: 04 paź 2023, 12:34
Miała duże oczekiwania wobec życia. Chciała zbudować karierę – w czym wcale nie pomagała jej praca dla burmistrza małego Lorne Bay – chciała również założyć rodzinę, mieć dzieci, własny dom z ogrodem na przedmieściach jakiejś metropolii, na tyle blisko, że mogłaby w każdej chwili wyrwać się i odetchnąć wielkomiejskim powietrzem pełnym spalin oraz energii wiecznie śpieszących się dokądś ludzi. Chciała zbyt wiele, jak na to, że nie potrafiła osiągnąć żadnego z powyższych punktów. Jednym słowem, pogubiła się. Zboczyła z obranego kursu, mimo że uparcie powtarzała sobie, iż wciąż znajduje się na właściwiej ścieżce. Poniekąd oszukiwała samą siebie, jakby nie potrafiła pogodzić się z tym, że jej życie się zmieniło, a wraz z nim część dawnych marzeń.
— Zaufanie nie przychodzi łatwo — zgodziła się z nim, błądząc myślami w przeróżnych kierunkach. — Wymaga czasu i zaangażowania, ale też odwagi. Najgorzej, gdy przychodzi, kiedy jest już za późno — dodała, na koniec lekko wzruszając ramionami. Czuła się całkowicie bezradna. Poniekąd miała na myśli j e g o; może gdyby wcześniej dopuściła do głosu spychane na margines uczucia, Sidney w ogóle by nie wyjechał. Z drugiej strony, gdyby tego nie zrobił, nie miałaby okazji za nim zatęsknić i zrozumieć, jak bardzo lubiła, kiedy był blisko.
Tak czy inaczej, nie chciała zrzucać na niego własnych trosk, szczególnie widząc, jak dobrze radził sobie z daleka od rodzinnych dramatów. Uniosła więc kąciki ust, próbując włożyć w uśmiech jak najwięcej wesołości i pozytywnych emocji.
Ze zrozumieniem pokiwała głową. — Zawsze była za mała dla was dwóch. Liczyłam, że kiedyś się dogadacie, ale teraz już wiem, że to niemożliwie. I absolutnie nie winię za to ciebie! Nawet chciałam namówić cię, żebyś wrócił, ale teraz wiem, że to zły pomysł — powiedziała, wciąż uśmiechając się szerzej niż wymagała tego sytuacja.
Postawiła kubek z koktajlem obok siebie, by otrzepać dłonie z piasku; czuła, że to koniec. Odetchnęła głęboko i wstała. Dłonią strzepała resztki plaży ze spodni.
— Taaaak — odparła z nutą sarkazmu. — Przywiozę wam po kawałku tortu i butelkę weselnej wódki — dodała żartobliwie; chciała pozbyć się ciążących na sercu rozmów, chciała poczuć się lepiej – choćby przez chwilę. — Chętnie nauczę się surfować — zaznaczyła, bo zawsze kusiło ją, by spróbować swoich sił na desce. Zbierania takich doświadczeń nigdy nie odmawiała.
— A teraz podnoś pośladki, Sidney. Wracamy. Musisz wziąć rzeczy z samochodu, mnie czeka jeszcze wiele godzin powrotnej trasy do Lorne Bay — oznajmiła i wyciągnęła ku niemu rękę, jakby chciała pomóc mu wstać.
Wciąż się uśmiechała i mimo że nie zamierzała mówić tego głośno, chciała wyjechać jak najszybciej. Aby ochłonąć, aby pogodzić się ze wszystkim, co usłyszała oraz zobaczyła.
— Zaufanie nie przychodzi łatwo — zgodziła się z nim, błądząc myślami w przeróżnych kierunkach. — Wymaga czasu i zaangażowania, ale też odwagi. Najgorzej, gdy przychodzi, kiedy jest już za późno — dodała, na koniec lekko wzruszając ramionami. Czuła się całkowicie bezradna. Poniekąd miała na myśli j e g o; może gdyby wcześniej dopuściła do głosu spychane na margines uczucia, Sidney w ogóle by nie wyjechał. Z drugiej strony, gdyby tego nie zrobił, nie miałaby okazji za nim zatęsknić i zrozumieć, jak bardzo lubiła, kiedy był blisko.
Tak czy inaczej, nie chciała zrzucać na niego własnych trosk, szczególnie widząc, jak dobrze radził sobie z daleka od rodzinnych dramatów. Uniosła więc kąciki ust, próbując włożyć w uśmiech jak najwięcej wesołości i pozytywnych emocji.
Ze zrozumieniem pokiwała głową. — Zawsze była za mała dla was dwóch. Liczyłam, że kiedyś się dogadacie, ale teraz już wiem, że to niemożliwie. I absolutnie nie winię za to ciebie! Nawet chciałam namówić cię, żebyś wrócił, ale teraz wiem, że to zły pomysł — powiedziała, wciąż uśmiechając się szerzej niż wymagała tego sytuacja.
Postawiła kubek z koktajlem obok siebie, by otrzepać dłonie z piasku; czuła, że to koniec. Odetchnęła głęboko i wstała. Dłonią strzepała resztki plaży ze spodni.
— Taaaak — odparła z nutą sarkazmu. — Przywiozę wam po kawałku tortu i butelkę weselnej wódki — dodała żartobliwie; chciała pozbyć się ciążących na sercu rozmów, chciała poczuć się lepiej – choćby przez chwilę. — Chętnie nauczę się surfować — zaznaczyła, bo zawsze kusiło ją, by spróbować swoich sił na desce. Zbierania takich doświadczeń nigdy nie odmawiała.
— A teraz podnoś pośladki, Sidney. Wracamy. Musisz wziąć rzeczy z samochodu, mnie czeka jeszcze wiele godzin powrotnej trasy do Lorne Bay — oznajmiła i wyciągnęła ku niemu rękę, jakby chciała pomóc mu wstać.
Wciąż się uśmiechała i mimo że nie zamierzała mówić tego głośno, chciała wyjechać jak najszybciej. Aby ochłonąć, aby pogodzić się ze wszystkim, co usłyszała oraz zobaczyła.