and here i am slowly drifting away from everything i once claimed to love
: 01 wrz 2023, 18:17
Mimo wczesnej pory zaczynało zmierzchać; spędzone w Barcelonie dwa tygodnie odzwyczaiły go na moment od australijskiej rutyny i trwającego zaledwie ułamek chwili dnia, pachnącego zimą i chłodem. Nie przeszkadzało mu to jednak; po raz pierwszy cieszył się z tego, że zimowe dni są pochmurne, przyprószane deszczem i prędko upływającym czasem.
Radykalność dokonanych przez niego zmian zaśmiała się mu w twarz tego ranka, kiedy Ben otrzymał wiadomość o konieczności stawienia się w Cairns. Jeszcze nikomu nie powiedział o podpisanych papierach i nowym kluczu zdobiącym wnętrze jego kieszeni; nikomu, bowiem Ben od miesiąca raczył się samotnością. Tylko nieliczni wiedzieli w dodatku o jego rozstaniu z Walterem, a żadnej z tych osób nie powiedział o tym z powodu świadomego wyboru; gdyby mógł, zachowałby to dla siebie. Z życia wycofał się zaraz po tamtym wieczorze, kiedy tylko nabrał pewności, że Walter nie zadzwoni. Czekał oczywiście na niego przez kolejne dni, wykute w cierpieniu, ale Wainwright tak po prostu zniknął, przepadł, odszedł; nie zostawił po sobie niczego, najmniejszego ciepłego słowa lub jakiegoś cienia nadziei. Ben nienawidził go za to wszystko, ale jeszcze bardziej znienawidził samego siebie. Więc wyjechał. Gwen wysłał tylko wiadomość, by wszystkich o tym powiadomiła; to sprawy rodzinne, prywatne, tłumaczył się, nie potrafiąc określić, jak długo właściwie go nie będzie. Może dwa tygodnie. Nie zamierzał wdawać się w szczegóły. Gdy otrzymał od Marianne wiadomość pełną pytań, po prostu ją zignorował.
Bo Mari należała bardziej do świata Waltera, niż jego. I wobec tego musiał się wycofać, by nikt nie musiał z jego powodu czuć się niekomfortowo.
Dopiero po powrocie, kiedy powoli poczynał akceptować tę zmienioną, pełną melancholii rzeczywistość, odważył się zaproponować Mari spotkanie. Za dwa dni miał rozpocząć pracę w szpitalu (czy ktoś Mari o tym poinformował?), a więc o ile udawało się mu nie wpaść na Waltera przypadkiem, musiał liczyć się z tym, że to właśnie tam zobaczą się po tak długim czasie. Potrzebował więc w s p a r c i a.
Zastukał do drzwi jej mieszkania zgodnie z ustaloną porą; w dłoniach ściskał średnich rozmiarów karton, a między palcami zwisały przygotowane już do użycia klucze do auta. — Na pewno mogę cię zabrać do Cairns? — zapytał, kiedy rudowłosa czupryna ukazała się w progu; to zabawne, że mimo świadomości, że Mari jest teraz sama, Ben i tak obawiał się odnalezienia gdzieś tam, między salonem a kuchnią, obojętnego i niewzruszonego Waltera. — Gacuś może jechać z nami jeśli chcesz — zasugerował, posyłając jej zaledwie cień uśmiechu. Nie wiedział, jak ma jej to wszystko wyjaśnić, dlatego póki co nawet nie zdradził dokąd tak naprawdę chce ją zabrać.
Radykalność dokonanych przez niego zmian zaśmiała się mu w twarz tego ranka, kiedy Ben otrzymał wiadomość o konieczności stawienia się w Cairns. Jeszcze nikomu nie powiedział o podpisanych papierach i nowym kluczu zdobiącym wnętrze jego kieszeni; nikomu, bowiem Ben od miesiąca raczył się samotnością. Tylko nieliczni wiedzieli w dodatku o jego rozstaniu z Walterem, a żadnej z tych osób nie powiedział o tym z powodu świadomego wyboru; gdyby mógł, zachowałby to dla siebie. Z życia wycofał się zaraz po tamtym wieczorze, kiedy tylko nabrał pewności, że Walter nie zadzwoni. Czekał oczywiście na niego przez kolejne dni, wykute w cierpieniu, ale Wainwright tak po prostu zniknął, przepadł, odszedł; nie zostawił po sobie niczego, najmniejszego ciepłego słowa lub jakiegoś cienia nadziei. Ben nienawidził go za to wszystko, ale jeszcze bardziej znienawidził samego siebie. Więc wyjechał. Gwen wysłał tylko wiadomość, by wszystkich o tym powiadomiła; to sprawy rodzinne, prywatne, tłumaczył się, nie potrafiąc określić, jak długo właściwie go nie będzie. Może dwa tygodnie. Nie zamierzał wdawać się w szczegóły. Gdy otrzymał od Marianne wiadomość pełną pytań, po prostu ją zignorował.
Bo Mari należała bardziej do świata Waltera, niż jego. I wobec tego musiał się wycofać, by nikt nie musiał z jego powodu czuć się niekomfortowo.
Dopiero po powrocie, kiedy powoli poczynał akceptować tę zmienioną, pełną melancholii rzeczywistość, odważył się zaproponować Mari spotkanie. Za dwa dni miał rozpocząć pracę w szpitalu (czy ktoś Mari o tym poinformował?), a więc o ile udawało się mu nie wpaść na Waltera przypadkiem, musiał liczyć się z tym, że to właśnie tam zobaczą się po tak długim czasie. Potrzebował więc w s p a r c i a.
Zastukał do drzwi jej mieszkania zgodnie z ustaloną porą; w dłoniach ściskał średnich rozmiarów karton, a między palcami zwisały przygotowane już do użycia klucze do auta. — Na pewno mogę cię zabrać do Cairns? — zapytał, kiedy rudowłosa czupryna ukazała się w progu; to zabawne, że mimo świadomości, że Mari jest teraz sama, Ben i tak obawiał się odnalezienia gdzieś tam, między salonem a kuchnią, obojętnego i niewzruszonego Waltera. — Gacuś może jechać z nami jeśli chcesz — zasugerował, posyłając jej zaledwie cień uśmiechu. Nie wiedział, jak ma jej to wszystko wyjaśnić, dlatego póki co nawet nie zdradził dokąd tak naprawdę chce ją zabrać.