmy do starania się. Molly się starała i jak tylko nie pracowała, nie miała do zrobienia czegoś w domu, przez co i Sally musiała być z nią w domu, to starała się zabierać ją na różne spacerki i tym podobne. Do parku, nad ocean, na plac zabaw, na huśtawki... ZOO nie mieli w pobliżu, dopiero w Cairns, ale w Lorne Bay, całkiem niedaleko od nich było przecież sanktuarium dzikich zwierząt, gdzie te dochodziły do siebie po ciężkich przejściach, lecz wciąż można było je obserwować. Więc... prawie to jak zoo, prawda? Zwłaszcza dla takich maluchów, które siedzą w wózku. Oglądają zwierzątka, które normalnie widziałyby w książce albo w baji. Sally powinna się doskonale bawić, prawda? Taki był zamysł. Jednak tu się okazało, jak mało Adams wie o dzieciach. Minęło ledwo piętnaście minut spacerowania po ścieżkach, kiedy dziewczynka zmęczona przyglądaniem się zwierzaków i słuchaniem tego, co Molly wyczytała na tabliczkach, zasnęła. Brunetka była trochę skołowana, co zrobić. Wracać do domu? Przejść cały teren, licząc, że dziecko się obudzi i wróci do obserwowania zwierzaczków?
Molly zdecydowała, ze spędzi już dzień w sanktuarium, może czegoś się dowie o zwierzętach, może ją to zainteresuje. Nie wiedziała, czy była tutaj po tym, jak na początku podstawówki byli tutaj na wycieczce szkolnej. Jakoś w młodości nie miała wielkiej ambicji tu bawić się w wolontariat, czy coś takiego. Wolała swoje książki. Zatrzymała się przy jeziorku wykonanym dla zwierząt wodnych, oparła łokieć na rączce od wózka i spojrzała w wodę. Wózek nie był nawet skierowany w tą samą stronę, ale to nic, bo przecież Molly sądziła, że jej mała podopieczna słodko sobie drzemała i śniła o postaciach z bajek. Albo o świeżym mango, które dostała na deser poprzedniego dnia.
-Nie chciałabym takiej bestii spotkać luzem na jakiejś wycieczce-mruknęła pod nosem, ale dość głośno. Nie trzeba mieć takich sąsiadów, aby woleć mieszkać w mieście. Molly była totalnym mieszczuchem, gdyby nie sytuacja, to nie przeprowadziłaby się do Lorne Bay, a już na pewno nie do Tingaree.
megara w. beveridge
Molly naprawdę starała się być dobrą mamą. Matką zastępczą. Ciocią. Opiekunem prawnym? Sama nie wiedziała jak się nazywać. Matką się nie czuła, z resztą miała wyrzuty sumienia, nawet myśląc, że może być zastępstwem za Monicę. Zdecydowanie ciocia było lepszym określeniem, choć tak naprawdę, będą musieli wkrótce z Grahamem porozmawiać, jak będą chcieli aby Sally ich nazywała. Przegadali wspólnie już wiele godzin, wiele tematów, ale nawet nie zbliżyli się do jakiejś 1/10.
Wróćmy do starania się. Molly się starała i jak tylko nie pracowała, nie miała do zrobienia czegoś w domu, przez co i Sally musiała być z nią w domu, to starała się zabierać ją na różne spacerki i tym podobne. Do parku, nad ocean, na plac zabaw, na huśtawki... ZOO nie mieli w pobliżu, dopiero w Cairns, ale w Lorne Bay, całkiem niedaleko od nich było przecież sanktuarium dzikich zwierząt, gdzie te dochodziły do siebie po ciężkich przejściach, lecz wciąż można było je obserwować. Więc... prawie to jak zoo, prawda? Zwłaszcza dla takich maluchów, które siedzą w wózku. Oglądają zwierzątka, które normalnie widziałyby w książce albo w baji. Sally powinna się doskonale bawić, prawda? Taki był zamysł. Jednak tu się okazało, jak mało Adams wie o dzieciach. Minęło ledwo piętnaście minut spacerowania po ścieżkach, kiedy dziewczynka zmęczona przyglądaniem się zwierzaków i słuchaniem tego, co Molly wyczytała na tabliczkach, zasnęła. Brunetka była trochę skołowana, co zrobić. Wracać do domu? Przejść cały teren, licząc, że dziecko się obudzi i wróci do obserwowania zwierzaczków?
Molly zdecydowała, ze spędzi już dzień w sanktuarium, może czegoś się dowie o zwierzętach, może ją to zainteresuje. Nie wiedziała, czy była tutaj po tym, jak na początku podstawówki byli tutaj na wycieczce szkolnej. Jakoś w młodości nie miała wielkiej ambicji tu bawić się w wolontariat, czy coś takiego. Wolała swoje książki. Zatrzymała się przy jeziorku wykonanym dla zwierząt wodnych, oparła łokieć na rączce od wózka i spojrzała w wodę. Wózek nie był nawet skierowany w tą samą stronę, ale to nic, bo przecież Molly sądziła, że jej mała podopieczna słodko sobie drzemała i śniła o postaciach z bajek. Albo o świeżym mango, które dostała na deser poprzedniego dnia.
-Nie chciałabym takiej bestii spotkać luzem na jakiejś wycieczce-mruknęła pod nosem, ale dość głośno. Nie trzeba mieć takich sąsiadów, aby woleć mieszkać w mieście. Molly była totalnym mieszczuchem, gdyby nie sytuacja, to nie przeprowadziłaby się do Lorne Bay, a już na pewno nie do Tingaree.
megara w. beveridge