Yes sir, I can boogie, but I need a certain song
: 27 sie 2023, 12:06
Julia Crane była potworną kłamczuchą.
Wróć, faktycznie wraz z powrotem do Lorne Bay i organizacją wystawy przybyło jej obowiązków, o których zazwyczaj nie miała pojęcia. Przez lata bowiem wypracowali z Flannem całkiem bezpieczny i satysfakcjonujący obie strony układ, polegający na tym, że on objął ją opieką mentora i zapewniał środki na kolejne przedsięwzięcia. Oczywiście nie za darmo i dzielili wspólnie zyski (co zapewniła im umowa notarialna), ale jeszcze częściej świętowali to wszystko w łóżku stając się dla siebie idealnymi partnerami. Po części właśnie tak miała wyglądać jej rzeczywistość, gdy już zdoła powrócić do Australii.
Tyle, że wszystko się zmieniło.
Nie żałowała wprawdzie, że jej były kochanek postanowił się zakochać i dla odmiany rozwieść dla swojej kochanki (nie pochwalała tego, ale rozumiała), ale już zamieszanie, związane z całym tym procesem i inne uczuciowe głupstwa sprawiały, że już miała dość. Po pierwsze, została sama z organizacją wystawy, a była przykładem człowieka, którego przerastały kwestie finansowe i bała się, że prędzej czy później okrutnie się na czymś przejdzie. Po drugie zaś czuła się przeraźliwie wręcz samotna, gdy wszyscy nagle dobrali się w pary i nawet Ainsley nagle odnalazła szczęście z mitycznym byłym, o którym jej opowiadała lata temu w Londynie.
Julia zaś mogła tylko z boku obserwować to szczęście i choć miała kogoś na wyciągnięcie swojej artystycznej ręki… Cóż, odtrąciła go sprzedając mu taką samą bajkę jak Gabrielowi. O braku czasu. Powód, dla którego unikała przyjaciela nie miał bowiem niczego wspólnego z tym zamieszaniem. Chodziło raczej o fakt, że osoba, która przebywała tak długo w jej towarzystwie, szybko i z łatwością rozszyfrowałaby jej stan, który teraz można było określić mianem pieszczotliwego chaosu.
Tyle, że zazwyczaj ten przydawał się jedynie dla sztuki, obecnie zaś wprowadzał Julię w stan absolutnej degrengolady, gdy piła za dużo, spotykała się z różnymi ludźmi i angażowała w relację z pewnym chirurgiem plastycznym na całego. Nie sądziła jednak, że to wszystko pomoże jej w przebrnięciu szoku, który toczył jej organizm i który sprawiał, że była dziwnie niespokojna, a każda z kolejnych jej nocy była bezsenna. Z tego też powodu spojrzenie komuś w oczy i przyznanie się do ciągu przyczyno- skutkowego było zadaniem ponad jej miarę. Nie bez przyczyny więc unikała towarzystwa Gabriela i dopiero spotkanie go w galerii (w której Crane praktycznie zamieszkała ostatniego czasu) otrzeźwiło ją na tyle, by postarać się to wszystko naprawić i zobaczyć się na kolacji.
Która już trwała dłuższą chwilę. Darowali sobie owoce morza i wcinała makaron popijając winem i słuchając cierpliwie opowieści o jakiejś wannabe artystce, która zaprosiła jego przyjaciela do siebie. Jak go znała to pewnie przy odrobinie szczęścia zahaczy to o śniadanie, ale pewnie nie powinien jej mówić o tym, że próbowała go otruć. Wszak nie mieściło się to w spisie afrodyzjaków. Lubczyk za to tak, więc odsunęła go widelcem na brzeg talerza. Ostatnie czego Julia teraz pragnęła to jakieś uczucia czy emocje, mieszające jej w głowie.
- Twoje koty też potrzebują matki. Na moje to nawet bardziej niż ty żony - zauważyła postanawiając, że weźmie go tym sposobem i zahaczy o temat jego związków, które od pewnego czasu były bardziej krótkotrwałe niż te jej, a to musiało o czymś świadczyć, prawda?
Wróć, faktycznie wraz z powrotem do Lorne Bay i organizacją wystawy przybyło jej obowiązków, o których zazwyczaj nie miała pojęcia. Przez lata bowiem wypracowali z Flannem całkiem bezpieczny i satysfakcjonujący obie strony układ, polegający na tym, że on objął ją opieką mentora i zapewniał środki na kolejne przedsięwzięcia. Oczywiście nie za darmo i dzielili wspólnie zyski (co zapewniła im umowa notarialna), ale jeszcze częściej świętowali to wszystko w łóżku stając się dla siebie idealnymi partnerami. Po części właśnie tak miała wyglądać jej rzeczywistość, gdy już zdoła powrócić do Australii.
Tyle, że wszystko się zmieniło.
Nie żałowała wprawdzie, że jej były kochanek postanowił się zakochać i dla odmiany rozwieść dla swojej kochanki (nie pochwalała tego, ale rozumiała), ale już zamieszanie, związane z całym tym procesem i inne uczuciowe głupstwa sprawiały, że już miała dość. Po pierwsze, została sama z organizacją wystawy, a była przykładem człowieka, którego przerastały kwestie finansowe i bała się, że prędzej czy później okrutnie się na czymś przejdzie. Po drugie zaś czuła się przeraźliwie wręcz samotna, gdy wszyscy nagle dobrali się w pary i nawet Ainsley nagle odnalazła szczęście z mitycznym byłym, o którym jej opowiadała lata temu w Londynie.
Julia zaś mogła tylko z boku obserwować to szczęście i choć miała kogoś na wyciągnięcie swojej artystycznej ręki… Cóż, odtrąciła go sprzedając mu taką samą bajkę jak Gabrielowi. O braku czasu. Powód, dla którego unikała przyjaciela nie miał bowiem niczego wspólnego z tym zamieszaniem. Chodziło raczej o fakt, że osoba, która przebywała tak długo w jej towarzystwie, szybko i z łatwością rozszyfrowałaby jej stan, który teraz można było określić mianem pieszczotliwego chaosu.
Tyle, że zazwyczaj ten przydawał się jedynie dla sztuki, obecnie zaś wprowadzał Julię w stan absolutnej degrengolady, gdy piła za dużo, spotykała się z różnymi ludźmi i angażowała w relację z pewnym chirurgiem plastycznym na całego. Nie sądziła jednak, że to wszystko pomoże jej w przebrnięciu szoku, który toczył jej organizm i który sprawiał, że była dziwnie niespokojna, a każda z kolejnych jej nocy była bezsenna. Z tego też powodu spojrzenie komuś w oczy i przyznanie się do ciągu przyczyno- skutkowego było zadaniem ponad jej miarę. Nie bez przyczyny więc unikała towarzystwa Gabriela i dopiero spotkanie go w galerii (w której Crane praktycznie zamieszkała ostatniego czasu) otrzeźwiło ją na tyle, by postarać się to wszystko naprawić i zobaczyć się na kolacji.
Która już trwała dłuższą chwilę. Darowali sobie owoce morza i wcinała makaron popijając winem i słuchając cierpliwie opowieści o jakiejś wannabe artystce, która zaprosiła jego przyjaciela do siebie. Jak go znała to pewnie przy odrobinie szczęścia zahaczy to o śniadanie, ale pewnie nie powinien jej mówić o tym, że próbowała go otruć. Wszak nie mieściło się to w spisie afrodyzjaków. Lubczyk za to tak, więc odsunęła go widelcem na brzeg talerza. Ostatnie czego Julia teraz pragnęła to jakieś uczucia czy emocje, mieszające jej w głowie.
- Twoje koty też potrzebują matki. Na moje to nawet bardziej niż ty żony - zauważyła postanawiając, że weźmie go tym sposobem i zahaczy o temat jego związków, które od pewnego czasu były bardziej krótkotrwałe niż te jej, a to musiało o czymś świadczyć, prawda?